PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=564694}
7,8 143 tys. ocen
7,8 10 1 142505
7,9 58 krytyków
Róża
powrót do forum filmu Róża

Jestem świeżo po seansie i za to, co tutaj napiszę zostanę pewnie zrugany (co już raz się
stało, ale o tym potem).

Akcja filmu "Róża" rozgrywa się na Mazurach w latach czterdziestych. Bohaterem jest były
akowiec - Tadeusz - który stara się zamieszkać na gospodarstwie z Różą, żoną zmarłego
niemieckiego żołnierza.

Mazury lat czterdziestych to ponure miejsce. Róża ma co prawda pole z ziemniakami, ale jest
zaminowane. Wszędzie kręcą się czerwonoarmiści, którzy gnębią okoliczną ludność. Kradną,
co tylko wpadnie im w łapska, jeśli ochota ich najdzie to gwałcą kobiety, palą domy, zabijają.
Do tego Mazurów spotyka pogarda ze strony Rosjan i Polaków, którzy błędnie identyfikują
ich jako ludność niemiecką, ze względu na intensywną germanizację tych ziem w latach
ubiegłych.

Tak na pewno było i co do tego nie mam wątpliwości. Film oceniam jednak nisko. Dlaczego?
Na pewno nie ze względu na aktorstwo czy zdjęcia, gdyż film pod tymi względami zdaje
egzamin. Chodzi o sposób prezentacji, przez który "Róża" to po prostu kolejny, niezapisujący
się niczym szczególnym w polskim kinie obrazek.

Da się zrobić dobry film, który dzieje się w złych czasach, w złym miejscu. Da się przedstawić
okrutną rzeczywistość i ludzi, którzy mimo wszystko próbują w niej żyć, da się opowiedzieć w
takim towarzystwie interesującą historię. Na gorąco mogę przytoczyć film "Winter's Bone",
biorąc poprawkę na to, że rzeczywistość "Róży" jest nieporównanie bardziej przygnębiająca.
Jednak "Róża" tak nie robi.

Głównym bohaterem "Róży" jest bowiem właśnie ta parszywa i czarna rzeczywistość. To film,
gdzie od początkowych minut do napisów końcowych bohaterom dzieje się krzywda.
Bohaterowie cierpią. W krótkich przerwach pomiędzy kolejnymi gwałtami dokonywanymi na
tytułowej Róży nasi męczennicy mają chwilę, żeby zagryźć swoje łzy ziemniakiem z ogniska,
ewentualnie zmęczyć flaszkę wódki. Świat nie lubi bohaterów "Róży" i nie daje im czasu na
bardziej rozbudowany wątek - bo jak tu nazwać wątkiem czy fabułą kolejne udręki, które ich
spotykają? Nawet wspomnienia, do których wraca postać Kuleszy to wspomnienia zbiorowych
gwałtów Rosjan na kobietach, przedstawionych w realistyczny, nieestetyczny i dosłowny
sposób przez ukazanie rzędu nagich męskich pośladków wytrwale wykonujących ruchy w
przód i w tył.

W dosłowności tkwi zazwyczaj potężna siła, ale należy z niej korzystać odpowiedzialnie.
Pokazywanie scen przemocy, gwałtów, krwi itp. w takim filmie z początku szokuje, dodaje
wyrazu, pokazuje, że to nie są normalne, ludzkie czasy. Ale jeżeli w filmie scena gwałtu ma
miejsce co kwadrans, to mimo iż rzeczywistość zapewne tak wyglądała, to film po prostu
epatuje przemocą. Kolejny radziecki żołnierz ściągający portki i próbujący wleźć na kobietę
nie robi już takiego samego wrażenia.

Przy okazji film jest istną martyrologiczną laurką. Mniej więcej w połowie filmu zacząłem
podejrzewać, że "Róża" zaczyna zmierzać w rejony, gdzie niezłomna, szlachetna i wytrwała
postawa bohaterów staje się nieznośnie nienaturalna i niestety z tych torów już nie zawróciła.
Mamy więc sceny, gdzie znajomy Tadeusza, "przystosowany" do panującej rzeczywistości
proponuje mu zakończenie jego cierpień. Heroiczny Tadeusz oczywiście odmawia, określa
znajomego jako ludzkie ścierwo i cierpi dalej. Po raz kolejny oklaski otrzymuje postępowanie
wbrew instynktowi samozachowawczemu - a w tym kraju na tej nucie bardzo łatwo grać i
bardzo trudno ją krytykować. Wystarczy spojrzeć na nagrody, które "Róża" już zebrała.

