Tacy "GLINIARZE Z BROOKLYNU" przemknęli przez kina niezauważeni, a są lepsi pod każdym względem. Bardziej zdecydowani w diagnozie społecznej przemocy i z tego powodu po prostu bardziej przekonujący.
No i żarliwe aktorstwo Wesleya Snipesa, Dona Cheadle'a, Richarda Gere'a i Ethana Hawke'a również nie ma sobie równych w zestawieniu z zespołem aktorskim "Miasta złodziei": Affleck-Hall-Renner-Hamm.
Oba filmy w Polsce nie znalazły się w kinach, od razu wylądowały na DVD, jak jakieś wyroby filmopodobne i obu filmom mimo wszystko wyrządzono krzywdę.
Ale o ile "Miasto złodziei" w swej konwencjonalności nie powiedziało nic, czego byśmy z kina o środowisku przestępczym nie wiedzieli, o tyle "Gliniarze z Brooklynu" zasłużyli na uwagę, z jaką spotkał się poprzedni policyjny film Antoine Fuquy - "DZIEŃ PRÓBY".
Szkoda kina.
Jest innym filmem. "Gliniarze" są równie wg mnie minimalnie gorsi. To dlatego, że "MIasto Złodzi" zalatuje na kilometr wspaniałą "Gorączką". Stopniowana akcja, rewelacyjne dialogi i wciągająca fabuła. Do tego naprawdę udane kreacje aktorskie, a nawet coś większego od Renner'a. "Gliniarze..." nie są film akcji, "MIasto..." niby też ale jest ona istotniejszą częścią składową całości. "Gliniarze.. " to ponury kryminał. " Miasto...." to ekscytujący film sensacyjny z mądrą fabułą, większymi bądź mniejszymi gdzieniegdzie błędami. Mimo tego bardziej do mnie to trafia bo cała konwecja plus INTERESUJĄCY (!) romans wciąga mnie bardziej.