Ta Scarlett Johansson popsuła mi seans ;( Ta aktorka w tym filmie to jakieś nieporozumienie. Irytowała mnie za każdym razem gdy ją widziałem. W połowie oglądania wyłączyłem film. Dziwne że w innych filmach nie była taka wkurzająca.
Gdyby nie ona film by był - według mnie - lepszy i wyżej oceniony, a tak tylko 4/10.
Miałam identyczne odczucia. Choć przyznam, ze za tym facetem też jakoś nie przepadam.
Muszę się z tobą kategorycznie nie zgodzić. Scarlett Johanson to jedna z najlepszych młodych aktorek jakie znam, trochę jej reputacje psują komercjalne filmu, w których zwykła występować, ale ona i tak jest niezwykła. A w tym filmie to po prostu mistrzostwo. Wraz z tym geniuszem Murrayem zagrała fenomenalnie. Ten film jest niezwykły.
P.S.Nienawidzę kiedy ludzie tacy jak ty obejrzą film do połowy i myślą, że mogą się o nim wypowiadać. Owszem mogą , ale taka wypowiedz nie jest nic warta. Także zawsze podchodzę z niewymawialną pogardą do ludzi, którzy linczują film, a nie wiedzą nawet jak się skończył.
Wiesz dlaczego wyłączam w połowie film? Bo wiem, że nawet jakby się skończył jakoś niesamowicie zaskakująco to i tak nie zmieniłby tego, że nie miałem przyjemności podczas oglądania tego filmu i wytrwania do końca. Jestem pewien że nie wrócę już do tego filmu w przyszłości, gdyż za każdym razem musiałbym przecierpieć tą Scarlett. Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi ;)
Ja wiem o co Ci chodzi. Gdybym miała wybrać pare najbardziej irytujących ''gwiazd'', byłaby to Johansson i Ibisz...bleeeh!
Tak, ale jeśli chcesz mieć niewypaczoną opinie o filmie i pisać o swoich przemyśleniach na jego temat na forum, to obejrzyj film do końca! Wracając do Johansson to już kwestia gustu, ale z pewnością nie porównywałbym jej do Ibisza, jak twój głupkowaty znajomy - Iarna (żaden aktor nie powinien być porównywany do tego bęcwała).
Nie chcę cierpieć i męczyć się na filmie bez sensu jesli od początku mi nie podchodzi. Sorry ale nie jestem masochistą.
budka_z_napojami: Pełne poparcie w obydwu kwestiach! Zazwyczaj po prostu ignoruje posty takie jak ten ktos111'a, ale świetnie ująłeś to co miałem na myśli. Dzięki. :)
dobrych kilka lat temu (7:), oglądając z zaciekawieniem ten film, zakochałem się w aktorce, widząc ją po raz pierwszy i nie wiedząc kto to..
teraz już wiem i nawet lubię jak śpiewa ))
Nie byłam fanką Scarlett aż do obejrzenia tego filmu. Ale w "Między słowami" zagrała absolutnie fenomenalnie i nie można tego nie docenić.
Zwróćcie uwagę, że ze względu na konstrukcję filmu zarówno ona jak i Murray musieli grać głównie za pomocą ciała, miny, gestu a nie wypowiadanego tekstu. Wydaje mi się, że w taki właśnie sposób dużo trudniej wzbudzić u widza zainteresowanie, emocje, odegrać wiernie rolę i jeszcze zyskać sympatię. Mimo wszystko i Murray i Johansson zrobili to po mistrzowsku.
Problem w tym, że Scarlett cały czas ma jedną i tę samą minę - minę przestraszonego/zdziwionego/opóźnionego dziecka, do tego te jej stale otwarte usta ;\
Film uratował Murray.
