Właśnie oglądałem ten film i jestem jeszcze pod wrażeniem. Ogólnie film trochę nudny,
przydługawy i można by było niektóre sceny uciąć, bo nie wnoszą nic do filmu. Ale to
moja opinia.
Jest w nim specyficzna architektura. Metropolis wyznaczył pewne kanony na których
wzorują się współczesne filmy. Np. zauważcie to, w jaki sposób buduje się akcja: jest
rozwinięcie, przedstawienie świata, bohaterów, pokazanie nutki zła. Pojawia się kobieta i
nutka zła przekształcająca się w preludium, oraz jakiś związek pomiędzy złem a kobietą.
Zło ciągnie za sobą inne postacie by zaszkodzić komuś dobremu i zamienia się w całą
operę zła, że tak sobie napiszę :)
Ostatecznie, gdy prawie wszystko stracone, dobro zaczyna wygrywać, jest razem z
kobietą, razem niszczą resztki zła, wyprostowanie fabuły, żeby wszystko było po staremu
tylko że lepiej. I happy end.
Moim zdaniem amerykańskie, komercyjne kino czerpie garściami ze starych dzieł,
będących kamieniami filmowymi kinematografii.
Znacie inne podobne przykłady takich kamieni? ;p
Ja dodam jeszcze jeden film: "Człowiek z kamerą" Dżiga Wiertow'a, dosłownie
kopiowane kadry z tamtąd w dzisiejszym kinie przez dzisiejszych wybitnych twórców 0_o
Tylko że to nie jest film amerykański – hollywoodzki, a niemiecki. Polecam trochę poczytać o historii kina i ekspresjonizmie.