Na koniec filmu widz zastanawia się: czy ofiara Tadeusza na coś się komuś zdała? Czy całe
to cierpienie miało jakikolwiek sens? Ale to nie reżyser zadaje te pytania - on już postanowił,
że nie można spróbować przenieść się z tych przeklętych Mazur i zacząć życie gdzie indziej,
choćby tam, gdzie Tadeusza na pewno nikt by nie rozpoznał, a Różę gwałcono by trochę
rzadziej.

Wracając do dosłowności - przypomniał mi się "Katyń" Wajdy, który jest dla mnie tandetną
patriotyczną laurką, ale ma jedną, ogromną przewagę - Wajda nie potrzebował pokazywać
non-stop jacy to ci Ruscy straszni, wódę chleją, mordują, palą, gwałcą. Wystarczyła jedna,
ostatnia scena, na myśl o której nadal przechodzą mnie dreszcze. Do tego niemal
kostiumowego przedsięwzięcia wystarczyło dodać jedną autentyczną scenę, aby prawie
uratować film. Czy "Róża" nie miałaby większej wartości, gdyby budową przypominała chociaż
trochę "Katyń"? Gdyby ta czarna rzeczywistość nie atakowała bohaterów bez przerwy i chwili
wytchnienia, tylko zaatakowała pod koniec, przypominając im o obowiązujących zasadach
gry?

Film miał szanse poruszyć wiele wątków - wspomnianą Mazurską tożsamość etniczną, życie
po tragedii, jaką jest wojna - ale wszystko to zasłaniają nagie zady radzieckich żołnierzy.
Zasłaniają na tyle skutecznie, że za 2 lata o tym filmie nie będzie nikt pamiętał.

A teraz anegdota.

Po seansie z okazji WFF w czasie napisów zacząłem żartować razem ze swoją towarzyszką z
absurdu, do którego zostało doprowadzone cierpienie bohaterów w tym filmie. Nie umknęło
to niestety uwadze pewnej młodej pani, która zza grubych oprawek swych zapewne
markowych okularów zaczęła mnie strofować, że cham ze mnie i bydlak i śmieję się, że
kobiety gwałcą i że trochę wrażliwości historycznej. Do chórku dołączył się jej znajomy i parę
innych osób, które proponowały mi obejrzenie "Weekendu" oraz (pewnie po "Weekendzie")
kilku odcinków "Klanu". Próbowałem (choć nie tak napastliwie) odeprzeć atak, mówiąc, że
świadomość historyczna świadomością historyczną, ale w ten sposób polskie kino nie wyjdzie
poza martyrologiczne i patriotyczne bagno. No, chyba że ktoś jest zdania, że ambitne polskie
kino musi wyglądać tak, jak "Róża".

Dziękuję, dobranoc.

ocenił(a) film na 6
Pasieka17

dzięki, że jest jeszcze ktoś taki jak Pasieka17 czy elektra1979; to znaczy, że jeszcze ktoś w tym kraju myśli i ma jakąś ludzką wrażliwość!

Szczerze pozdrawiam!

ocenił(a) film na 10
Pasieka17

Zdanie jest jak d*pa, każdy ma swoją, inna mu śmierdzi.

Pasieka17

O jakim instynkcie samozachowawczym piszesz? Tym, który kazał zostawać folksdojczem czy tym, który podpowiadał, że trzeba zapisać się do partii? Dzięki Bogu, że takie myślenie jednak nie dominuje, bo nie przetrwalibyśmy lat rozbiorów i komuny. Zresztą tekst o "martyrologicznym i patriotycznym bagnie" mówi właściwie wszystko

lewarek77

Bardziej chodziło mi o instynkt samozachowawczy nakazujący szukanie miejsca, gdzie "jest życie". Najwyraźniej nie widziałeś jeszcze filmu, bo inaczej wiedziałbyś, że w okresie, o którym opowiada "Róża" nie było już miejsca na folksdojczstwo.

