Na początku chcę zaznaczyć, że sama postać ojca wydawała mi się tajemnicza. Facet ogólnie wydaje mi się, że jest outsiderem, owiany mgiełką tajemnicy, z trudną przeszłością. Taki kruk-mruk jak ja to nazywam (zresztą to nawet widać po jego mimice twarzy, ciuchach i ogólnym całokształcie). Chciał nauczyć synów jak sobie radzić, ponieważ wiedział, że długo z nimi nie pobędzie. Tak jak inni również jestem ciekaw jaki był cel tej wycieczki, i po co właściwie on przyjechał.
Co mną wstrząsnęło najbardziej? Hm, po pierwsze PROSTOTA! Tak, prostota!
Film został bardzo prosto zrobiony, bez udziwnień, a mimo to jest bardzo poruszający, i taki... realistyczny, normalny. Brakuje mi takich prostych, ale poruszających historii w obecnym kinie.
Dalej. Scena z zostawieniem syna na drodze. ''Co za sku..wysyn!'' - pomyślałem sobie. Byłem pewny, że nigdy już po niego nie wróci, ale jednak facet nie okazał się być tak okrutny. Przesadził, ale mimo to chciał jednak dobrze. Uwielbiam takie niejednoznaczne zachowania. :)
Po trzecie. Jego odzywki. Tak, rzuciło mi się to w uszy. ''- Tato, ukradli Ci portfel. Goń(my) ich. - A sam nie możesz? | -JEDZ! | - Wiosłuj na moją komendę! - Tato, już nie mogę! - Możesz, możesz! | - Włóż gałęzie pod koła! | - Zabić Cię?'' itd. itp. Poza tymi widać jednak było między wierszami, że ojciec wcale taki zły nie jest. Właściwie to większość rzeczy robił za nich/dla nich, jak np. rozbijanie namiotów, ale była także i praca zespołowa (tratwa, koła), wyrzuty sumienia (gonitwa za synem), oraz zobojętniałość która to wszystko przykrywała.
Kolejna rzecz. Byłem Święcie przekonany, że ta cała śmierć ojca to był po prostu... żart. Może i niedokładnie przeczytałem opis, ale sądząc po słowach ''chciał im pokazać szkołę życia, acz później doszło do tragedii'' myślałem, że ojciec w ten sposób chciał wzbudzić w synach jakieś wyższe uczucia. Może zmanipulować? A może przekonać się co by oni zrobili gdyby jego zabrakło? Może nauczyć ich męskości? Pokazać im jak mają przetrwać? Ale nie, skąd! To nie był żart. I to mnie wstrząsnęło najbardziej!
Chłopcy od tamtej pory już sami musieli sobie radzić. Naprawdę było mi ich żal. Żal, że nie znali swojego ojca. Żal, że spędzili z nim tak mało czasu. Żal, że najprawdopodobniej za bardzo wezmą z tego ojca przykład i zaczną się zachowywać tak samo jak on (widać jak pod koniec filmu starszy syn zaczyna się zmieniać).
Mam jeszcze do Was pytanie. Mając takiego ojca, do którego z synów byłoby Wam bliżej? Jeśli chodzi o mnie to zdecydowanie do młodszego. Umiał się przeciwstawić, od początku wiedział, że coś jest nie tak, miał słabości i był wrażliwszy. Starszy go tylko słuchał i dzięki temu przetrwał, nauczył się od ojca co nieco, ale w gruncie rzeczy był wpatrzony w niego jak w obraz, nie widział tego co zauważył młodszy brat. Był całkiem w niego zaślepiony. Wydaje mi się, że reżyser specjalnie tak zrobił, by pokazać, że nie warto jest się przeciwstawiać, aczkolwiek trzeba słuchać i samemu dochodzić do pewnych wniosków.