Nie spodziewałam się, że "Quo vadis?" zrobione przez Polaka będzie aż tak złe. Jestem bardzo rozczarowana, tyle pieniędzy i takie wielkie NIC. Nie poruszyła mnie tam prawie żadna scena (poza wątkiem miłości Eunice i Petroniusza - ale też czegoś tam brak...).
Tylko sceny z udziałem Chilona i Petroniusza były interesujące. Jerzy Trela ciekawie zagrał Chilona, jest po prostu dobrym aktorem i zrobił co trzeba. Bogusław Linda, mimo moich uprzedzeń też dobrze wywiązał się z zadania. Jego Petroniusz zasłużył na moje uznanie, chociaż na początku wydawał mi się jakiś sztuczny, ale w miarę rozwoju akcji nabierał właściwego "koloru ". Zaintrygowała mnie Eunice, jakoś nie przypominam sobie tej aktorki, nawet nie wiem jak się nazywa (według mnie to ona powinna zagrać Ligię - może byłaby lepsza). Paweł Deląg starał się, ale nie wszystko wychodziło mu jak należy, myślę że jeszcze trafi na swego reżysera i swoją wielką rolę, chociaż niewątpliwie Winicjusz przyniesie mu populaność.
Paweł Kubacki był rozbrajający w każdej scenie w jakiej się pojawił, takie duże, silne, kochane "dziecko", to jego spojrzenie... Lubię tego Ursusa, przydałby się czasami współczesnej kobiecie, nie tylko starożytnej Ligi.
Dużo znanych nazwisk i twarzy, ale filmowi to nie pomogło, bardzo żałuję.
Może to nie patriotycznie, ale dla mnie najlepszą ekranizacją "Quo vadis?" jest wersja amerykańska z 1951 r., mimo że nie otrzymała Oscara.