Film bardzo powierzchownie przedstawia samą Mary, jak i inne postaci - Byrona, Shelley'a. Najbardziej podobne to jest do przeniesienia w XIX wiek filozofii "dzieci kwiatów" bez głębszej refleksji i analizy. Niczego się nie dowiedziałam i nic mnie nie poruszyło. A już sama geneza powstania utworu przedstawia poziom harlequinów.