Film miał ogromny potencjał. I tyle, bo wykorzystano go w minimalnym stopniu. Można było zrobić
świetne kino, wydobyć emocje. Tego wszystkiego zabrakło. Do tego mam wrażenie, że nie zaiskrzyło
między aktorami.
Mam wrażenie, że Lisa Azuelos jedynie musnęła obrany przez siebie temat - sam pomysł i historia są ciekawe, ale sposób w jaki reżyserka snuje opowieść czyni ją płytką, nieciekawą i pozbawioną emocji. Elsa i Pierre są z jednej strony ludźmi należącymi do śmietanki towarzyskiej, wykształconymi i lotnymi - oboje ponoć mają poczucie humoru i są żywiołowi - a kiedy oboje otworzą usta czar pryska... Ich flirt jest niezdarny, toporny, głupkowaty... Dialogi w filmie są koszmarne, napisane bez żadnego wyczucia - część nic nie wnosi do filmu, część jest szalenie pretensjonalne, a żarty przypominają sławne suchary Karola Strasburgera. Flirtowi brak finezji ciężko zatem uwierzyć, że po takim ciężkostrawnym wzajemnym kokietowaniu może się w ludziach zrodzić pożądanie i płomienne uczucie, które chwilami zdaje się zagrażać rodzinnej idylli i małżeństwu Pierre'a... Popowe, niezbyt wyszukane piosenki, ładne wystroje wnętrz, modne stroje i fryzury i dbałość o efektowne migawki to niestety za mało... Chwilami film bardziej przypominał mi reklamę perfum niż film pełnometrażowy...
Dokladnie, odnioslam takie samo wrazenie. Film lekki i przyjemny, ale "pozadanie"? Duzy potencjal, gra aktorow poprawna, ale gdzie te uczucia? Gdzie ta passion? :)
Ten brak emocji ma swoją zapowiedź nawet w plakacie. Cluzet przyciśnięty do Marceau, oboje sprawiają wrażenie jakby na to "ściśnięcie" byli skazani np poprzez tłok w autobusie. Nie czuć tu żadnej namiętności i wrzącej pasji...ja widzę dwoje aktorów, którzy uznali, że nie warto się wysilać. Marceau zamknęła oczy, rozchyliła usta i na tym poprzestała, Cluzet sprawia wrażenie jakby wstrzymywał zwieracz.
Niestety nic tu nie iskrzy.