W tym temacie dyskusję prowadzą uczestnicy wakacyjnego maratonu filmowego, co nie znaczy, że komentarze innych użytkowników portalu są niemile widziane - wręcz przeciwnie - włącz się śmiało do rozmowy, jeśli masz tylko ochotę :)
Więcej o maratonie wakacyjnym przeczytasz tutaj: http://www.filmweb.pl/blog/entry/494523/(+).html
_____________________
Uwaga!!! Komentarze w tym temacie mogą zawierać [SPOJLERY]
To dopiero moje pierwsze spotkanie z tym reżyserem więc być może nieco inaczej do niego podejdę.
Film mnie jakoś specjalnie nie zachwycił, choć przyznaję ma swój specyficzny klimat, ciekawie się prezentuje wizualnie (choć ja akurat miałam kiepski obraz)i opowiada oryginalną historię. 7/10
Pan Greenaway w 13 księgach
Człowiek jest jak książka, nie tylko ma własną historię, ale też zastępuje papier. Książka, którą pisze Greenaway jest może i atrakcyjna plastycznie, ale nudna. Nie podobało mi się, dużo ciekawsze jest kostiumowe "Dzieciątko z Macon", czy pokręcone "Zet i dwa zera".
Okazuje się, że Gutenberg niepotrzebnie wynalazł druk ;)
Nie lubię tego filmu - już tak z grubej rury napiszę na samym początku ;P
Obejrzałam go drugi raz i zdania nie zmieniam - nadal go nie lubię. Nie jest to może racjonalne, bo i argumentów mało mam do nielubienia, ale w odbiorze czysto subiektywnym film jawi mi się jako zimno-poprawny i nic ponad to. Wyżej oceniam pierwszą połowę, niżej drugą, przez wzgląd na niezaskakującą fabułę oraz aktorkę Vivian Wu, co do której aktorstwa mam skojarzenia z kawałkiem drewna. Nie podoba mi się jej głos prowadzący narrację.
Co mi się podoba? :) Sposób zmontowania scen kwadracikami się przenikającymi. Muzyka. Piękne ujęcia scen z japońską kurtyzaną Sei Shonagon sprzed 1000 lat. No i sama kaligrafia. Zamysł błogosławieństwa urodzinowego sprawiający mrowienie skóry samym patrzeniem. Piękny rytuał.
Kiedy Bóg zrobił pierwszy, gliniany model człowieka namalował oczy, usta i płeć.
Potem namalował imię, żeby jego posiadacz nigdy go nie zapomniał.
Jeśli Bóg uznał, że dzieło jest dobre to pomalowany model powoływał do życia, podpisując swoim imieniem.
A i sama koncepcja pisma na skórze - bardzo zmysłowa w pierwszej części, aby w drugiej stać się obsesyjnie męcząco nudna. Ale co wynika z tego filmu? Zgoda - może przez wzgląd na różnice kulturowe nie dostrzegam tej porażającej głębi przesłania. Ale nie dostrzegam. Zresztą nie odmawiam Anglikowi dostrzegania głębi w kulturze Wschodu, ale mi nie przekazał tej głębi. Krzywię się na ten film. Wolę Zet i dwa zera oraz Kucharza. Dzieciątka z Macon jeszcze nie widziałam :)
Widzę ten film nie jako film o miłości, ale film o egoizmie. Egoizmie Nagiko będąc dokładniejszą. O samotności jej ojca. O trwałości pisma przez czas mijający. O przyjemnościach, jakie nie jest w stanie człowiek dzielić z drugim człowiekiem, ale jakie może przekazywać przez duży dystans - czy czasu czy przestrzeni. O stopniu manipulacji w osiąganiu celów - tu na poły artystycznych na poły osobistych przez wzgląd na zemstę. I o zimnej samotności. Czyli o egoizmie jednym słowem. Smutny film.
Nie lubię tego filmu, bo pod smaczną warstwą wizualną natrafiam na pustkę opowieści przetykaną wymienionymi wyżej strzępami 'o czym może być'. A jak rozbudza się moje oczekiwania pięknym obrazem, tym większy zawód nad treścią. Stąd nie lubię tego filmu.