PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=157}

Przeklęty

Thinner
1996
6,0 6,7 tys. ocen
6,0 10 1 6726
5,0 6 krytyków
Przeklęty
powrót do forum filmu Przeklęty

Krukcenzja

ocenił(a) film na 7

Kolejna z ekranizacji Stephena Kinga za mną. Tym razem zdecydowałam się na seans filmu, który zainspirowany został powieścią „Chudszy” wydanej pod pseudonimem Richard Bachman. Co do zaoferowania ma „Przeklęty” i czy warto zwrócić na niego uwagę?

Kolejny dzień, kolejna sprawa do wybronienia. Po opuszczeniu budynku sądu Billy Halleck trafia na grupę Cyganów prędko rozgonioną przez służby porządkowe. W drodze powrotnej radośnie umilanej przez żonę miejsce ma wypadek. Adwokat potrąca śmiertelnie córkę przywódcy wędrownego ludu. Cała sprawa prędko zostaje zatuszowana, chroniąc reprezentanta sprawiedliwości. Wkrótce na mężczyznę zostaje rzucona klątwa. Zaczyna niespodziewanie chudnąć, a proces zdaje się wyłącznie przyspieszać…

Opowieść nieco się dłuży w początkowej fazie – to trzeba przyznać. Mimo tego przedstawione wydarzenia wciąż są interesujące i ogląda się to naprawdę dobrze. Przyznać też muszę, że jest to mimo wszystko dość wierna ekranizacja, która sprawnie obrazuje znaną z książki koncepcję. Im bliżej końca, tym szybszego tempa nabiera zarówno dławiąca Billy’ego klątwa, jak i sama fabuła. Zakończenie jawi się jako niezwykle przewrotne, dopełniając ponurego charakteru całej historii.

Efekty specjalne naprawdę wypadają nieźle i nie zestarzały się jakoś szczególnie źle, a to już zdecydowany sukces. Zdjęcia nie wyróżniają się na tle innych produkcji, z kolei muzyka raczej nie przyciąga uwagi, choć niewątpliwie bierze udział w kreowaniu klimatu całości. Mówiąc o grze aktorskiej – wypada ona najlepiej na bezpośredniej osi głównego konfliktu. Michael Constantine jako Tadzu Lemke naprawdę przeraża, a Robert John Burke wcielający się w Billy’ego Hallecka udanie portretuje coraz większe przerażenie swym dalszym losem. W obu tych przypadkach również charakteryzacja jest bardzo satysfakcjonująca.

„Przeklęty” nie wyróżnia się jakoś szczególnie spośród innych filmów lat dziewięćdziesiątych. Stanowi po prostu kolejną ekranizację powieści znanego pisarza, na jakie był wówczas istny szał (na bazie twórczości Stephena Kinga w latach 1990-1999 powstało niemal 30 produkcji). Można to obejrzeć, nie należy do złych, wręcz zasługuje na ocenę 7/10. Trudno jednak uznać przy tym tę pozycję za jakoś szczególnie zapadającą w pamięć…