STAKE LAND (PLAG WAMPIRÓW) na pierwszy rzut oka wygląda jak kolejna próba pożenienia podrzędnego kina postapokaliptycznego i survival horroru. Nic bardziej mylnego.
Autorem PLAGI WAMPIRÓW jest Jim Mickle, który siedem lat temu zasłynął realizacją na poły amatorskiego horroru z zombie w tle pt. MULBERRY STREET.
STAKE LAND to pierwszy jego w pełni zawodowy projekt, który zrealizował poza wielkimi studiami w Hollywood.
STAKE LAND to film, który w USA docenili zarówno krytycy jak i widzowie lubujący się w amerykańskim kinie niezależnym. Szkoda, że ten obraz nie trafił do polskich kin lub choćby na nasz rynek DVD/BR. Na szczęście rodzimi kinomaniacy (przy odrobinie szczęścia i cierpliwości) mogą oglądać ten film za pośrednictwem stacji Cinemax. A naprawę warto!
PLAGA WAMPIRÓW w konstrukcie charakterze przypomina nieco DROGĘ na postawie Cormaca McCarthy'ego z Viggo Mortensenem w roli głównej. Z tym, że film Jima Mickle'a ma znacznie szersze pole interpretacyjne i ciekawiej zarysowanych bohaterów.
STAKE LAND to filozoficzny traktat o kondycji człowieka, religijnym fundementalizmie i chaosie współczesnego świata. Mickle stawia przed nami dość smutne społeczne diagnozy i uwypukla niepokoje i lęki współczesności. Wampir (a konkretnie twór będący hybrydą legendarnego krwiopijcy i zombie) to również metafora samego zagubionego i bezwolnego człowieka poddanego rozmaitym wpływom religijnym, politycznym i społecznym.
STAKE LAND to również tak kochane przez AMERYKANÓW kino drogi ze stereotypowymi acz ciekawie zarysowanymi bohaterami. Odnajdziemy tutaj sporo psychologicznych półcieni i drobnych niuansów, które doceni widz lubiący gęste i wnikliwe kino psychologiczne.
Oczywiście sztuka gry psychologicznym półcieniem Micklemu by się nie powiodła gdyby nie niesamowita ekranowa chemia pomiędzy młodziutkim Connorem Paolo ,a doświadczonym Nickiem Daminci. aktorstwo jest jedną z niezaprzeczalnych zalet tego obrazu.
Swoistym smaczkiem jest dobry występ pamiętanej z TOP GUN i ŚWIADKA Kelly McGillis, która od dawna nie zagrała w żadnym znaczącym filmie.
STAKE LAND to seans pełen zadumy i interpretacyjnych tropów. Rozgrywający się w konwencji kina postapokaliptycznego drogi horror jest jedynie przykrywką do przekazania znacznie głębszych treści o charakterze filozoficznym i etycznym. Widzowie liczący na bezmyślną krwawą jatkę i szybką akcje mogą po seansie poczuć się mocno rozczarowani. Jednak Ci, którzy od kina oczekują czegoś więcej niż tylko powierzchownych przeżyć powinni skusić się i posmakować nowego dzieła spod ręki Jima Mickle.
Film rzeczywiście nie był tak badziewny, jak wskazywałaby fabuła, ale żeby stawiać go na podium jako niemalże arcydzieło - to zakrawa na absurd.
Owszem, miło się to ogląda i faktycznie więcej jest tutaj interpretacji, aniżeli zdawałoby się na pierwszy rzut oka, niemniej jednak jest tutaj kilka słabych punktów:
a) powtarzalność
b) motyw zemsty "głównego złego", tego guru Bractwa (jak on miał na imię? Jebadol?). Gdy zobaczyłem go już po metamorfozie, film stracił bardzo wiele.
Ale ogólnie stawiam 6,5/10
Jak dla mnie film był ok - fani the walking dead powinni być usatysfakcjonowani - jedyny minus to końcówka!!! Film idealnie pokazuje ludzką naturę, relacje międzyludzkie w ciężkich czasach, a te wampiry to tylko taki bonusik, więc tylko dzieciaki by się czepiały mankamentów z ich udziałem!!! POLECAM
Film nic takiego nie pokazuje, a już na pewno nie idealnie. Jeśli jednak interesuje Cię ten aspekt, to polecam "Carriers".
Przypomniała mi się taka sprawa z Szymborską - ponoć oblałaby maturę z interpretacji własnych wierszy. Dlaczego? Bo humaniści mają tendecję do doszukiwania się wszędzie podwójnego dna podczas gdy kontrucja często jst prosta jak konstrukcja cepa.
Podobne odczucia miałem jak za młodu przerabialiśmy jakieś erotyki w szkole średniej. Polonista dwoił się i troił by nam przekać "co myślał autor" jaki symbol kobiety chciał postawić, jaki pomnik i jego samotność, niezrozumienie, ulotność tej przyziemnej chwili z nią.... podczas gdy ja w tym czasie i 3/4 klasy zapewne również odczytało te wiersze z nacznie bardziej prosty i oczywisty sposób -> facet miał problem, był wrażliwy i metro- a czasy były takie, że w modzie byli żołnierze, powstańcy i twardziele (czasy zaborów), chciał jak to chłop - zakisić ogóra, ale mu nie szło w relacjach z powodów patrz powyżej, więc pisał te swoje dyrdymały w nadziei, że znajdzie się jakaś duszyczka płci przeciwnej, która w poszukiwaniu oryginalności pozwoli mu zamoczyć.
Cóż, każdy ma swoją metodę.
Pewnie facet w życiu by nie pomyślał, że 150lat później tysiące polskich dzieci i "profesorów" będzie latami rozkminiać, co on chciał w tych wierszach przekazać ;)
A wracając do filmu. Zły nie był, gdyby nie te wampiro-zombiaki, których nie znoszę, bo są zwyczajnie głupie, ale co zrobić gdy w kinie postapo jest taka posucha, że trzeba oglądać filmy z wampirami, które ludzkość wykończyły :/
Są tam relacje międzyludzie, są próby ocalenia człowieczeństwa, jest smutek i walka o przetrwanie. Jest klimat czasów ostatecznych.
Ale cała reszta to już nadinterpretacja. Wampir jako metafora? Film jako filozoficzny traktat? :)) Come on. ;)