Prosto. Pomagając sobie nawzajem. Będąc dla siebie oparciem. Dając sobie czas. Spokojnie rozmawiając. Nie oceniając. Rozumiejąc. Chroniąc siebie nawzajem. Będąc nawet w najgorszym i najpodlejszym czasie. Można tak wymieniać dalej, bo "Róża" daje właśnie takie odpowiedzi na najtrudniejsze, a zarazem najprostsze pytanie we wszechświecie.
Mamy Różę, rodowitą Mazurkę, żonę niemieckiego żołnierza, skrzywdzoną przez bestie wykorzystujące podłe koleje losu. Mamy Tadeusza, Polaka, który widział na własne oczy śmierć swojej żony, dobity bezsensem i trudem wojny. Oboje łączy żołnierz z Wehrmachtu, przy którego śmierci był Tadeusz (sprytnie ucięta scena, gdy Róża go pyta, jak zginął – może nawet to on go zabił i żeby chociaż częściowo odpokutować, oddał wdowie pamiątki po mężu, no takie były czasy). Szybko okazuje się, że ze spiknięcia tych dwoje skrzywdzonych ludzi nie będzie sielankowej historii, bo i czasy niebezpieczne, i niepewne, i pechowe.
Smarzowski z mistrzowską precyzją przeprowadza nas przez kapitalny scenariusz Szczerbica. Niczym przesadnie nie epatuje, niczego nie romantyzuje, nie lukruje. Każdy ma coś za uszami, lecz w tym świecie wzorem mężczyzny pozostaje główny bohater. Teksty wypowiadane przez Dorocińskiego są wręcz westernowe, ale nie można ich wyrzucić z pamięci i świetnie wpisują się w film.
" – Wpisałem cię na listę.
– Co zrobiłeś?
– Wszystko załatwione. Ziemia będzie twoja, i córka...
– Jesteś ludzkim ścierwem"
" –Wstyd i hańba. Zgwałcili mi żonę...
– Nikt ci jej nie zepsuł. Posłuchaj mnie. Moją żonę zgwałcono i zabito niemal równocześnie. Różę gwałcono tyle razy, że teraz przez to umiera. Masz do nich o to pretensje? To jest wstyd i hańba."
"– To jest rewolucja. Taka będzie polska. Z tobą lub bez ciebie
– Taka Polska? To beze mnie, towarzyszu"
Czasy upiorne, nieludzkie. Za każdym krzakiem może czaić się wróg, jakieś zwierzę z atawistycznym nastawieniem. Dziewczęta trzeba chować po strychach, żeby nie napadł je ruski bandzior. Polak kapuje na drugiego dla UB. Nie dają spokoju nawet kobiecie umierającej w cierpieniach. I w tym wszystkim rodzi się najczystsze możliwe uczucie – można porozmawiać o starych ludowych obrzędach, powygłupiać się na rowerze czy popływać łódką ze śpiewem na ustach.
Choć finał jest tragiczny, to ich miłości już nikt nie zabije, bo jest nieśmiertelna.