Poszłam na ten film zupełnie nie wiedząc czego się spodziewać, dzień wcześniej znajoma zaproponowała mi wyjście. Pierwsze co mnie zaniepokoiło, to sala pełna 13/14 latków. Na początku produkcja zapowiadała się źle (pseudo "młodzieżowa" popowa muzyka rodem z eska tv, bohaterzy zapatrzeni w swój sprzęt elektroniczny firmy Apple i właściwie nic ciekawego) ale po spotkaniu Vee z Ianem zaczęło robić się znośnie. Czy tylko mi skojarzyli mi się z Hache i Babi z "Trzy metry nad niebem"? Napakowany i lubiący wyzwania maczo z motorem, który ratuje z opresji biedną mała dziewczynkę i potem jest między nimi "wielka miłość".. Motyw z tatuażem też był znajomy. Koniec końców film oglądało się przyjemnie ale nie było w nim nic specjalnego. Zakończenie było tak pozbawione logiki, że chyba szkoda się rozwodzić.. happy end na siłę. Daję piątkę bo nie zanudziłam się będąc w kinie ale nie poleciłabym nikomu kto skończył gimnazjum.