"Blob" wypadł co najmniej średnio. Początek przedstawia nam jakąś małą mieścinę, mamy
głównego bohatera który jest "złym chłopcem" i ma zatargi z szeryfem i do tego miasta przychodzi
wielka galareta z kosmosu żeby zrobić zadymę. Może i dałoby się to przełknąć, ale w campie
fabułą stopniowo pogrąża się coraz bardziej.
Gdy Blob przybywa na ziemie film zaczyna być obiecujący. Sam Blob wyglada całkiem fajnie i
zabija w całkiem groteskowy sposób. Scena w aucie wymiata. Gore również wygląda całkiem
nieźle. Tyle że, to jedyne co dobre w stronie technicznej. Im dalej w las tym film staje się coraz
bardziej kiczowaty, Blob tylko pochłania wszystko jak leci, bez żadnej finezji czy grozy. W dodatku
przy wielu scenach użyto naprawde paskudnie wyglądajacego greenscreena.
Fabuła rówież zawodzi. Okazuje sie że za wszystkim stoi Złe Amerykańskie Wojsko i ich szalone
eksperymenty. Po co to wszystko? By stworzyć broń dzięki której Ameryka zdobędzie władze na d
światem oczywiscie. Oczywiście ofiary w ludziach się nie liczą. Bardziej sztampowego zwrotu
akcji nie dało się wymyślić.
Żeby tego było mało na koniec film wyjeżdża z księdzem- fanatykiem który chodzi i woła że Bóg
sprowadził Armageddon, i przy okazji ten pomyleniec bierze szczątki martwego Bloba ze sobą by
zacząć to jeszcze raz "gdy Bóg mu nakaże".
Co tu dużo mówić. "Blob" jest durny do potęgi. Na początku sztampowy i nudny, potem ma jedną,
czy dwie fajne sceny, po czym staje się sztampowy, przewidywalny i durny.
Polecić mogę tylko jesli nie macie innego horroru pod ręką, albo chcecie sie pośmiać, albo też
macie ochotę na campowy horror.
5/10