Do tematu chciałbym wrzucić nowe 3 grosze, gdyż widziałem "W ciemności" i uważam, że jest to film znakomity. Bohater Więckiewicza ma jakiekolwiek szanse na bycie zapamiętanym - jakoś tak jest, że w kinie lepiej się sprawdzają postaci z krwi i kości niż spiżowe posągi. Film opowiada o podobnych czasach, również o ludzkiej krzywdzie, a stoi o kilka klas wyżej od "Róży".

tekst o "martyrologicznym i patriotycznym bagnie" nie mówi "wszystkiego", jest to jedynie mój malutki pojedynczy głos sprzeciwu wobec faktu, że nagrodami są obdarowywane filmy, które nie mają wiele do zaoferowania, ale muszą się podobać, bo to filmy, gdzie na ludzi zsyłane są plagi egipskie, a oni je wszystkie z mężną miną, podniesionym czołem i nieugiętych nogach znoszą.

Pasieka17

znoszą, bo nie mają zbyt dużego wyboru. Powiedz mi, gdzie uciekać ma były AKowiec, którego nie lubi nowa władza, nie lubią Niemcy, ani Ruscy. Czekam na propozycje...

ocenił(a) film na 6
Pasieka17

widać Pasieka17 wykazujesz dużo chęci do jak najbardziej merytorycznej dyskusji; tylko widać natrafiłaś na tzw polski "beton" patriotyczny: - tzn nie wolno Ci kwestionować pewnych dogmatów; są tylko dobrzy i źli ludzie, nie ma wewnętrznych dylematów ludzkich, bo to relatywizm; że lepiej jest zginąć niż przetrwać (patrząc jak zwykle na przykład czeski widać z czym wiąże się przetrwanie zamiast powstania tzn można zachować godność, szacunek i wartości ludzkie, a u nas jak nie zginiesz i nie bronisz honoru to jesteś zdrajcą, świnią, kapusiem, folksdojczem); i przykład Twojej wypowiedzi to doskonale potwierdza- wykazujesz dużo dobrej woli merytorycznej dyskusji; a jak zwykle jak coś nie jest po myśli czystych-jak-łza-honorowych adwersarz,y to oskarżą Cię o lewactwo, komunizm i sto plag egipskich:)
głowa do góry, chociaż z nimi jak widać nie podyskutujesz;
co do reżysera, tego filmu nie oglądałem i nie zamierzam; nie zamierzam ze względu na to, że za każdym razem jak myślę o dwóch poprzednich, jedyne co mi przychodzi na myśl to obrzydzenie, obrzucanie błotem jakby się miało do czynienia z bazarowym żulem i bełkotem; bo to jest bełkot, z którego żadne konstruktywne przesłanie nie płynie- jesteśmy źli, jesteśmy chlewem("Wesele"), co wynika z faktu komuny ("dom zły"), co za pewne wynika z gwałtów żołnierzy radzieckich ("róża");
ale trzeba przyznać, że reżyserować i montować sceny potrafi;
gratuluje postawy i w pełni popieram!

Lex_Dex

moim zdaniem sporo tracisz, bo ani "Wesele", ani "Dom zły" niespecjalnie przypadły mi do gustu, natomiast "Róża" jak najbardziej.
jeżeli pochwalasz merytoryczne dyskusje to może Ty odpowiesz mi na pytanie, które zadałem Pasieka17?
>>"gdzie uciekać ma były AKowiec, którego nie lubi nowa władza, nie lubią Niemcy, ani Ruscy"
skoro dowiedziałem się, że jestem "betonem patriotycznym" to ciekawi mnie jakie wyjście z takiej sytuacji proponuje "nie-beton" :)

