PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=278033}

Milczenie

Silence
2016
6,8 39 tys. ocen
6,8 10 1 39287
6,8 53 krytyków
Milczenie
powrót do forum filmu Milczenie

W internecie wiele osób, a nawet profesjonalnych recenzentów, o dziwo twierdzi że ten film podaje wszystko jak na tacy. Serio? To czemu jest tak wiele skrajnych ocen, interpretacji, zarówno od osób wierzących jak i niewierzących? Na szybko, kilka punktów które pokazują jak bardzo złożony jest to film:

1. Przemowa Ferreiry w świątyni buddyjskiej, mająca przekonać młodego Jezuitę do apostazji. Niektórzy widzowie, zwłaszcza niewierzący, mu przytakują: " on ma rację, głos rozsądku, po co pchano chrześcijaństwo do Japonii?". Tylko że to jest właśnie przyjęcie postawy która miał propagandowo wtłoczyć Ferreira. Obok siedzi "cenzor" który nadzoruje rozmowę. Ferreira miał wygłosić krótki wykład, o tym że Japończycy nie zrozumieją Chrześcijaństwa, to było jego zadanie. Nigdzie nie mamy pewności, że Ferreira rzeczywiście mówi prawdę z przekonaniem,czy mówi to bo mu kazali, albo mówi to żeby mieć święty spokój przy swoim buddyjskim mistrzu z którym pracuje naukowo. Zwłaszcza że sama przemowa wydaje się płaska teologicznie jak na wykształconego mistrza jezuickiego, jest w zasadzie jedno rzucone stwierdzenie że "oni tego nie przyjmą, oni wierzą w naturę". Ferreira wydaje się mocno zakłopotany rozmową. Dlaczego tak łatwo przychodzi nam łykanie tej przemowy jako obowiązującego stanu? Tym bardziej, że wieśniacy całkiem rozsądnie pojmują swoją wiarę i widać to przy chrzcie dziecka którego dokonują Jezuici. Dla nich chrzest był wejściem do raju, i w najgłębszym teologicznie sensie, wyczuli sens chrztu o wiele lepiej niż księża.

2. Czy Ferreira rzeczywiście porzucił wiarę? Niby tak. Ale są dwa tropy które sugerują coś innego. Pierwszy, gdy mu się wyrwało w rozmowie "Nasz Pan". Potem szybko się tego wyparł, stwierdził że nic takiego nie powiedział. Czy to stare przyzwyczajenie? A może jednak wiara w nim siedzi, tylko się zapomniał? Pozostajemy bez odpowiedzi, ale trudno oczekiwać że ta scena była przypadkowa. Zwłaszcza że chociaż nie ma o tym nic w filmie (zapewne żeby uniknąć jednoznaczności tej postaci, żeby pewne rzeczy tylko delikatnie zasugerować) ale prawdziwy historyczny Ferreira tuż przed śmiercią przyznał się z publicznie do Boga, a swoje życie w apostazji określił wyborem z tchórzostwa. To by potwierdzało pierwszy trop, ale - to tylko jedna z interpretacji.

3. Spotkałem się z opiniami, że apostazja i nadepnięcie na wizerunek Jezusa, jest pochwałą racjonalnego podejścia do wiary chrześcijan, ale także Ferreiry i Rodriguesa. Że to tylko idea jak każda inna, za którą nie warto umierać ani cierpieć. Można rzeczywiście tak to interpretować, ale... co jeśli to oznacza coś wręcz przeciwnego? A może to właśnie krytyka chrześcijaństwa "grzecznego", które jest ciche, potulne, przesadnie miłe i posłuszne, nie zawadzające nikomu w społeczeństwie? Zauważmy że ta apostazja miała doprowadzić w przekonaniu Jezuitów do czegoś dobrego. Miała być tylko "nieprzeszkadzaniem" i pokojową asymilacją ze społeczeństwem. Ostatecznie Jezuici z neutralnych obywateli, zostali tropicielami chrześcijaństwa. Nie zostali neutralni, a ich wybór doprowadził do dalszego zła. Jest to trochę odwrócenie biblijnej historii Pawła z Tarsu. On był tropicielem chrześcijan, który został chrześcijaninem. Jezuici (zwłaszcza Ferreira), z chrześcijan stali się tropicielami chrześcijan. Ich wybór w dalszej konsekwencji nie zmniejszył zła ani cierpienia, a oni sami przyczyniali się do dalszych prześladowań, więc czy rzeczywiście był taki czysty i rozsądny jak im obiecywano?

