"Prawdziwy romans" reżyserii Tony Scotta i scenariusza Quentina Tarantino to typowy film sensacyjny. Dziewczyna, początkująca call-girl, ma opiekuna, koszmarnego typa, którego gra Gary Oldman. Od tamtego momentu główną rolę rekwizytową pełni walizka z kokainą, watra pół miliona zielonych. Bohater bierze, zatem spluwę w garść, bo miłość w sercu komplikują zbrodnia, narkotyki i gangsterzy. Świat, w którym usiłują przeżyć Clarence (Christian Slater) i Alabama (Patricia Arquette), został starannie i cynicznie wypreparowany ze świata jak najbardziej rzeczywistego. Do połowy filmu chlusta krew. Brutalność pokazana jest bez cudzysłowu.
Nie ma?
Chyba wszyscy znamy treść, ale ją przytoczyłeś. Tylko błędnie, bo zapomniałeś że tu tez chodzi o sposób gry, jak i dialogi. Przeciętny? Duża dawka humoru, oblana krwią. Brutalność bez cudzysłowiu? Nie zgadzam się. I mam rację raczej, albowiem Tarantino bawi się wspaniale kinem. I nie podchodzi do przemocy na serio- to to masz w Rambo. Ów scenarzysta i reżyser jest zbyt inteligentny na to. Wciąż też to udowadnia, czy to np. w Od zmierzchu do świtu (choćby kolorowe pistolety na wodę, skrzyżowane), Pulp F. (tu wyjaśniać nie trzeba), czy właśnie w Prawdziwym romansie- choćby zakończenie i mowa Alabamy o czystości myśli podczas owej rzezi (zwłaszcza że owa, która wówczas nie utraciła niewinności, jak twierdzi, zabiła tamtego dnia)... więc jak najbardziej :jest cudzysłów, jest prześmiewczość i oko do widza puszczone (swoja droga- zakończenie zbieżne z tym z Urodzonych morderców)