Rutyna dla miłośników gatunku. Najpierw zauroczenie, potem krótka idylla i (jak zawsze w tego typu historiach) „morderczy” koniec. Nasuwa się tylko jedno pytanie. Czy gdyby zadała jeden śmiertelny cios to, czy byłoby to dalej morderstwo, czy może obrona konieczna? U mnie 4. na 10.
Uważam, że taki długotrwały stres na który była ona narażona a co za tym idzie tłumienie negatywnych i destrukcyjnych emocji prowadzi do wielorakich zaburzeń psychicznych. Człowiek, który MUSI tłumić emocje i nie wie, gdzie szukać wsparcia w takich sytuacjach jest jak uśpiony wulkan, który w końcu wybucha z niesamowitą siłą siejąc zniszczenie.
Taka właśnie jest ludzka psychika. Uważam, że były tutaj okoliczności łagodzące.
Kobieta poświęcała się przez lata dla mężczyzny, chcąc być doskonałą żoną i panią domu, bo mąż żądał od niej bycia doskonałą.
Perfekcjonizm szczególnie ten wymuszony też jest wyniszczający. Proces powinien w takich przypadkach być niezwykle szczegółowy, a często ludzie koncentrują się głównie na wymierzeniu kary, niż zbadaniu wszystkich w dosłownym znaczeniu tego słowa okoliczności i przeanalizowaniu możliwych przyczyn, dla których takie zbrodnie są popełniane.
Film daje sporo do myślenia.
Samoobrona to nie była na pewno. Jeżeli związała go i zadźgała, to zabójstwo z premedytacją. Wyrafinowane morderstwo też nie. Sadzę, że jej mąż święty nie był. Myślę, że byłą doprowadzona do desperacji.
Sądzę, ze 20 lat, w jej sytuacji to za dużo. Wydaje mi się, ze kobieta miała, czy raczej ma, jakieś problemy z psychiką. I jej mąż doprowadził ją do tego czynu. Sam ukręcił bat na swój tyłek.
Zgadzam się z Tobą, że mąż ukręcił sam sobie bat, choć nieświadomie. Niemniej nigdy nie można być pewnym, do czego człowiek nawet taki niepozorny może się posunąć gdy przeżywa przez taki czas lęk, doświadczając chronicznego stresu, a taki fundował jej mąż.
Podobno znacznie bardziej należy obawiać się właśnie tych spokojnych osób, niepozornych, ponieważ osoby które są z natury żywe i mają tą naturalną zdolność do dyktowania innym swoich zasad regularnie pozbywają się potencjalnego napięcia, przez co nie jest ono gromadzone. Osoby określane mianem "cichych, czy uległych" tłumią toksyczne emocje, nie okazując ich tak na zewnątrz co uniemożliwia wychwycenie potencjalnego zagrożenia, czy nawet zaobserwowania jakichś zapowiadających je symptomów ostrzegawczych, że "coś wisi w powietrzu". Te osoby najczęściej wskutek wypracowania sobie takiego negatywnego stylu radzenia sobie w sytuacjach trudnych w przeszłości jeszcze niekiedy za dziecka w niemal mistrzowskim stylu maskują przed otoczeniem napięcie - oczywiście zależy to jeszcze od struktury psychicznej danej osoby i innych predyspozycji, które temu sprzyjają.