Wow! Naprawdę porządne kino. I wcale bym nie powiedział, że to bardziej thriller niż horror bo ma w sobie wiele charakterystycznych cech dla tego drugiego gatunku.
Co ciekawe, pierwsze sceny zapowiadały moim zdaniem typowy horror o bohaterze, który niczym Jack Torrance w hotelu, również będzie musiał zmagać się ze swoją własną paranoją z tym, że on będzie strażnikiem instytutu medycznego pilnującym między innymi kostnicę... już od jego pierwszego obchodu widzimy, że coś tam jest nie tak. Zapowiada się naprawdę jak klasyczny horror i zapowiadał się moim zdaniem świetnie.
Tymczasem film zaczyna podążać w nieco innym kierunku i choć podejrzewam, że Martin w roli oszalałego strażnika kostnicy wypadł by na pewno dobrze, to ostatecznie nie mam twórcom za złe, że obrali taką a nie inną ścieżkę. Film zaczyna coraz bardziej przypominać jakże nam znaną zgadywankę: kto tu jest mordercą i kto tu kantuje? Ale twórcy robią to tak sprawnie, że faktycznie można się w tym pogubić (oczywiście mówiąc w pozytywnym sensie) i ja na przykład nie wpadłem na postać mordercy. Bardzo fajnie gubione tropy robią swoje.
Postać mordercy jest znakomita. Przez swoją zdolność do wkręcania innych bohaterów w swoje czyny i podpisywania się ich ręką pod swoimi dokonaniami, budzi respekt. Jest sprawny i wygląda na silnego. Potrafi być też bezkompromisowy i bezwzględny (choć nie zawsze, pewne niekonsekwencje w końcówce). Film potrafi być też krwawy, co bardzo mnie cieszy. Niektóre sceny naprawdę cieszą oko.
Sam klimat ośrodka jest bardzo dobry. Oświetlenie (migająca lampa) i powolne ruchy kamerą fajnie nastrajają kiedy bohater w końcu dociera do kostnicy podczas swoich obchodów. Atmosfera tego miejsca jest naprawdę dobra i aż szkoda, że nawet bardziej i częściej jej nie wykorzystano.
Pozytywni bohaterzy również wyglądają bardzo dobrze i wiarygodnie (choć można tutaj się było jeszcze lepiej postarać - szczególnie w przypadku postaci Martina, który za często nie do końca wygląda na przerażonego). Poza tym są to postaci na tyle dobrze zarysowane, że nie trudno ich polubić. No przynajmniej od pewnego miejsca w filmie. Co ciekawe, w tym filmie znajduje się nawet miejsce na humor, i to wcale nie raz nie dwa. I jest to naprawdę dobry humor.
I tak jak fabuła jest moim zdaniem najmocniejszym elementem tego filmu (historia jest naprawdę sprawnie poukładana i zaskakująca), tak koniecznie trzeba pochwalić też atmosferę grozy i napięcie. Kiedy zbliżamy się do zakończenia (i kiedy poznajemy mordercę i dochodzi do konfrontacji z głównym bohaterem), film trzyma w napięciu niemalże nieustannie. Utrzymuje naprawdę świetne tempo i o nudzie nie może być tutaj mowy. Właściwie to poziom napięcia rośnie z minuty na minutę aż do ostatecznego rozstrzygnięcia.
Ostatnia scena zaś (w kościele) to dla mnie coś zupełnie niespodziewanego. Potraktowana z dużym dystansem i świetnym humorem! Całkowicie nie przypomina typowych zwieńczeń horrorów (które zwykle są albo pesymistyczne albo zwiastują kolejną część). Ale z drugiej strony to w końcu nie jest to typowy horror. Można powiedzieć, że jest to swego rodzaju pewien miszmasz gatunkowy, bo horror łączy się tu z kryminałem, ale także... komedią. Dodałbym jeszcze znakomitą muzykę, zwykle fajnie dopasowaną do obrazu i jednocześnie bardzo klimatyczną, a czasem nawet fajnie kontrastującą to co dzieje się na ekranie.
Dla mnie ta duńska propozycja to jeden z najlepszych filmów jakie ostatnio oglądałem i myślę, że na pewno jeszcze kiedyś go obejrzę. Solidność czuć tu po prostu na każdym kroku, ale myślę, że to coś więcej niż tylko solidny film. Zresztą sprawdźcie sami.
Moja ocena: 9/10.