mohican99

Odpowiadając na Twoje pytanie - wątpię, zęby ktokolwiek znał odpowiedź. Jednak oglądając film nie odniosłem wrażenia, że gdziekolwiek indziej bohaterom byłoby gorzej. Ale jest już po wojnie - może tam, gdzie nie ma tylu Niemców, skoro Niemcy ich nie lubią? Może gdzieś, gdzie jest mniej Rosjan? Może gdzieś, gdzie "normalnych" ludzi pokroju Władków jest więcej niż kilku, przez co łatwiej byłoby się wspierać/bronić? Ale na pewno nie pozostawać z daleka od ludzi, gdzie palą, rabują i gwałcą czasem więcej niż raz dziennie! Gdzie (tak jak Różę) wszyscy cię traktują jak trędowatego! Brać nogi za pas, choćby ze względu na młodą dziewczynę! Czy Róża, Tadeusz i reszta mieli cokolwiek do stracenia? przesłanki, że gdzie indziej będzie im jeszcze gorzej?

W zasadzie to pytanie nie powinno być skierowane do mnie, lecz do scenarzysty - on jednak wolał zostawić bohaterów tam, gdzie żyć nie było sposób.

Myślę, że Lex_Dex bardziej na myśli miał pozostałe głosy krytyczne wobec mojego stanowiska, które (jako wypowiedzi nie przedstawiające żadnej merytorycznej wartości) mogą nawet bawić. Mnie na przykład urzekło słowo "postępak", którym zostałem potraktowany. Jest genialne.

Po pierwsze - postępak, czyli ktoś, kto bezmyślnie idzie z duchem czasów, zapewne bezrefleksyjny orędownik wszelkiego liberalizmu społecznego (aborcja, eutanazja, in vitro, "miękkie" narkotyki) odrzucający klasyczną definicję patriotyzmu.

Po drugie - postępak, czyli drugie stadium klasycznego tępaka - klasyczny dureń (w tym znaczeniu "post" jak w "postapokalipsa").

Po trzecie (dopiero teraz zauwazyłem!) - postępak, czyli ktoś zamieszczający godne jego intelektu (tępe) wypowiedzi na internetowym forum (posty).

Mało tego - słowo to może być dodatkowo zaakcentowane kapslokowo na pierwszej sylabie, by zdemaskować preferencje polityczne. Czyli POstępak - tępak, zapewne młody i zmanipulowany, głosujący na partię władzy, niczym muł posłusznie, powolnym krokiem (stępem) zmierzający do urny, aby oddać jedną trzydziestoośmiomilionową Polski w ręce wrogów narodu.

Pozdrawiam

Pasieka17

No i widzisz, sam przyznajesz, że sytuacja jest praktycznie bez wyjścia. Chciałbym podkreślić, że takich osób jak główny bohater w ówczesnej Polsce były tysiące. I to między innymi o nich jest ten film. Przynajmniej ja to tak odczytuję.

A "postępak" to faktycznie genialne słowo (neologizm) , świetnie rozłożyłeś je na czynniki pierwsze.

Pasieka17

Wiedziałem, że jak dojdę do końca tej dyskusji znajdę coś wartościowego. Twoja interpretacja postępaka jest zajebista. Jesteś spoko ziom. A co do Róży to potwierdziłeś moje oczekiwania. Dziękuję.

ocenił(a) film na 10
alienjust

Genialny film. Nie rozumiem utyskiwania i kwękania niektórych.

ocenił(a) film na 9
Pasieka17

Mówisz, że nie mieli nic do stracenia. Tadeusz miał - w końcu ukrywał się przed Rosjanami i myślę, że przez to życie na odludzi było mu nawet na rękę. Poza tym piszesz, że nie rozumiesz co ich powstrzymywało przed zmianą. Dla mnie ta niechęć np. Róży do zmiany była uzasadniona i układało się to w spójną całość. Kobieta wycierpiała w życiu tyle, że stała się zobojętniała, bierna, niezdolna już do jakiejkolwiek zmiany. Myślę, że mało kto po jej przeżyciach znalazłby w sobie jeszcze tyle siły aby wyruszyć w nieznane. Jej siłą było to, że w ogóle trwała.
Świetne jest to, ile ludzi w tym wątku wypowiada się komentując nawet grę aktorów, ilość brutalnych scen, to czy była martyrologia czy jej nie było...nie widząc filmu! Ludzie to, że widzieliście jeden film tego reżysera nie upoważnia was do krytyki drugiego...Ogarnijcie się, nie widzieliście filmu to się nie wypowiadajcie czy się podobał czy nie

