PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10017358}

Motocykliści

The Bikeriders
2023
6,0 9,1 tys. ocen
6,0 10 1 9120
5,7 38 krytyków
Motocykliści
powrót do forum filmu Motocykliści

Jeff Nichols przekonany o swoich umiejętnościach przedstawia w pierwszych scenach przerysowaną przemoc w ujęciu stopmotion. Zatrzymując klatkę filmową, gdy z offu dobiega głos aktora mocującego się z uliczną trwogą, który opowiada o swoim parszywym życiu. To pierwsze alarmujące zachowanie, że otrzymamy postmodernistyczne puste dzieło z ładną reklamówką Harley-Davidson. Gdy Hunter Thompson (jako pisarz nowego dziennikarstwa w stylu gonzo) w 1967 roku opublikował ,,Hell's Angels'', książkę, która dała wgląd w gangi motocyklowe, to mniej więcej w tym samym czasie inny młody fotoreporter został zainspirowany do wydania albumu o gangu motocyklowym Chicago Outlaws. Wydana w 1968 roku książka Danny'ego Lyon ,,The Bikeriders'' jest materiałem źródłowym do filmu, który rujnuje dziedzictwo narastającej kontrkultury lat 60. XX wieku.
Twórca nie ma pomysłu na koniunkturalną przemoc, więc pcha ją niemal wszędzie, rozpędzając się w nadmuchanej formie, gdzie motocykle chopper robią za tło opowieści, aby zatuszować własną bezduszność. Choć z szafy grającej lecą minione utwory, drinki rozlewają się po barach, a przestrzeń zachęca, aby uciec w nieznane na jednośladowcu - nie otrzymujemy romantycznego czy szalonego, pełnego werwy obrazu o motocyklistach w skórzanym odzieniu podróżujących po zagłębiach Ohio czy wiejskiego Kentucky. To zbiór przypadkowych scen, które donikąd nie prowadzą, gdzie brak konwencjonalnej fabuły zastępuje się szklaneczką whisky, okładaniem po twarzy przy publiczności, przeklinaniem w nieskończoność. A to komuś złamią palec, a to komuś oberwie się z łopaty w potylicę. Absurd i groteska - zwichrowana część subkultury, która nie ma nic wspólnego ze zmieniającą się Ameryką Północną z tamtego okresu. Historia fikcyjnego klubu motocyklowego Vandals, to kawałek zgniłej pocztówki i sadyzmu w Stanach Zjednoczonych.

Doprawy - szykował się mięsisty film drogi i gorący towar tego lata, a dostałem żenujący pokaz gangów motocyklowych, gdzie dumą jest tatuaż na przedramieniu, ostra pijatyka przy akompaniamencie zdobywania nowych blizn do kolekcji. Mamy do czynienia z niezbyt rozgarniętymi fanatykami motoryzacji. Chcą buntować się przeciwko zastanej rzeczywistości, ale to pozoranci o nikłej inteligencji wrodzonej. Wpadający co rusz w beztroską przygodę, która kończy się sińcem, znakami na twarzy po ostrej bijatyce na pięści i udawaniem mięśniaka z problemami natury psychicznej. Gdzie na czele klubu stoi Johnny (w tej roli Tom Hardy), który faworyzuje Benny'ego w stadzie, bo zachowuje się, jak słynna ikona lat 50., czyli James Dean (odwieczny buntownik), który wpada w oko mało rozgarniętej Kathy mieszkającej na przedmieściach.

Niegdyś autorzy przedstawiali motocyklistów jako uosobienie nieskalanej wolności, gdzie droga prowadziła do nowego rozdziału w życiu. Tymczasem szydercy z klanu Chicago, to nierozgarnięte chłopaki w skórzanym przebraniu, którzy podniecają się, że w telewizji Marlon Brando z filmu ,,Dziki'' (1953) uosabia indywidualność niepodważalnego Zachodu. Zamiast konstatacji na miarę ,,Easy Rider'' (1969), w poszukiwaniu autonomiczności w dobie uzależniających mediów społecznościowych, posłuszeństwa wobec rządu i zniszczonej polityki demokratycznej, to dostajemy miałki portret wariatów, którzy odpowiadają na zaczepki, jak panowie w podziemnym kręgu Chucka Palahniuk w książce ,,Fight Club'', gdzie obserwujemy niezrozumiałe bijatyki na błocie, przed knajpą i trwoniąc czas na martwe konflikty między sąsiedzkie.

