Wczoraj oglądałam znowu i myślę że Vivien w każdej scenie wyglądała przepięknie.
Nawet gdy Scarlett ciężko pracowała i nosiła łachmany była śliczna.
I tak się zastanawiam czy Rett by odszedł gdyby Scarlett nie powiedziała że obiecała Melani
że zaopiekuje się Ashleyem ?
oczywiście że tak Scarlett straciła Retta po upadku ze schodów a śmierć Bonnie była tylko gwoździem do trumny
Do tej pory nie mogę przeżałować, że nie byli razem. Choć oglądając film odnosiłam wrażenie, jakby Scarlett była bardziej zainteresowana Rettem niż w książce. Czytając końcówkę "Przeminęło..." właściwie nie dziwiłam się, że Rett przestał ją kochać. Z kolei w filmie było mi jej bardziej żal.
To chyba jedyny film,który mogę ciągle oglądać.Zazwyczaj co roku pojawia się w TV z okazji jednych lub drugich Świąt i mimo,że znam go niemal na pamięć,za każdym razem odkrywam w nim coś nowego.Piękna,niebanalna historia,w której bohaterką jest prawdziwa kobieta z krwi i kości..Nic dziwnego,że nikt nie odważył się ponownie nakręcić filmu.Vivian Leigh jest nie do podrobienia..tak samo krewki Clark w roli Rhetta i ospały nieco Ashley.Myślę,że Rhett nie odszedłby,gdyby po śmierci Melanii Scarlett zmiast pocieszać Ashleya,szukałaby wsparcia u swojego męża.Rhett zawsze wiedział,że Scarlett kocha "tamtego", a wraz ze śmiercią Melanii,zdał sobie sprawę,że teraz nic nie stoi na przeszkodzie,by jego żona związałą się w końcu z jedyną,prawdziwą miłością swojego życia.A,że w rzeczywistości Ashley był tylko mrzonką i Scarlett zdała sobie sprawę,że tak naprawdę kocha tylko Rhetta,to już inna para kaloszy...Zawsze żałowałam,że nie było dalszego ciągu powieści.Coprawda współcześnie nakręcono jakiś serial o dalszych losach Scarlett, w którym to finalnie znów wraca do Rhetta,ale to jednak nie to samo.