Pasieka17

Zgadzam się w 100% z Twoim poglądem na stan kina w Polsce. Martyrologia, bieda, okrucieństwo,alkohol, zakłamanie i obłuda Polaków. Tacy są Polacy i taka jest Polska w naszej kinematografii. Po każdym seansie mam ochotę dokonać aktu samookaleczenia bo po co mi żyć na świecie jeśli wszyscy krajanie nie mają ani jednej pozytywnej cechy. Owszem mamy złe cechy ale czy wszyscy i żadnych pozytywnych? Podkreślam, filmu nie widziałem, ale coś mi mówi, że zgodzę się też z Tobą co do kwestii filmu. Mimo, że rola Kuleszy i Dorocińskiego pewnie jest fenomenalna.

butcher_5

Właśnie nie do końca. Nie można przecież powiedzieć, że w Polsce powstają tylko takie filmy. Ale prawie wyłącznie "takie" filmy mają szanse na rodzime nagrody branżowe, zgłoszenie na międzynarodowe festiwale itp. Niestety nie widziałem jeszcze "Wszystko co kocham", ale z tego co słyszałem jest to jeden z nielicznych dobrych polskich filmów, który nie jest "obieraniem dziemniaga". Ciężko też np. ekranizację Masłowskiej wrzucić do tej samej szuflady.

W następnym kroku publiczność staje się po części zakładnikami tych nagród, krytyków, ocenia film dobrze, nawet jeżeli sama widzi mankamenty i koło się zamyka. Chociaż w sumie jak ma oceniać film negatywnie, jeżeli z drugiej strony ma wyroby filmopodobne typu "Ciacho" czy inne tego typu komedyjki.

Pasieka17

aha, czyli ludzie oceniają film dobrze, bo tak mówią krytycy... mh.... no tak... mh...
"wszystko co kocham" jest ciekawym, w zamierzeniu lekkim filmem z poważnym tematem w tle, choć takie kino w którym na pierwszym planie jest "robienie loda" i inne fantazje nastolatka można chyba uznać za mało poważne

W takim momencie powstaje pytanie, czy należy kręcić takie lekkie filmy dla szerszej publiczności, czy ciężkie dla tej bardziej zakochanej w sobie. Myślę, że jest miejsce dla jednych jak i drugich, lecz póki lekkie kino będzie przyciągać jedynie golizną to do mnie przemawiać raczej nie będzie.

Pasieka17

Wiesz w sumie nie dziwię się twojemu zachowaniu, twojej opinii bo Polacy to taki naród co to wrogów mieć nie musi bo sam z sobą sobie poradzi. Lubisz tak smrodek rozsiewać, taki polski gnój w którym ci dobrze bo ciepło tylko czemu spierda***łeś ze spuszczoną głową..... ja wiem czemu , bo tak fajnie kamieniem rzucić i uciekać ...szkoda słów.....

tisoc

Niestety, nie mogę sie odnieść do Twojej wypowiedzi, bo jej nie rozumiem.

Gwoli ścisłości - nie jest mi dobrze, raczej jest mi źle, bo polskie kino jest obecnie czymś, co przeglądając repertuar kinowy zazwyczaj pomijam (i najczęściej nic nie tracę), a wolałbym sytuację odwrotną.

Rzecz jasna, można moje wypowiedzi sprowadzać do czegoś pokroju "kolejny ptak co robi do własnego gniazda, zaskrzeczy że film ch****y i daje nogę" ale w tym wypadku rzeczywiście szkoda słów, a przynajmniej takich, jak Twoja wypowiedź.