Twórca nie chce niczego innego, jak wyjazdu dla klubu motocyklowego na plemienne rytuały, które muszą zakończyć się nieoznakowaną, nastoletnią przemocą. Drga nieustannie w pantomimie ciosów, niepoukładanych relacji miłosnych, susząc włosy we krwi, gdzie z ust padają niecenzuralne słowa, a motocykle kurzą się na parkingu skażone niemocą artystów, którzy tworzą bezmyślne filmy dla nieokreślonej widowni. Cwaniactwo, szramy oraz taniec z szyjką od butelki, to jedyne, co ma do zaoferowania czy zaprezentowania autor projektu. Ignoruje manifesty, jakie wkładano w ubiegłym stuleciu, gdzie skórzana kurtka symbolizowała indywidualną jedność z pojazdem, a subkultura motocyklistów prowadziła do bram niezależności. Woli plątać się w utytłanej rzeczywistości, gdzie rozbijanie łbów jest miałkim sprzeciwem wobec zagrożonej polityki USA.

Jeff Nichols zaprzepaścił jakiekolwiek racjonalne powiązania z dawnym, zastygłym światem. Prezentując szkaradną przemoc, braterskie więzy krwi sprowadzone do stłuczek, wymiany obraźliwych słów, nie ma w tym, ani młodzieńczego buntu czy naporu, ani radosnej amerykanki, która towarzyszyła motocyklistom na przestrzeni lat w modernistycznym kinie. Filmowca zamyka tę abominację skażonym pożegnaniem, a między wierszami wrzuca fotografa upamiętniającego złote czasy ulicznych wojowników. To film bez klasy, który minął się z powołaniem. Lekceważąc spuściznę charakternych panów na ślicznych maszynach ciężkich. Ta opowieść jest przeciwieństwem wyjścia z ograniczonych pól rozległej Ameryki, gdzie przyjaźń staje się pretekstem do lokalnego wszczynania burd. To motocykl, któremu za chwilę odpadnie koło, gdzie w baku zabraknie paliwa, olej jest niewymieniony, a policja zapoluje na niezarejestrowane tablice.

Smutny obrazek, gdy oczekujesz na kino pełne wrażeń, swawolnej swobody, gdzie bezkres dróg prowadzi do alternatywnego edenu, a w zamian dostaje mokrą szmatą po twarzy, gdzie czujesz opary spalenizny chodząc poboczem, a zamiast przygody zaoferowali ci przedszkolne przedstawienie, dla amatorów szybkiej jazdy, oraz bufonady z wiejskimi burakami, którzy mitrężą życie dla błahostek i wygodnej przemocy. Masz w składzie Toma Harry'ego i robisz z niego błazna nie do poznania. Pusta wyprawa na piknik, gdzie entuzjaści brawury, stylowej elegancji oraz przyjemności wynikającej z jazdy chopperem otrzymują gorzki, rozczarowujący pokaz niemocy, jak współczesne kino nie szanuje, ani nie dba o indywidualność. To postindustrialne piekło niezamierzonego cynizmu, komiksowej przemocy i romansu dla spłaszczonych nastolatków, którzy wolą rozrabiać niż żyć po swojemu w pokoju.

Opinia pierwotnie pojawiła się na Literackiespelnienie.blogspot.com

ocenił(a) film na 7
chris3z8

W kategorii najbardziej pedalska recenzja roku na FW 10 na10 .

ocenił(a) film na 4
Balum_balum

Co to znaczy pedalska?

chris3z8

Autor recenzji juz w pierwszych zdaniach zdradza desperacką próbę literackiegospełnienia. Jestem podejżliwy w stosunku do recenzji które mówia więcej o autorze niż o filmie :))))

ocenił(a) film na 4
Wiktor_196

Haha, to dobre, ale tak to bywa, w tym parszywym świecie :) Pozdro wielkie.