A ja zauważyłam że na każde niemal zdanie Murraya mówi :"To miło", wiem że tak chciał reżyser i tak było w scenariuszu ale jakoś mnie to irytowało. W sumie nie przepadam za ww. panem (zawsze kojarzył mi się z nieśmiesznymi komediami z lat 80tych) a Scarlett mi "zwisa' tzn. nie ziębi ani nie grzeje ;) choć rzeczywiście z samej twarzyczki kojarzy mi się z prostymi hollywoodzkimi filmami np. komedyjkami romantycznym czy filmami młodzieżowymi, to........ jednak muszę przyznać że ich gra w tym filmie mi się spodobała, zwłaszcza ów pana, ona była słabsza. Ale dzięki temu filmowi ich notowania u mnie wzrosły, zwłaszcza jego.
Gdyby tak wyglądały opóźnione dzieci to chciałbym żeby i moja córka tak wyglądała jak ona, definitywnie. A co do tej samej miny, ważna jest gra, anie mimika. Russell Crow też ma jeden wyraz twarzy, a mimo to jest genialnym aktorem.
Jej mimika jest na tyle wymowna mimo, że nie musi ruszać nadmiernie brwiami czy czy marszczyć nos żeby widz mógł zrozumieć jakie uczucia czy emocje w niej drzemią. Piękno tkwi w prostocie. Każdy człowiek ma jeden, "naturalny" wyraz twarzy, który z mienia zależnie od stanu emocjonalnego. Scarlett jest aktorką, która potrafi wczuć się w graną postać. Zauważ, że twórcy filmów dobierają aktorów do poszczególnych ról, a nie role do poszczególnych aktorów. Według autora filmu "taki" wyraz twarzy był niezbędny, ja to jednak pojmuję trochę/całkiem inaczej. Bardzo "wymowna" gra twarzą według mnie i nie mam tu się do czego przyczepić. Oczywiście nie jest to aktorka uniwersalna, obcego by nie zagrała, ale te role, w których ją widziałem całkowicie zaspokajają moje osobiste oczekiwania.
Wg mnie fajnie zagrała jedynie w "Dziewczynie z perłą", ale to chyba dlatego, że dziewczyna z perłą sprawiała wrażenie właśnie takiej osoby, jakiej wyraz twarzy prezentuje Scarlett. Jakoś nie denerwowała mnie też w "Wyspie".
Zaznaczam, że nie widziałam wszystkich filmów z nią (chociaż było ich sporo, bo wtryniają ją teraz wszędzie, gdzie się da).
"W połowie oglądania wyłączyłem film."
To po jaką cholerę oceniasz i opisujesz swoje przeżycia związane z filmem, którego nawet nie obejrzałeś?
Żadna nowość - Scarlett jest przeciętną aktorką. Tyko raz udało jej się wybić ponad to rolą we "Wszystko gra". Całe szczęście, że Allen'owi minęło zauroczenie i nie musimy znosić jej w jego najnowszych filmach. W "Vicky..." nie wyrażała żadnych emocji, w "Scoop - gorący temat" grała tak irytująco, że popsuła cały - i tak już z nieciekawym scenariuszem - film.
Nie trzeba dodawać, jaki był poziom jej gry na przykład w "Kochanicach króla" czy "Wyspie", bo tam prezentowała co najwyżej przepiękne stroje czy dobrze skrojone kostiumy.
Są tysiące lepszych aktorek, nie rozumiem rozwodzenia się nad jedną, zwyczajną gwiazdką.
"Są tysiące lepszych aktorek" - żałosny słowotok, wręcz bełkot, a przytoczoną kwestią tylko to podkreśliłaś. Co jest... masz krzywy nos, jesteś niespełnioną aktorką czy też drażni cię widok ładnej kobiety na ekranie? Nie łam się, kiedyś będzie cię stać na operację plastyczną, to i żółć przestanie się z ciebie tak obficie wylewać! ;o)
Wow! A potrafisz budować zdania złożone? Coś od siebie...? Nic? Żałosne... przepraszam - żałosna. :o)
Najśmieszniejsze jest to, że jak dotąd jedyną osobą w tym wątku, z której "obficie wylewa się żółc", jesteś ty.
