Dawno już nie widziałem tak kuriozalnego filmu. Bywały gorsze, głupsze, bardziej niedopracowane, ale żaden nie był tak niestrawny. Dzieło debiutanta z Korei sprawia wrażenie, jakby ktoś usiłował nakręcić 'Miasto gniewu' w poetyce 'Efektu motyla', czego efektem jest mariaż taniej sensacji z jeszcze tańszym melodramatem. 'Air I Breathe' podzielone jest na cztery oddzielne historie powiązane ze sobą postacią widzącego przyszłość zabijaki (Brendan Fraser), który pracuje dla lokalnego bossa półświatka (Andy Garcia). Zanim jednak zdążymy się zastanowić czy mając taki dar tracilibyśmy swój czas na byciu przydupasem groźnego lichwiarza, scenarzysta skutecznie odwraca naszą uwagę jeszcze większymi idiotyzmami. Ktoś obrobi bank bez przebrania i zaraz potem zastrzeli go policja, ktoś będzie tańczył na środku ulicy i wpadnie pod samochód, itp. Zapalnikami dla postępującej akcji są sytuacje tak głupie, infantylne i niewiarygodne, iż po pewnym czasie przestaje nas już dziwić, gdy np. ukrywająca się w czyimś mieszkaniu dziewczyna podniesie słuchawkę telefonu. Jakby było mało, wszystkie te wątki przetkane są melodramą rodem z południowoamerykańskiej telenoweli. Nie zabraknie więc odnajdywania przez bohaterów miłości do życia i spokoju ducha, nie zabraknie motylków, nie zabraknie pretensjonalnej poezji czy natchnionej sceny z samobójczynią skaczącą z dachu na tle szkarłatnego zachodu słońca. Wszystko to sprawia wrażenie, jakby twórcy założyli, że odbiorcami ich filmu będą ludzie o mentalności dziecka przeglądającego najnowszy katalog Barbie.
Si Signore. Film napiętnowany motylkiem:) Generalnie twierdzę, że motylki (pomijając Efekt Motyla) są markowym znakiem gniotów. Na ten przykład film "Jestem Legendą". Mimo wszystko wróżę tej produkcji świetlaną przyszłość. Dam uciąć sobie paznokcie, że za kilka miesięcy będziemy mogli obejrzeć "Air I Breath" w sobotnią noc na Polsacie:D