PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=278033}

Milczenie

Silence
6,8 38 444
oceny
6,8 10 1 38444
7,0 37
ocen krytyków
Milczenie
powrót do forum filmu Milczenie

Na początku powiem tylko, że jestem z tych, którzy podczas seansu nie ziewali, nie zastanawiali się, jak bardzo są zmęczeni po całym dniu, nie patrzyli na zegarek. Bynajmniej – siedziałam jak na szpilkach, analizując i przeżywając dylematy moralne. Cieszę się, że w mainstreamie ktoś odważył się zadać takie „niepopularne” dzisiaj pytania (nie oglądałam „Ostatniego kuszenia” i nie kojarzyłam twórczości Scorsese z religią). Cieszę się, że dzięki temu filmowi ludzie zaczną rozmawiać, zastanawiać się, dyskutować o sprawach, które moim zdaniem naprawdę mają znaczenie. Z tego właśnie powodu oraz techniczno-formalnych mocnych stron (wspaniałych zdjęć, minimalizmu, pewnej surowości filmu), jestem zachwycona. Natomiast samą warstwą filozoficzną i przesłaniem – już mniej.

[UWAGA SPOJLERY !]

Dużo myślałam nad tym filmem, w końcu zaczęłam też szukać recenzji (polskich, zagranicznych). Dziwi mnie, kiedy ludzie piszą, że „Milczenie” jest tak metafizyczne i nieuchwytne, że wymyka się interpretacjom i zamiast zastanawiać się nad dylematem, powinniśmy pozwolić, żeby ten film po prostu na nas oddziaływał... Okej, film porusza poważne, trudne, wręcz graniczne tematy, których mam nadzieję nie będę musiała przerabiać na własnej skórze (w kwestii bólu mięczak ze mnie – często nie mogę wytrzymać na fotelu u dentysty), ale to nie znaczy, że mam nie starać się znaleźć odpowiedzi! Z całą pokorą i szacunkiem na jakie mnie stać, myślę, że jako widz, powinnam karczować tę ścieżkę dylematu, nawet jeśli się zaplątam i nie dojdę do jasnej konkluzji. Skoro reżyser pokazał jasno (uważam, że tak zrobił w ostatnich scenach), swój punkt widzenia, ja – jako widz – powinnam tym bardziej zastanawiać się nad swoim odbiorem tego filmu.

A więc do rzeczy – część recenzji, które czytałam, mówią o decyzji ojca Rodriguesa (o jego nadepnięciu na tabliczkę, które było rozumiane jako wyparcie się wiary) jako o wzniesieniu się na wyższy stopień męczeństwa. Fizyczne męczeństwo jest wszak niczym w porównaniu z męczeństwem psychicznym, które tutaj polega na ukrywaniu wiary w swoim wnętrzu oraz na niemożności zdradzenia się z nią choćby najmniejszym zewnętrznym przejawem. Wyparcie się swojej tożsamości (a tożsamością jezuity jest w lwiej części właśnie wiara) to najgorsza tortura i największe poświęcenie. I jeszcze – w ojcu Rodriguesie nad pragnieniem bycia doskonałym męczennikiem zwyciężyło jego współczucie innym chrześcijanom (zwyciężyło miłosierdzie). Bo tak naprawdę ważniejsze jest przecież ocalenie życia japońskich chrześcijan niż dążenie za wszelką cenę, by samemu zyskać chwałę wzorowego misjonarza wiernego do końca. Natrafiłam nawet na komentarze, w których próbuje się porównywać postać Rodriguesa do Chrystusa, który oddaje życie (w tym wypadku tożsamość) za przyjaciół swoich. No dobrze, a jeśli ocalając ciała Japończyków ojciec jezuita naraził na poważne ryzyko zbawienie ich (a może także swojej) duszy?

I tutaj przejdę na drugą stronę barykady. Nie mogę się tak po prostu zgodzić na gloryfikację postawy ojca Rodrigueza, a takie wypowiedzi czytam również w recenzjach autorów, którzy są… jezuitami (np. konsultant filmu fr. James Martin SJ podziela w tym względzie punkt widzenia reżysera). Biorę poprawkę na ogromne cierpienie, niewyobrażalną presję i szczególne okoliczności. Nie wiadomo, czy głos Boga w kluczowej scenie apostazji ojca Rodrigueza był rzeczywiście głosem Chrystusa – mógł być tylko wytworem umęczonego umysłu jezuity. (Niektórzy piszą, że w tej scenie pieje kur, co sugerowałoby podobieństwo z zaparciem się Piotra. Ja nie usłyszałam piania; szkoda, że nie mogę teraz obejrzeć filmu jeszcze raz, by to sprawdzić. W każdym razie te dwie możliwości interpretacji poprowadziłaby do zupełnie różnych wniosków.) Nie jestem w stanie tego zweryfikować. Ale tak czy inaczej, dalsze sceny sugerują, że ojciec Rodrigues jednak nie wyparł się wiary, ale przeniósł ją w całości do swego środka i z konieczności pozbawił wszelkich oznak zewnętrznych. Dla mnie droga, którą wybrał stąpając na tabliczkę, to coś w rodzaju mniejszego dobra. Doskonałym dobrem byłoby według mnie to, co zrobili japońscy chrześcijanie (nawet jeśli nie do końca rozumieli wiarę, ale to osobny temat. Myślę, że ich niedostateczne lub nawet błędne rozumienie nie ujmuje w żaden sposób ich heroicznemu poświęceniu się.) Ojcu Rodriguesowi nie starczyło tej odwagi/wiary/heroizmu. I to jest zrozumiałe – jego postawiono przed o wiele trudniejszym dylematem. Perfidia tortur psychicznych, którym go poddawano polegała na zrzuceniu na jego barki ogromnego poczucia winy za cierpienie innych ludzi. Dzięki apostazji mógł sprawić, że niewinni przestaną cierpieć. Uważam jednak – mając wciąż na uwadze ciężar tego dylematu – że to nie czyni jego wyboru czymś lepszym od wyboru śmierci męczeńskiej. Jeśli przyznamy, że można wyprzeć się wiary, a potem ukrywać ją, współdziałać z okupantem, to w pewnym sensie „odejmujemy zasługi” tym, którzy jednak zdobyli się na heroiczną śmierć. Tylu chrześcijan zginęło, nie tylko w Japonii i nie tylko w przeszłości (np. w starożytnym Rzymie), lecz również ginie w dzisiejszych czasach… Patrząc z perspektywy przesłania tego filmu, ich postawa zostaje przedstawiona wręcz jako męczeństwo bardziej proste (prostackie? prymitywne?), bo przecież umrzeć tak łatwo, a żyć z koniecznością zaparcia się siebie i wiary, to dopiero trudne…

