Z dwóch powodów wybrałem się na ten film. Pierwszym była Sandra Bullock, którą nawet nie wiem szczególnie za co, ale bardzo lubię. Ile razy pojawia się nowy film, w którym ona występuje, zawsze trzymam kciuki, by wreszcie był na jakimś przyzwoitym poziomie, bo ostatnio niestety Bullock ma problem z wyborem dobrych scenariuszy. Zwiastun "Przeczucia" okazał się być dobry i interesujący więc pomyślałem, że może tym razem się jej poszczęściło.
Drugim powodem był fantastyczny plakat, który pomimo, że nie ma nic wspólnego z fabułą filmu, jest wg mnie jednym z najlepszych posterów przynajmniej tego roku.
Aż miło pisze mi się tą recenzję, bo tym razem Sandrze poszczęściło się. Film jest naprawdę przyzwoity. Może części nie spodoba się to, że akcja rozwija się raczej powoli i bez większych farjerwerków, ale ja akurat lubię takie spokojne thrillery. "Przeczucie" trzyma w napięciu od samego początku aż do samego końca. Całe szczęście nie ma dłuższyzn ani scen zupełnie bezsensownych. Jednak chyba największym plusem filmu jest jego logiczność. Co prawda stuprocentowej zgodności całej historii twórcom nie udało się osiągnąć - ze względu na !tylko! jedną scenę - ale poza tym, po pierwszym obejrzeniu wg mnie film jest logiczny i gdy zaczynamy układac sobie całą historię w głowie już po sansie nie wyskakują nam co chwilę jakieś nieścisłości - co ostatnio przy wielu tego typu filmach jest niestety dość częste.
Bullock bardzo dobrze udało się zagrać zagubioną, przerażoną i zrozpaczoną Lindę. Widać jak w czasie filmowego tygodnia bohaterka zmienia się i zaczyna walczyć, buntować się i odważniej podróżuje przez kolejne dni tygodnia, a my razem z nią zbliżając się do rozwiązania.
Julian McMahon zagrał za to średnio, ale przynajmniej pasował do Bullock.
Można zarzucić "Przeczuciu" wtórność i czerpanie wielkimi garściami z innych filmów - praktycznie wszystko to co oglądamy na ekranie już gdzieś indziej widzeliśmy. Tym razem jednak walka z przyszłością została pokazana od trochę innej strony, w trochę inny sposób - nastawiając się nie na efekty, a na ewentualne wnioski. Tak na prawdę ten film mówi bardziej o miłości, o jej wygasaniu, o cudach dnia codziennego, o tym, że nie ma sensu walczyć z przeznaczeniem trzeba się z nim pogodzić i cieszyć z każdego dnia, oraz o tym, że czasem niezrozumiałe dla nas wydarzenia mają jednak jakiś głębszy sens, który dostrzegamy długo po fakcie.
Dodatkowo plus za całkiem dobre zdjęcia oraz wpadającą w ucho muzykę Klausa Badelta. Niestety jednak będącą bardziej przypominką motywów z "the ring", czy "życie, którego nie było", niż świeżą interesującą i zachwycającą ścieżką dźwiękową.
7/10