4. Widziałem też opinie że Jezuici dobrze zrobili porzucając chrześcijaństwo, bo dopiero wtedy odzyskali pokój. Czy na pewno? Oczywiście można tak do tego podejść, ale ja bym to nazwał nie tyle "pokojem", ale raczej "spokojem". Po obydwu Jezuitach widać że żyją sobie potem spokojnie, ale nie widać po nich szczęścia. Zwłaszcza u Rodriguesa. Jest jak wypruty z życia, porównując jego obraz sprzed apostazji i po apostazji. Jest tyle pustych spojrzeń, pełnych bólu, że szok. Żyje zewnętrznie jak Japończyk, w dostatku,ma swój dom, jest ogarnięty, ale wewnętrznie, bez praktykowania zewnętrznej wiary, nie potrafi być w pełni szczęśliwy. Oczywiście - po raz kolejny zaznaczam - to tylko moja interpretacja.

5. Scena z krzyżykiem w "trumnie" Rodriguesa. Niby głupi zabieg reżysera, podanie wszystkiego w skrajnej oczywistości. Czy na pewno? No nie. Co to oznacza? Czy nawrócił swoją żonę na chrześcijaństwo? A może po prostu na tyle szanowała jego dawne przekonania, że dała mu krzyżyk? A może Rodrigues jednak potajemnie działał jako ksiądz? Wyraźnie zaznaczono, że żona w ogóle nie płakała tak jakby była pełna pokoju. Fajna scena, dająca niewiele odpowiedzi, za to stawiająca kolejne pytania. Pytania się mnożą jeszcze bardziej, gdy przypomni się że Rodrigues dostał dom w okolicy gdzie się ukrywali chrześcijanie.

6. To być może już nadinterpretacja, ale Scorsese to najwyższej klasy reżyser, więc ufam że mógł to przemycić. Ciągle mi to siedzi w głowie. Alegoria apostazji Jezuitów, jako chrześcijańskiej wizji pokus i konsekwencji grzechu. Jezuitom obiecywano, że jak wyrzekną się Boga tylko raz, to potem będzie dobrze. To miał być jednorazowy akt po którym już dadzą spokój, wielokrotnie o tym mówili Japończycy. A tu psikus. Piękne obietnice okazały się nieprawdziwe, i apostazję trzeba było co jakiś czas potwierdzać. I to coraz bardziej, bo potem nie wystarczał akt nadepnięcia na wizerunek Jezusa, ale i konieczna była apostazja pisemna. I z każdym razem, Rodrigues robił to coraz bardziej bezwiednie, przyzwyczajony do sytuacji. To jak z grzechem: piękne obietnice powodują że na chwilę jest dobrze, ale potem okazuje się że obietnice się nie sprawdziły i trzeba brnąć w grzech jeszcze mocniej. I w końcu w grzech wchodzi się niemal odruchowo, zapominając jak to jest bez grzechu.

7. Jedna z ciekawszych interpretacji którą widziałem, jest dość naciągana, ale szalenie interesująca. Głos Chrystusa który mówi Rodriguezowi "nadepnij, po to za Was umarłem żebyście po mnie deptali". W teorii wszystko się zgadza. A co jeśli to nie jest głos Jezusa, tylko Szatana? Ten głos jest dość ostry i nakazujący, przypomina raczej kuszenie człowieka na rozdrożu, w rodzaju "zrób to!".


I to tyle na szybko. Może film nie jest tak oczywisty jak się niektórym wydaje? I niekoniecznie jest wypowiedzią:
- o bezsensie ewangelizacji na całym świecie (jak niektórzy mówią)
- o chrześcijaństwie jako pustej idei "jak każda" którą jedni chcą narzucić innym (co też niektórzy sugerują)
- sugerującą że wiara przeżywana wyłącznie niepublicznie jest OK
- chwalącą publiczną "zdradę" wbrew Pismu Świętemu ("Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie" Mt 10,33)

A może to właśnie film o tym że:
- wiara bez przeżywania zewnętrznego, nie daje pełnego szczęścia
- prawdziwej wiary nie da się całkiem wykorzenić z serca, choćby wszystko w życiu wskazywało że ostatni płomyk już dawno zgasł
- chrześcijaństwo które sprowadzamy do bycia akceptowanym przez wszystkich, przestaje być prawdziwym chrześcijaństwem
- obietnica "mniejszego zła" czasem wcale nie daje mniejszego zła, a czasem wręcz przynosi więcej cierpienia
- ewangelizacja ma sens, tylko zbyt łatwo dajemy sobie wmówić że nie ma
- nic w sprawach wiary nie jest tak oczywiste jak często oceniamy z zewnątrz

I oczywiście nie jest to druga "Misja" (którą również niektórzy interpretują jako obraz antykatolicki, inni jako obraz prokatolicki), ale też jest zaskakująco ciekawie. Im dłużej myślę, tym więcej pytań i niejednoznaczności mi się pojawia w głowie.