@mohican99
Jeśli "Wszystko, co kocham" rzeczywiście jest filmem tak płytkim, to obejrzenie go odłożę na czas nieokreślony. Co nie zmienia faktu, żę do Sundance ten film pojechał, w przeciwieństwie do innych filmów (głównie to jest przyczyną mojego zainteresowania)

Faktycznie, trochę zbyt daleko poszedłem w stwierdzeniu, że krytycy mają duży wpływ na odbiór filmu, bo pewnie niewielu zdaje sobie sprawę z ich opinii czy też nagród branżowych (próżno na plakacie "Róży" szukać stosownych informacji).

Jeśli to nie problem, to proszę o wyjaśnienie, co rozumiesz przez publiczność "zakochaną w sobie" .

Pasieka17

kreujesz się na intelektualistę usiłując zakrywać przedrostek pseudo. lepiej pogadaj se sam ze sobą o odsetku gwałtów na polskich wsiach bo w tym czujesz się pewnie i dobrze ale zaręczam ci raczej tylko ty.....

tisoc

nie widzę w wypowiedziach Pasieki17 pseudo intelektualizmu
zdania są konkretne, jasno sformułowane i zrozumiałe
nie ma nadęcia

to raczej propozycja do podjęcia rozmowy, do tego służą fora - poza tym osoby, które naprawdę interesują się filmem próbują w wypowiedzi sprzecznej z ich wizją własną, znaleźć sens i ustosunkować sie do niej. /// najłatwiej naubliżać zamiast udowodnić, że Twój punkt widzenia ma sens?

Pasieka17

Róży nie oglądałam i na ten moment nie mam zamiaru (co nie znaczy, ze nie obejrzę kiedyś), ale myślę, że ciebie rozumiem. też mam dośc tych cierpietniczych filmów. Brakuje mi dobrego kina, czystej rozrywki, a nie babrania sie w emocjach. A rozrywke rozumiem, nie poprzez kolejną komedię romantyczną, a solidne kino z ciekawą fabułą, niekoniecznie z niewiadomo jakim przesłaniem. Czekam na jakiś fajny kryminał. Podobno któraś częśc Breslau Krajewskiego miała być kręcona, ale chyba nic z tego.

sowanna

zgadzam sie... zenujace sa ta napastliwosc na autora wpisu... podobalo mi sie wesele, ale dom zly to juz byla karykatura polskiej rzeczywistosci... mysle, ze smarzowskiemu po rpostu brakuje wrazliwosci - ale ma warsztat i determinacje, zeby sie przebic...

klimek8

nie poparte niczym ataki mające na celu jedynie zwyzywanie kogoś od łachudr i postępaków jest nieodłączną częścią filmwebu, a że nie uważam się za głupka, to się w pyskówki w internecie nie wdaję.

Martwi mnie tylko, że pomimo tak wysokiej oceny społeczności nie udzieliło się tutaj więcej osób, którym film się podobał i mogliby podać wszystkie przemawiające za nim argumenty (oprócz tych oczywistch - pokazanie trudnego okresu w historii, itd.), nie odnoszące się do mojej. Co chyba oznacza, że dyskusja na temat polskiego filmu jest utrudniona.

ocenił(a) film na 5
Pasieka17

wesele bylo super - dom zly juz za bardzo karykaturalny i jakis taki plaski i tu widze bedzie jechanie dalej w tym klimacie - moze choc tych freejazzowych jazgotow charkterystycznych dla "ambitnosci" filmu polskiego uniknieto...? nawet bez ogladania moge ocenic to na 5/10 :P

ocenił(a) film na 8
sothis216

Filmy Smarzowskiego mogą się podobać lub nie, szkoda tylko, że w tej całej dyskusji wymienia się albo tytuły takie jak dom zły czy wesele albo pisze się o produkcjach TVN-u. Z jednej strony kino mocne a może karykaturalne z drugiej denne komedie romantyczne. Nie ma w polskim kinie filmów "środka" albo historii lekkich ale dobrze opowiedzianych, nie ma dobrych komedii, a o innych gatunkach kina nie ma co nawet mówić bo ich praktycznie nie ma.
P.S. dla mnie kino jest przede wszystkim rozrywką, dlatego często mam ubaw czytając pseudo filmoznawczy bełkot 85% wypowiadających się osób na filmwebie.

