Przepraszam wszystkich bardzo, że kiedyś napisałem na Filmwebie, że to najgorszy film jaki widziałem. Co absolutnie nie jest prawdą (trollowałem), bo ten film widziałem kilkanaście razy i wciąż jestem pod tym samym wrażeniem. Po prostu sobie wtedy żartowałem i miałem 15 lat, a w tym wieku ma się nie po kolei w głowie. Dobra, do rzeczy: niesamowicie widowiskowy, emocjonalny, a zarazem wzruszający film. Clark Gable i Vivien Leigh stworzyli najlepszą parę ekranową w historii kina. Muzyka Maxa Steinera, zdjęcia, kostiumy, plenery, różnorodna tematyka, sympatyczni bohaterowie, szczypta humoru - dzieło sztuki z 1939 roku posiada w sobie wszystko, jak najwięcej różnorodności! Jak skończyłem go przed chwilą oglądać, to te prawie cztery godziny minęły mi jak 30 minut. Aktorstwo idealne - dwójka wyżej wymienionych przeze mnie aktorów najbardziej mi się podobała właśnie w "Przeminęło z wiatrem". Ashley Wilkes, Butterfly McQueen czy Olivia de Havilland wypadli rewelacyjnie na srebrnym ekranie, lub jak kto woli w Technicolorze. A końcowa scena wywołuje u mnie największe natężenie wzruszenia w całym filmie. Jestem szczęśliwcem, że mam go na DVD. Amerykanie nie mieli wcale wówczas takich zmartwień na głowie jak II wojna światowa, więc mogli tłumnie maszerować do kin i ponapawać się artyzmem i emocjonować na niektórych scenach. Żaden film fabularny lepiej nie opisuje, czym tak naprawdę jest niewolnictwo i wojna secesyjna. Bo seriale ("Korzenie" czy "Północ-Południe") to już osobna działka, tym niemniej uwielbiam je oba. Zasłużony deszcz dziewięciu Oscarów - zwłaszcza, że ludzie pomału zapominają o dziełach z tamtego okresu. Myślę, że "Przeminęło z wiatrem" nigdy nie przeminie z wiatrem - Bóg mi świadkiem, choćby bardzo świat się zmienił, mam nadzieję, że nigdy nie powstanie remake tego pięknego obrazu. A jeżeli komuś się nie podoba ten pokaz najwyższego pietyzmu? Szczerze mówiąc, moi drodzy Filmwebowicze, nic mnie to nie obchodzi.
To, ze Clark Gable nie dostał Oscara za te rolę jest szokujące. Gra Vivien nie przetrwała próby czasu, Clarka tak
Jej aktorstwo było fatalne momentami , czułam zażenowanie. Gra aktorska , typowo staromodna.Co nie bylo wtedy regułą , bo nie wszystkie kreacje wtedy takie były. I przetrwały próbę czasu. Ona miala tendencje do chorób psychicznych i to widać. Grala histerycznie, Scarlett miala temperament , a to nie to samo/ Co więcej , Vivien gra dokladnie identycznie tą samą manierą i głosem w Tramwaju. taka Scarlet 2.0 20 lat pozniej I wygląda jeszcze gorzej na tle marlona brando.
skoro ja bym lepiej nie zagrała to znaczy, ze ona była wybitna? poważnie? to rzeczywiście ma sens.. była straszna, jej ooooohh, Rheeeeeeeeeeett przyprawialo mnie o spazmy śmiechu, jak pensjonarka