ocenił(a) film na 6
chris3z8

Ciężko o inny obraz klubu motocyklowego którego pierwowzór miał "Outlaw" w nazwie. Sam Lyon powiedział w jednym z wywiadów że odszedł z klubu, bo część z tych gości przestała mu się wydawać tak romantyczna jak wcześniej. Jako przykład podał jak jeden z członków na pikniku wyciągnął koc ze swastyką. Thompson też nie miał pozytywnej opinii o opisywanych przez niego Hell's Angels. Może i większość klubów, zwłaszcza tych mniejszych to faktycznie byli goście którzy chcieli razem jeździć, czuć wolność i po prostu nie wpasowywali się w model statystycznego Amerykanina, ale część była udręką mieszkańców małych miasteczek, a prowincjonalna policja nie miała narzędzi żeby skutecznie z tym walczyć. Mieszkańcy sami zaczęli stawiać opór i dochodziło do śmiertelnych ataków z obu stron. To na pewno rzutowało na ogólną opinię o klubach motocyklowych. Większość filmów przedstawiających motocyklistów jako wolnych ludzi przemierzających bezkres Ameryki nie opowiada o klubach, a małych grupkach, czy pojedynczych jeźdźcach. Na próżno więc oczekiwać takiego romantycznego obrazu w tym filmie.

ocenił(a) film na 4
machasteve

Pewnie masz rację, a to, że Thompson potępił poniekąd klub motocyklowy sprawiło, że nie był przez to lubiany, bo zrobił im czarny pijar. Mimo wszystko banalnie podchodzi do motocyklistów. Bez żadnego planu.

chris3z8

Zatem nic ciekawego, jak można było się spodziewać. Film nudny i przewidywalny, paroma brutalnymi scenami próbujący zagłuszyć to, jaką jest szmirą.

ocenił(a) film na 4
Matrioszek

Film, który powierzchownie podszedł do tradycji oraz subkultury motocyklistów, co nie wyszło na zdrowo.

użytkownik usunięty
Matrioszek

nudny to ty jesteś

chris3z8

Twój wpis tutaj to czysta grafomanią za którą się kryje, że nie zrozumiałeś nawet fabuły, czy idei tego filmu.

Zaczynasz od kłamstwa już od samego początku - film nie jest o gangu motocyklowym, tylko o klubie. W gang zamienia się na samym końcu i nie o tym jest film.

Przemoc? Przemoc jest oczywiście pokazana, by dodać filmowi trochę życia, ale główne emocje to szacunek, strach, czy jakieś szersze "onieśmielenie" (z ang. intimidation). A tej przemocy w samym klubie jest bardzo mało - mowa w sumie o trzech sytuacjach przez kilka lat istnienie klubu? Przecież w filmie pokazani są tatusiowie lubiący wypić sobie piwko.

"Niegdyś autorzy przedstawiali motocyklistów jako uosobienie nieskalanej wolności, gdzie droga prowadziła do nowego rozdziału w życiu. ". Moim zdaniem Twoja wizja, czy oczekiwania są zbyt romantyczne. Film pokazywał, mocno realistyczną wizję, ludzi znudzonych, niedojrzałych, z jakimiś problemami, gdzie klub motocyklowy wypełniał tę pustkę, ale nie był w sumie niczym innym niż picie piwa, gadanie o motorach,  czy po prostu jakiś taki klimat, gdzie masz uczucie że możesz być z czegoś dumny / usatysfakcjonowany.

"Ignoruje manifesty, jakie wkładano w ubiegłym stuleciu, gdzie skórzana kurtka symbolizowała indywidualną jedność z pojazdem, a subkultura motocyklistów prowadziła do bram niezależnośc"
A może w tej mitycznej Ameryce lat 60 wcale nie było w tym przesadnego filozofowania? Tylko sporo ludzi miało problemy (wietnam, weterani etc) i potrzebowali spełnienia i stąd "popularność" takich klubów? To samo móglbyś teraz powiedzieć o popularności nie wiem, kursów tańca czy branży fitness. Ja wiem że crossfitowcy robią z tego nową religię, ale w praktyce to po prostu jakieś tam hobby, odskocznia i 99,9% ludzi nie radykalizuje tak tego. 

