Generalnie, film jest paradoksalny. Bo jest zarazem bardzo prosty, ale jednocześnie jest w nim rzekomo jakieś mega ultra różne zakończenie i jego interpretacja.
Czułem się jakbym oglądał film, zrobiony przez kogoś kto liznął trochę filozofii i chciał przesłać w nim coś ,,wow".
Koncept może jakiś nietuzinkowy bo w sumie nie kojarzę jakiegoś filmu z takim zarysem (zjeżdżanie jedzenia przez x pięter), ale no.. skupianie się na nim jedynym przy rzekomo tak ,,niesamowitym" problemie jaki ten film chce pokazać..
A od momentu kiedy główny bohater zjeżdża ze swoim nowym kolegą to już po prostu sztuka dla sztuki, ale bardzo taniej sztuki.