Piszę to, bo „Platforma”Film mozna rozumiec na kilka sposobow. Pierwszym jest pokazanie natury zwyklego, przeciętnego człowieka, który nie jest osobą specjalnie wykształconą czy ambitną, nie ma planów zmieniających świat. Ta osoba wplątana została w pewien mechanizm i co miesiąc jego pozycja w hierarchii się zmienia. Może być na górze, czyli na numerach 1…100… ale za miesiąc może trafić mu się pozycja na miejscu trzysetnym. Stół z pożywieniem to symbol władzy i obfitości. Ci na górze mają największy dostęp do niego. Mogą się obżerać różnymi potrawami i cieszyć się tym, że nie są na dole i nie muszą dojadać resztek. Jednak gdy za miesiąc trafią na miejsce 170 i będą codziennie widzieli puste stoły w ich głowie pojawi się pytanie - „Czy ci z góry nie mogą zostawić dla nas chociaż jednej porcji”. Gdy później uda im się wrócić na piętro o niższym numerze, zapominają o ciężkim miesiącu na dole i jedzą jak najwięcej z pełnego stołu, bo przecież im się należy - musieli głodzić się cały miesiąc.
A jakby na to spojrzeć - rozwiązanie jest banalne. Jedyne, co jest im potrzebne to współpraca. Horacy napisał „O navis, referent”, czyli o ojczyźnie okrętem. Sam stwierdził, że jedyną metodą na uratowanie statku podczas sztormu jest współpraca - nie myślenie o profitach, pozycji tylko o drugim człowieku. „Platforma” pokazuje, że ludzie nigdy - nawet w najgorszej sytuacji nie dojdą do porozumienia, współpracy. Oczywiście, że będą tam ci mądrzejsi, którzy zdadzą sobie sprawę z powagi sytuacji, ale w więzieniu są ludzie w różnych sytuacjach.
Ta współpraca też wydaje się banalna - wystarczy porozumieć się z ludźmi z góry, żeby ci przekazali wyżej i powiedzieć o wszystkim ludziom z dołu aby ci poinformowali swoich sąsiadów. Chyba nic trudnego, prawda? Wystarczy aby każdy jadł wydzieloną porcję. A jednak. Gdy znajdzie się już ktoś skłonny do współpracy, to następna para na innym piętrze może przecież wszystko zniszczyći powiedzieć, że „oni przez poprzedni miesiąc głodowali więc należy im się więcej”. Aby do takiej współpracy doszło, ludzie muszą funkcjonować niczym jeden organizm, a jest to niemożliwe.
Sam główny bohater na początku stwierdza, że przecież wystarczy przekazać tę informację po wszystkich piętrach i problem głodu będzie z głowy. Jednak jego współlokator stawia go do pionu i mówi „Ci na górze z nami nie rozmawiają bo są nad nami”.
To pokazuje pewną hierarchię. Hierarchię w pracy, czy w środowisku ludzkim. Ta hierarchia działa w określony sposób od dawien dawna więc po co cokolwiek zmieniać? Dlaczego mam nie pluć ani nie załatwiać spraw fizjologicznych na stół na którym jedzą ci niżej? Przecież oni są niżej, oni są gorsi ode mnie. - Choć przecież tak jak ja trafili tam przypadkowo.
Podobna hierarchia jest w obecnych czasach - sam starszy współlokator z 48 piętra stwierdził, że takie właśnie środkowe piętro jest najbezpieczniejsze. Ci, którzy trafiają wysoko (mam na myśli piętra 1,2,3,4…..) nie wytrzymują psychicznie. Ale przecież mają wszystko - można powiedzieć. Ilu znamy sławnych ludzi którzy nie mogli żyć przepełnieni sławą i bogactwem? Dlatego kobieta, która trafia z Gorengiem z 6 na 202 piętro popełnia samobójstwo. Wie, że nie będzie już w stanie żyć w innych warunkach.
W filmie ciągle przejawia się motyw Kaina i Abla, czyli bratobójstwa. Gdy więzniowie trafią na poziom dwusetny czy nie daj boże trzysetny są skłonni zabić się aby przetrwać. Podobno człowiek potrafi przetrwać miesiąc bez pokarmu, na samej wodzie, tak? Nie w przypadku Platformy. Gdy starszy mężczyzna (nie pamiętam jego imienia) zorientował się, że jest na 171 piętrze bez chwili namysłu postanowił związać młodszego współlokatora i jeść jego wnętrzności.
Film można również rozumieć na podstawie hierarchii w państwie totalitarnym. To przywodzi mi na myśl „Folwark Zwierzęcy” Orwella czy też „Spalonych słońcem” Nikity Michałkowa. Chodzi nie tylko o pokazaną hierarchię, o której mówiłam wcześniej (tu na szczycie jest oczywiście władza), ale też o człowieka uwikłanego właśnie w tą historię. Można to zobaczyć na podstawie głównego bohatera i jego postawy: na początku nie je, jest skłonny pomóc tajemniczej matce, która poszukuje syna i nie wie dlaczego jego współlokator załatwia potrzeby fizjologiczne na stół, z którego jedzą ludzie piętro niżej. Ma chęci, aby pomagać, aby coś zmienić. Ale łatwiej jest przecież przyjąć bierną postawę i dostosować się do miejsca w którym się znajduje. Wpasować się w to otoczenie i zaakceptować je, a nie wprowadzać zmiany.