Hehe... nie dość, że głupi to jeszcze ślepy... pewnie takiemu ignorantowi jak ty łatwiej iść przez życie, nie? Ale nie próbuj sporowadzać lepszych od siebie do twego nędznego poziomu. Paps! :o)
"Szkoda komentować." - a jednak KOMENTUJESZ...no, ale nie spodziewam się wyższego poziomu inteligencji niż u kartofla od (niktórych) użytkowników forum.
Bo nie jestem masochistą i nie lubię bez sensu tracić czasu. Nie bede w niewoli oglądał filmu do konca tylko po to żeby ludzie z filmwebu przyznali że: "oh, on obejrzał cały, to fajnie".
Bardzo podoba mi się "styl bycia" jaki prezentuje w tym filmie.
Dziwnie to zabrzmi pewnie:
- Jest cała masa kobiet, na widok których miękną mi nogi, miałbym je ochotę zerżnąć "tu i teraz", tak mnie pociągają.
- Z drugiej strony rzadko mi się zdarza spotkać dziewczynę o takim uroku jak Scarlett. Wywołuje ona u mnie skrajnie inny rodzaj pożądania, pozbawiony wulgarności. Taka Scarlett wzbudza we mnie czułość...
Stąd, w mojej ocenie, w "Między słowami" zagrała ponadprzeciętnie.
Kojarzysz Bohuna z Ogniem i Mieczem? Bezlitośnie mordował wszystkich na około i bił własne kobiety, wyłącznie Helenę traktował inaczej, była dla niego święta ; )
Czy oglądając film, muszę na sucho oceniać sam warsztat aktorki lub (jako mężczyzna) urodę jej ciała?
Niewiele bodźców wyzwala we mnie czułość i dlatego bardzo wysoko oceniam ten film i jej rolę. Po prostu ona kontrastuje z brutalnością i perwersją do których uwielbienia się otwarcie przyznaję.
Kobiety mają dużą władzę nad mężczyznami, to one mają wpływ na to jaki rodzaj pożądania w nich wyzwalają.
Z drugiej strony, nie wierzę w zmienianie się i pracę nad własnym charakterem dla drugiej osoby. To mężczyzna ma być oparciem dla kobiety, więc nie może u kobiet szukać potwierdzenia własnej męskości.
Prawdopodobnie pomimo tej "czułości" zniszczyłbym taką dziewczynę, bo cóż jest bardziej zabawnego od łamania niewinności...
"Kobiety mają dużą władzę nad mężczyznami, to one mają wpływ na to jaki rodzaj pożądania w nich wyzwalają.
Z drugiej strony, nie wierzę w zmienianie się i pracę nad własnym charakterem dla drugiej osoby. To mężczyzna ma być oparciem dla kobiety, więc nie może u kobiet szukać potwierdzenia własnej męskości." -cytuję 3 zdania bo może mają coś wspólnego z tym trzecim którego nie rozumiem. Możesz wyjaśnić?
Istnieją "mężczyźni", którzy za męskość i jej potwierdzenie uważają zaliczenie jak największej ilości kobiet.
Takie działanie nie ma nic wspólnego z uczeniem się silnej woli i odpowiedzialności. Męskość można zdobyć ucząc się jej od innych mężczyzn, osiągając z nimi jakiś wspólny cel. Szczególnie istotną osobą jest ojciec.
Mam na myśli również motywację mężczyzny zakochanego w kobiecie. Wtedy można naprawdę góry przenosić, jednak gdy coś pójdzie nie tak, taki facet leci na łeb, na szyję jak Ikar z płonącymi skrzydłami ; ) Przekonałem się o tym na własnej skórze.
Zresztą gdy opadną "chemiczne" emocje, miłość staje się głównie decyzją i to jest prawdziwa próba dla każdego mężczyzny.
Ładnie powiedziane, tylko dlaczego ja znam tylko takich facetów którzy by się pod tym nie podpisali?
Bo czasem teoria i praktyka to dwie różne kwestie.
Nie mówię tu o nikim konkretnym;))