Nie chcę mi się komentować całego tekstu jaki napisałeś zdanie po zdaniu, no ale chłopie, odleciałeś konkretnie.

ocenił(a) film na 4
ovvca231

Aha, czyli nie można pisać po swojemu, tylko leniwie, tak jak wszyscy? Którzy nie próbują polemizować, do czasów , do których się odnosi? Jasne, to klan, ale pierwsza scena już przekazuje gen przemocy, i to w dosyć kreskówkowej formie. Trudno traktować go poważnie, gdy ich życie motocyklistów sprowadza się do picia i nabijania guzów.

chris3z8

Jasne, pisz jak chcesz, możesz pisać dla siebie lub dla innych. Jak piszesz dla siebie, to polecam nie upubliczniać tego co piszesz - bo po co?. A jak dla innych, to jednak poćwiczyć nad warsztatem.

ocenił(a) film na 4
ovvca231

Piszę dla moich stałych czytelników, a reszta, jak będzie chciała, to przeczyta, a jak nie, to nie. Nikogo nie zmuszam.

ocenił(a) film na 4
ovvca231

Nie jestem typem, który goni za słupkami, ani żeby wpisywać się w modne hasełka, że trzeba chwalić, bo inną chwalą - nie zależy mi na tym. Jestem osobą upartą, ale na tyle zdeterminowaną, że piszę dla tych, którzy faktycznie chcą mnie czytać.

chris3z8

"Chcą buntować się przeciwko zastanej rzeczywistości, ale to pozoranci o nikłej inteligencji wrodzonej. " - Czego się spodziewasz po społeczności gangusów? Większość Twoich zarzutów w zasadzie sugeruje, że film może być dość realistyczny. Romantyzowanie przestępczości i robienia z gangsterów niezwykle inteligentnych i jakże empatycznych ludzi to nie droga, którą powinien pójść (a może pojechać) ten film. Wiem, że amerykanie romantyzowali takie społeczności w przeszłości, ale to zwyczajnie zakłamywanie faktów. Zarzutu o przemoc w takim filmie w ogóle nie rozumiem, może jednak lepiej, abyś oglądał produkcje familijne.

ocenił(a) film na 4
Dragon_Niszczyciel

Jestem dosyć krytyczny wobec świata i kultury, więc moje zarzuty uważam za słuszne.

chris3z8

To brzmi strasznie narcystycznie, biorąc pod uwagę, że nie zdementowałeś ani jednego argumentu pod tą dyskusją.

ocenił(a) film na 4
Dragon_Niszczyciel

Ale co mam zdementować? Mam ciągle wracać myślami do ,,Motocyklistów'', pochylać się nad jego wadliwą strukturą narracyjną? Nawet krytycy filmowi nie są przesadnie zachwyceni. Mężczyźni w tym filmie są absurdalnie niedorzeczni, przemoc jest umowna na granicy pastiszu, nie próbuje w żaden sposób pogłębić tematu, jakim była subkultura panów w skurzanej kurtce. Męczy widza swoim wtórnym powielaniem scen umownej przemocy, gdzie fabuła jest szczątkowa, a miłość równie niedojrzała, jak samo to dzieło.

ocenił(a) film na 7
chris3z8

Ten film to nie arcydzieło , ale 4/10 to duża przesada

ocenił(a) film na 4
ador2

Niby czemu? Nic nie wniósł do dyskusji. Fabuły tyle, co w spotach reklamowych, całość polega na naparzaniu się po twarzach? To ma być satysfakcjonujące?

ocenił(a) film na 7
chris3z8

Naprawdę przesadzasz . Film oglądałem z całą rodziną czyli z Kobietą i dwoma nastolatkami i każdy był zadowolony z seansu. Więc chyba 6 warto było dać za taki film i nie ma co robić analizy na poziomie akademickim .

ocenił(a) film na 4
ador2

Mam pewne przyzwyczajenia ze szkoły filmowej, dlatego stosuje trochę inną dialektykę. Jasne, nie trzeba rozbierać filmów na części pierwszej, często to przeszkadza w recenzjach, niż pomaga, ale uważam, że warto dyskutować, bez względu na to, czy nam się coś podoba, lub nie.

ocenił(a) film na 7
chris3z8

Co do dyskusja , pełna zgoda

ocenił(a) film na 7
ador2

dyskusji miało być

użytkownik usunięty
ador2

film jest spoko a ciecie i ślimaki niech oglądają filmy o superbohaterach

ocenił(a) film na 7

Dobre dobre