Bohater dobrze się bawi, marnuje jedzenie i używa życia dopóki nie trafia na poziom 171, gdzie w ramach obrony posuwa się do zabójstwa współlokatora. Podobno „tylko pierwsze zabójstwo boli”? Film pokazuje, że to jak najbardziej prawda.
Główny bohater z wrażliwego mężczyzny staje się po prostu człowiekiem systemu. Nie ma on już żadnej idei i siły żeby tę ideę znaleźć. Dopiero czarnoskóry współlokator motywuje go do wprowadzenia jakiejś zmiany - jednak obaj są oni już ludźmi systemu. Zabijają, krzywdzą, biją - niby w dobrym celu ale czy na pewno przemoc jest dobrą metodą? Metodą wymuszenia empatii i miłości? Przecież to się wyklucza.
Tu na myśl przyszła mi „Siłaczka” S. Żeromskiego, choć jest to dość daleka dygresja. Tam pokazano, że też łatwiej jest po prostu się dostosować i zaakceptować, że niektórzy mają gorzej. Pomoc byłaby zbyt wymagającym zadaniem. A komu chce się to robić i marnować na to czas?
Miałam problem z zinterpretowaniem postaci kobiety, która poszukuje dziecka. Kobiety, która być może ma jakiś cel, ale przecież „to dziecko wcale nie jest w więzieniu, przecież dzieci poniżej 16 roku życia nie mogą przebywać w więzieniu? Nic bardziej mylnego.
„To dziecko jest przekazem” - dużo osób nie zrozumiało zakończenia, a ja rozumiem to tak: kobieta była tam uwikłana, aby chronić te „wybitniejsze” jednostki. Tych którzy mają w sobie empatię, współczucie i mogą zmienić świat. Dlatego uratowała ona głównego bohatera przed pocięciem przez starca. Kilka scen wcześniej to właśnie Goreng dotknął kobiety i zapytał się czy wszystko w porządku - okazał jakieś współczucie. Pokazał, że nie jest jeszcze zniszczony przez ten system i jest w nim jakaś dobroć. I może właśnie tacy ludzie są potrzebni światu, a nie bezduszni i żyjący według prawa właśności.
Sięgając do filozofii Hegla można stwierdzić, że Goreng to po prostu wybitna jednostka, wybrana przez Ducha Dziejów. Ma on jakiś cel, a po osiągnięciu go, ginie. Jego kamerdyner to być może starzec z 48 poziomu, bo potem cały czas przewija się on w jego wizjach.
Coś co zwróciło moją uwagę to dwa symbole: poziom 333 i światło. Gdy bohater trafia na „dno” czyli na poziom 333 spotyka tam dziecko, które nie wygląda na wygłodzone. Żyje, jest w stanie się poruszać, więc może nie jest tam od zawsze? (Jakby bylo na wyzszym poziomie to raczej matka by je znalazla). Jeśli były 333 pary, to więzienie zamieszkiwało 666 więźniów. 666 to liczba bestii z apokalipsy swietego jana, która kojarzy się ze złem, z szatanem. Jednak w Biblii powiedziane jest, że „liczba to bowiem człowieka”. Może ten, który dotarł na 333 piętro i uratował dziecko jest prawdziwym człowiekiem, bo myśli o innych?
Uwagę moją zwróciła jedna z ostatnich scen: dziewczynka i Goreng zjeżdżają na tej platformie w nicość, w pustkę, może w grzech? I jedyne co ich oświetla to snop światła z góry. Podobny motyw pojawił się w filmie „The Lighthouse”. Światło to nadzieja, cel, objawienie, wieczność, życie. Czyli to światło symbolizuje może wreszcie jakąś dobroć, która narodziła się w człowieku i zmusiła go wreszcie do jakiegoś działania?. Z oświetlonej platformy schodzi Goreng bo on, aby osiągnąć swój cel musiał zgrzeszyć, musiał zabić. Dziecko jest niesplamione krwią, czyste więc może wyjść z tych podziemi. Dziewczynka to symbol tego niezdemoralizowanego społeczeństwa, resztek człowieczeństwa, które gdzieś głęboko jeszcze są w człowieku.
Według mnie film przewidział w pewien sposób obecny kryzys. Ludzie mieli wszystko - kupowali coraz to nowsze ubrania, producenci obiecywali, że twoje zęby będą jeszcze bardziej białe jak użyjesz jego pasty, choć byłeś już cal obładowany różnymi pastami do zębów które nie działały. Korporacje mówiły nam „kup to, kup tamto, to zmieni twoje życie, to sprawi że będziesz szczęśliwszy”. Nawet jeśli sprawiło, to nie na długo bo pojawiała się kolejna świetna rzecz. I wskazuje na to nóź zakupiony przez Trimagasiego. Staruszek kupił ponoć genialny nóż, który kroi nawet cegłę. A na następny dzień zobaczył reklamę jeszcze lepszego, jeszcze bardziej genialnego noża, który na pewno odmieni jego życie, bo przecież sam się ostrzy! Cóż za wygoda, cóż za komfort użytkowania!
Ludzie byli przepełnieni tym konsumpcjonizmem, tą chęcią posiadania i nie mówię oczywiście, że mnie nie charakteryzowała ta postawa. I teraz nadszedł kryzys. W sumie wszyscy zostali w pewien sposób zrównani i musimy zrozumieć, że wszyscy jesteśmy tymi samymi ludźmi. Musimy docenić to co mamy, bo w jednej chwili możemy wszystko stracić tak jak biblijny Hiob. Jesteśmy razem na tym okręcie, jedyne co mamy to siebie nawzajem, więc musimy współpracować.