tak, by zmontowane sceny stworzyły pełną historię. Ujęcie za ujęciem, zebrane w jedną całość, bez jakichkolwiek ulepszeń, szmerów bajerów, efektów specjalnych itd... daje prostą i z życia wziętą opowieść. Trochę może nużącą i nudnawą, bo skoro dopiero w 45 minucie zostaje naprawiony popsuty samochód, by później w kilkadziesiąt minut zakończyć sprawy, które został rozpoczęte w trakcie filmu, to tak trochę nie współmierne proporcje. Nie jest to super nadzwyczajne kino, ale rzadko zdarza się tego typu produkcja filmowa z takim sposobem realizacji.