W żadnym filmie nie widziałam tak pięknej końcówki. Chodzi mianowicie o moment, w którym ksiądz opowiada o miłości i cudzie oraz gdy Linda wstaje i da się zauważyć jej ciążę. Końcówka sprawia wrażenie, że Jim jednak z nią został pomimo swojej śmierci. Cały czas jest obok córek i żony, a w niej samej bije maleńkie serduszko - życie, które narodziło się dzięki niemu.
Muzyka bezapelacyjnie zasługuje na Oscara. Szczególnie kawałek "Linda and Jim" pojawiający się gdy Hansonowie spędzają ze sobą noc, oraz we wspomnianym wyżej końcowym fragmencie.