Trzeci i na szczęście ostatni film Deana jaki widziałem. Buntownik 5/10, Eden 6/10, Olbrzym 7/10.
Film przewidywalny i nachalny. Juz tłumaczę. Nie czytałem książki, a już po kilkunastu minutach wiedziałem jak to sie skończy.
- Że Dean zakocha się w siostrze i z wzajelmnością.
-Że dojdzie do pojedynku braci;
- że ojciec nigdy Deana nie pokocha,
- że matka doprowadzi rodzine do ruiny
itp itd.
Dlaczego film uważam za nachalny. Bo, choc wielu rzeczy sie domyśliłem, to reżyser starał się robic z nich tajemnicę, dając mi do zrozumienia, że wolałby żebym był głupkiem. To dlatego w oczywistych scenach, które nie moga zaskakiwac uważnego widza, przygrywa uwertura obwieszczająca jakby niemożliwe. Całośc przypomina mi występ marnego magika, który kręci ręką w kapeluszu, a ty wiesz, że i tak wyciągnie królika, a kiedy to następuje przygrywa uroczysta muzyka - ta tan! Słowem nuda.
Nie podobała mi się także gra aktorska. Jedynie Szeryf i ojciec pokazali klasę. Reszta stara się, poci i udaje, przez co ich gra jest przerysowana i ups, znów to słowo, nachalna.
A Dean? Jak to Dean. Znów buntownik. Ta sama mina, te same gesty, to samo spojrzenie w horyzont. Uważam, że aktor był z niego taki sobie. Powód? On nie grał, lecz pokazywał samego siebie. To też jakaś zdolnosc, ale od aktora wymagam więcej.
Trzy filmy - trzy identyczne role. Zastanawiam się, gdyby nie wypadek, ile jeszcze identycznych ról zniósłby on sam. A, że miał z tym problem niech świadczy fakt, że nie przyszedł na premierę.