On o nic jej nie pytał, nie był jej ciekawy. Wszystko kręciło się wokół niego, jego pracy, fochów i dziwactw. Ona najpierw jako modelka, potem kobieta-muza zdegradowana do roli służącej (scena z księżną - czy tak traktuje się swoją kobietę?). Potem po otruciu się wystraszył siebie, więc się oświadczył. Dla siebie, nie dla niej. Była dla niego wysiłkiem. I na końcu co? Odkrył w sobie, że ona może być jego opiekunką i kimś, kto wzruszy, by mógł się odrodzić. On on on on on on. Masakra. Day-Lewis - mistrzem! Gra fenomenalnie.