A przy okazji, to jeden z najlepszych filmów o absolutnej samotności człowieka (w sensie egzystencjalnym), jaki kiedykolwiek powstał. Oglądać, oglądać koniecznie!
zgadzam się, jak dla mnie tuż po "Sunset Blvd." i "M- Morderca" najlepszy film noir. Nie kręcony w US and A, nie ma wielkich gwiazd (jest tylko J. Mason), ale klimatem i scenariuszem bije kilka klasyków tego gatunku na głowę! Film, który spokojnie mógłby w dzisiejszych czasach doczekać się niezłego remake'a (skoro nowa wersja takiego średniaka jak "Prawdziwe męstwo" może lada chwila nachapać się Oscarów)
Bezwzględnie wybitny! Choć przyznam, że gdy oglądałem go po raz pierwszy to mnie znużył. No, ale byłem bardzo zmęczony wówczas po pracy i może dlatego? Prawdziwe mistrzostwo odkryłem, gdy obejrzałem go powtórnie. Film, który nie tyle mówi o walce IRA, ile o czymś tak przerażającym jak samotność. I nie tyle ta samotność człowieka jest tak straszna, co powolna, stopniowa jej świadomość. Oto mamy gównego bohatera Johnny'ego McQueena granego przez Jamesa Masona . Zostaje on ranny w jednej z akcji i pozostawiony przez towarzyszy. Wszystkie osoby które zna i których nie zna, a od których oczekuje pomocy i których spotyka na swojej drodze ucieczki, uchylają się od jej udzielenia. Ranny, gorączkujący bohater powolutku, stopniowo odkrywa bolesną i straszliwą prawdę. Na nikogo nie można liczyć. Cokolwiek by nie zrobił, to i tak każdy jego krok ma malutkie szanse powodzenia. Co prawda jest jego ukochana dziewczyna, która chce mu pomóc, ale jej też się nie uda wydostać ukochanego z tarapatów. zginie wraz z Johnym.
To co mnie osobiście urzekło w tym filmie to: wizja sytuacji psychicznej człowieka na progu śmierci - osaczonego, opuszczonego przez towarzyszy, bezustannie zagrożonego donosem i gnębionego przez bezlitosny upływ czasu, wreszcie zdającego sobie sprawę z bezcelowości jakichkolwiek działań.
Podsumowując: Arcydzieło bez dwóch zdań, które trzeba koniecznie zobaczyć!