Osttania szanse dalem ci po NEXT (ktory nie bylby taki zly, gdyby nie fakt, ze zmarnowali potencjal...)
Generalnie od Lord of War Cage nie nakrecil nic naprawde dobrego. National Treasure oglada sie sympatycznie, ale to tylko bajka dla duzych chlopcow. Wicker Man to krotko mowiac porazka, Ghost Rider ciut lepszy, natomiast tutaj jest podobnie. Widocznie Nicholas przyzwyczaja nas do swojego nowego (tandetnego) wizerunku i niespecjalnie chce cos w tej materii zmieniac, coby widzowie nie czuli sie oszukani.
Juz poczatek nastroil mnie negatywnie. Nie zrozumcie mnie zle, ale snajper na wiezy tuz obok dzwona? Ktory do tego wlasnie zaczyna bic - nawet Robocopowi pekl by ten tytanowy globus, ze nie wspomne o ludzkiej strukturze kostnej. Ale OK, uznalem, ze przemilcze. Pomijajac powyzsze zaczyna sie niezle, ale do czasu gdy bohater wyglasza szereg swoich zasad (czyli dwie mninuty pozniej), chyba tylko po to by w pozniejszej fazie filmu wszystkie je lamac.
"Najwazniejsze to wejsc niezauwazonym, wykonac misje, a potem odejsc niczym duch" - a juz za chwile paraduje wznieczajac tumany kurzu po azjatyckiej wiosce na scigaczu, z dymiacym gunem w dloni, siejac wokol siebie spustoszenie i wzbudzajac strach wsrod mieszkancow prowincji bujajac przy tym lubieznie swa pofalowana grzywa...
Nastepnie watek milosny, ktory jest naciagany jak membrana w tamburynie prowansalskim. Nie chce zdradzac szczegolow fabuly, ale wszelkie zasady glownego bohatera zostaja obalone szybciej niz setka balsamu pomorskiego przez nieogolonego pana o smutnym, zaczerwienionym licu; do tego z niewyjasnionych, tudziez nieistotnych powodow. Jezeli w polowie filmu odczuwaja Panstwo niesmak, koncowka wprawi nas w oslupienie, w negatywnym niestety znaczeniu. W istocie po ostatnim klapsie filmu zupelnie nie wiemy co kierowalo rezyserem, ktory przedstawil nam ten obraz i co takiego chcial przezen przekazac. Mam wrazenie, ze czlowiek ten do tego stopnia zafascynowany byl budowa piramid, iz postanowil stworzyc dzielo rownie tajemnicze, odnajdujace wyjasnienie wylacznie w jego umysle. Dla calej reszty to enigma, zapewniam.
Nie warto pisac o grze aktorskiej, scenografii, udzwiekowieniu i innych aspektach produkcji, skoro juz sam szkielet filmu jest cienki jak pierwszy odpadajacy uczestnik programu "Slabe Ogniwo" z iscie kobieca Kazimiera Szczuka.
Na koniec dodam jedynie, iz widze pewne podobienstwa do Replacement Killer, wlasciwie pod kazdym wzgledem, tyle, ze o ile po obraz z Chow Yun Fat nalezy sie wspiac po drabince, to Bangkok Dangerous siegnie z polki pierwszy lepszy Meksykanin ;)
Nic dodac, nic ujac.
Niestety, dawniej jeden z tych aktorow, ktorych darzylem duza sympatia. Dzis po prostu "straszy". Od dluzszego czasu firmuje swoim nazwiskiem coraz wieksze gnioty, a jezeli nawet nie gnioty to produkcje wyjatkowo niskich lotow, ze tak powiem.
Ciezko doszukiwac sie w tym filmie pozytywnych stron.
W mojej ocenie 4/10. Sugeruje poczekac kilka lat, az film bedzie puszczany ciagiem- na polsacie w swieta. Nic nie przemawia za tym, aby ten film chciec obejrzec, a zamiast zmarnowac pieniadze na kino w tym wypadku, lepiej je wetknac biednemu w puszke- swieta ida.