Clint Eastwood niewątpliwie chciał zrobić dobry western i pewnie na papierze prezentował się należycie, jednak film trochę miałki. Miałki, przewidywalny ale z ciekawymi katalizatorami w stylu Clinta.
1. Postać pastora jako rewolwerowca. Odkryta z biegiem czasu - szok.
2. Scena z odrąbaniem kamienia (Dawid i...
rozumiem że Eastwood żeby gdzieś grać musi sam kręcić i siebie obsadzać w innej roli bo nikt inny go nie weźmie....ale to jakaś totalna żenada ten pojedynek ze starym La Hoodem...a właśnie co stało się z młodym La Hoodem? rozumiem że przeżył? on i jego kompania?
Ciekawi mnie skąd pastor i szeryf się znali. Można tylko zgadywać, że szeryf go mógł kiedyś w jakiś sposób skrzywdzić. Po krótkim namyśle takie niedopowiedzenie jest dla mnie fajną zaletą tego arcydzieła.
Jako reżyser zdjęć odpowiada tu za wszystko mistrz Bruce Surtees, ale już jego operatorem kamery jest tu JACK GREEN, przyszły współautor sukcesu "BEZ PRZEBACZENIA". Z kolei głównym oświetleniowcem jest tu... TOM STERN, również przyszły autor zdjeć Clinta m.in. do "ZA WSZELKĄ CENĘ". Najwyraźniej Clint doceniał...