Chcę być dobrze zrozumiana. To, co zapala mi w głowie lampkę ostrzegawczą, to przedstawianie słabości ludzkiej (którą, mimo ogromnego hartu ducha Rodrigueza, apostazja jednak była) jako czynu daleko bardziej heroicznego (i miłosiernego) niż śmierć męczeńska. Zakończenie filmu też w pewnym sensie daje widzom-katolikom przyzwolenie na to, by w razie jakiejś próby (niekoniecznie tak poważnej) nie starali się za wszelką cenę zachować wiary (przecież sam Jezus pozwala, by się Go wyrzec). Tymczasem nastąpienie na tę cholerną tabliczkę, to naprawdę nie była tylko formalność.

Jestem ciekawa punktu widzenia innych. Musiałam to z siebie wyrzucić, ale zdaję sobie sprawę, że mogłam coś pokręcić albo wyrazić się niejasno.

„Milczenie” bardzo warto obejrzeć, ale tylko wtedy, kiedy chce się je dobrze przemyśleć. W przeciwnym razie można wyciągnąć pochopne wnioski.

ocenił(a) film na 4
midi0210

Podobnie jak ty również siedziałem skupiony przez cały film oglądając tą kontemplacyjną i powolną opowieść o dwóch Jezuitach. W filmie pada mnóstwo pytań. Zasadnych. Zarówno z punktu widzenia Japończyków, którym kościół próbuje narzucić swoją kulturę. Oczywiście nie odbywa się to dosłownie, ale wiemy jak sytuacja wyglądała w Ameryce Południowej. Najpierw dobry kościół, później europejscy władcy. Z drugiej strony mamy zwyczajnych ludzi, Japończyków, którzy będąc spadkobiercami kultury swojego kraju, nawracają się na chrześcijaństwo, a władza próbuje ingerować w ich sumienia, w imię obrony tożsamości narodowej.

Podoba mi się to jak Scorsese stawia pytania i jak rozdziela akcenty. Interesująca była scena złapania Rodriguesa i rozmowa z pojmanymi Japończykami, dla których oddanie życia za religię było czymś pięknym, byle wyrwać się z biedy i trafić do raju. Ciekawe pojmowanie wiary.

To co mi się nie podoba to strona, w którą zmierza film w drugiej części. Neeson gra księdza, który przechodzi na stronę Japończyków i który mówi w ich imieniu, mając w swoich wywodach dużo racji. Zarzuca pychę i ignorancję kościołowi, który nie liczy się z tradycją. I tu aż prosi się o ideologiczny pojedynek chrześcijaństwa z buddyzmem. Byłoby idealnie gdyby to starcie zakończyło się remisem. Jednak Scorsese próbuje wmówić widzowi, że wiara to coś intymnego, prywatnego. Zgoda. Natomiast idzie w swoim rozumowaniu dalej i mówi, że nieważne jak odbierają cię ludzie, ważne jak widzi cię Bóg. A to jest już zaprzeczeniem chrześcijaństwa. Bo faktycznie to Bóg będzie osądzał człowieka, ale wierzący ma pewne obowiązki, np. publiczne przyznawanie się do swojej religii. Nadepnięcie na obrazek nie jest równoznaczne z apostazją, to po prostu nadepnięcie na obrazek. Natomiast głośne przyznanie o braku wiary, jest jednoznaczne.

Odbieram ten film jako spowiedź i coś osobistego dla autora. Mam wrażenia, że ma to być próba wytłumaczenia, jednak jest ona dość pokrętna. I w odniesieniu do chrześcijaństwa zwyczajnie nieprawdziwa. Tak jak zauważasz, ksiądz ocalił ciało/a a zatracił duszę.

Nie oczekiwałem pro chrześcijańskiego filmu. Liczyłem na polemikę zarówno z fundamentami wiary, jak i instytucją kościoła. Jednak Scorsese zawarł nieprawdziwe tezy i to mi przeszkadza w odbiorze jego filmu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones