Film oceniam na 7,5/10, jest to dobra produkcja i ciężko to podważyć, chociaż szczerze mówiąc liczyłem na coś więcej. Zawiódł mnie trochę scenariusz, mimo wszystko nieco schematyczny, czyniący z tego filmu niejako kolejną opowiastkę dramatyczną o stracie dziecka, powielającą pewne schematy (kłótnie, niedopasowanie szczegółowych postaw odnośnie straty dziecka przez obojga rodziców, próba znalezienia oparcia w kimś innym niż w małżonku etc.). To na minus. Chociaż w gąszczu myślę wielu dramatów dotykających zbliżone kwestie (niekoniecznie o stracie akurat 4 letniego synka) wybija się dobrym aktorstwem, ale trudno, by było inaczej, skoro wypoczęta Kidman gra po prostu swoje. A robi to znakomicie. Bardzo mi się podobała też jej charakteryzacja, emocje, nerwowość, swoista naturalność i wczucie się w odgrywaną rolę. Eckhart także bardzo pozytywnie. Nie wydaje mi się, by film w Polsce pobił jakieś finansowe rekordy (zresztą z chęcią zobaczę jak czas zweryfikuje moją hipotezę), gdyż nie widzę tu jakiejś większej głębi (co nie znaczy, że w ogóle film nie niesie pewnych rad i nie dotyka ważnej kwestii osobistej) oraz, co ważniejsze chyba, nie jest to dzieło nastawione na fajerwerki. To raczej kino stonowane, osobiste. Ale ze względu na Kidman i sporo emocji ogólnie zebranych na ekranie myślę, że obejrzenie "Rabbit Hole" jest wyborem jak najbardziej trafnym.