Przesłanie filmu i zarazem jego ostateczne rozwikłanie jest, moim zdaniem, bardziej metaforyczne niż zdają się sugerować poprzednie wątki :)
"Mając 27 lat, umarłem po raz pierwszy". Nie chodzi tutaj przypadkiem o śmierć symboliczną? Był nieżywy, tak jak jego plan naprawienia czegoś przez podejście do młodego chłopaka, który go postrzelił w głowę. Ale jego ciało żyło dalej, chociaż odniósł spektakularną ludzką porażkę.
Myślę, że psychiatra jakca, kiedy spotykają się w przyszłości, mówi "Wszyscy jesteśmy martwi", aby podkreślić że to, co niebawem uda się jakckowi, nie udaje się prawie nikomu. Doktor też chciał coś zmienić...
"Mając 27 lat..." powtarza się pod koniec filmu, kiedy już wiadomo, że udało mu się wygrać z losem, powiedzmy "przeżyć moralnie". Umiera w szpitalu, to oczywiste i bardzo wyraźnie powiedziane, przecież próbował odkryć przyczynę i sposób swojej śmierci.
Czy zakończenie jest otwarte? Jego ciało zmarło, ale duch przetrwał. To jest mroczny happy-end, dlatego moim zdaniem robi wrażenie otwartego. Z drugiej strony, jak zrobić to inaczej? Żył po śmierci długo i szczęśliwie, czy umarł w przyszłości mimo moralnego sukcesu? Przyszłość była przecież jednoznaczym potwierdzeniem jego triumfu. To było 'prawdziwe' życie!
Jack w liście do matki Jackie pisze, że żyjemy tylko po to, żeby móc powiedzieć że to my coś przeżyliśmy, nie ktoś inny. Tymczasem on robi coś, czego tak naprawdę sam nie będzie w stanie przeżyć na prawdę...
Perfekcyjne oddanie twojej myśli. Zgadzam sie w 101%. Fizycznie umarł, ale metafizyka jest nadal niezbadanym elementem zycia ludzkiego wiec na razie temat zostaje otwarty