Tytuł jest tak wymowny, że właściwie milczeniem można by go tylko opisać. Genialny film, w którym właściwie nie ma ścieżki dźwiękowej, owszem mamy dialogi, odgłosy natury ale nie ma muzyki. Jest cisza.
Chciałbym powiedzieć ,że czuję się trochę jak główny bohater, ale nie jestem tak pyszny i dumny jak on. Chociaż pod koniec już był mi bliższy, kiedy zrezygnował z całej tej szopki, bo nie mogę powiedzieć ,że zrezygnował z wiary. Ani Ferreira nie zrezygnował z wiary w Boga ani Rodriguez. Po prostu odpuścili, zrezygnowali z dumnej i pysznej świadomości ,że ich wiara jest tą jedyną i słuszną i jakże miłosierną, przez którą cierpieli inni, całkowicie niewinni ludzie.
Chciałbym by wszyscy ludzie na świecie doświadczyli takiego "objawienia".
Cytując klasyka : "że ich racja wcale nie jest "najmojsza"", że są ludzie którzy myśląc inaczej, wcale nie myślą źle.
Im dłużej jednak patrzę na otaczający na dzisiaj świat, tym bardziej odnoszę wrażenie, że cofamy się do średniowiecza, gdzie siłą narzucano innym swoją wiarę, słabym i biednym obiecywano raj, a bogatym nie zależy na niczym, oprócz własnej przyjemności,