ocenił(a) film na 5
darkservis2

wszystko sie moze podobac albo nie, to oczywista oczywistosc; tylko jedne rzeczy sa dobre i spelniaja swoja funkcje inne nie. Nie moza porownac filmu obyczajowego do filmu dla dzieci itd bo ma inna grupe docelowa i inna funkcje spelnia. Filmy dziela pokroju Misji rzadko sie zdarzaja. a ta Roza to mysle nie ma sie co podniecac ani to zachwyt ani chała.

ocenił(a) film na 10
Pasieka17

patriotyczne bagno- dziękuję, wiem wszystko o autorze

kolp27

Gratuluję przenikliwości, ja na przykład nie wiem o Tobie nic, mimo że Twoja wypowiedź również zawiera ponad dwa słowa.

Wątek dotyczy jednak filmu, a nie mojej skromnej osoby. Czy wiesz równie dużo o filmie? Nie wątpię, że wniósłbyś wiele do dyskusji.
Pozdrawiam!

ocenił(a) film na 9
Pasieka17

Irytuje mnie delikatnie fakt, że większość ludzi słysząc stwierdzenie " jest to film polski" traci od razu jakiekolwiek chęci na obejrzenie go, szukając ratunku w produkcjach amerykańskich. Nie rozumiem takiego zachodniego kompleksu u większości z nas. Myślę, że tu należy zadać pytanie po co tworzy się film? Jeżeli jego celem jest wyłącznie przypodobanie się zachodnim odbiorcom, zabieganie o ilość a nie jakość widzów, jest to rzeczywiście przykre, ale też popularne obecnie. Coraz więcej reżyserów, producentów cieszy się, że film będzie miał swoją premierę gdzieś tam w świecie. Są i tacy, dla których robienie filmu to wyłącznie zarobkowa praca, a nie sztuka i pasja. Poza tym zawsze zestawiane są kompletne przeciwności. Róża i ten ulubiony wasz Weekend. Tak jest, że żaden kraj nie prezentuje wyłącznie super filmografii. Są i takie, dla niektórych, chłamy jak Wyjazdy integracyjne, Weekendy i inne tego typu produkcje, ale jest tez kino świetne. Polskie kino świetne. Wystarczy zdjąć klapki z oczu i znaleźć coś dla siebie, bo moim zdaniem polska kinematografia proponuje coś więcej niż "martyrologiczne" i weekendowe dania. Warto zwrócić uwagę np. na niedoceniane kino dokumentalne , czy krótkie formy filmowe. Szukajcie i doceniajcie.

ocenił(a) film na 8
Pasieka17

Najbardziej śmieszą mnie tacy pseudointelektualiści ;) Jesteś cudowny pod tym kątem.

ocenił(a) film na 8
Pasieka17

Ciekawa wypowiedź, przeczytałem całą co w przypadku tak długich komentarzy jest dla mnie rzadkością...ja też nie mam przyjemności w oglądaniu gwałtów na ekranie, ale dla mnie Smarzowski dobrze oddał realia tamtych brutalnych czasów. Piszesz o biednych bohaterach dokonujących cierpiętniczych wyborów zapominając że pokolenie ludzi z AK to ideały takie jak honor, odwaga..zresztą czy ci bohaterowie w tych czasach gdziekolwiek indziej mieliby lepiej??

Pasieka17

Jeszcze filmu nie widziałam ale myślę, że każdy film odbiera nieco inaczej. Ktoś może się na tej samej sceniae śmiać, ktoś płakać, ktoś zastanowić, ktoś poczuć niesmak- nie chodzi nawet o wrażliwość ale właśnie o własne przeżycia, doświadczenia. Utożsamiamy się często z myśleniem, psychiką bohaterów, przekształcamy trochę sytuacją aby dopasować pod swoją. Z ciężkich filmów do dzisiaj wspominam Pianistę- jak dla mnie dobre kino. Jeszcze kilka takich znalazłoby się ale każdy ma prawo tworzyć swój własny repertuar i pozwolić innym do własnej oceny. Ostatnio oglądałam w towarzystwie Fihgt club- jak dla mnie mistrzostwo jednak niektóre osoby odebrały inaczej ten film. Podobnie jest z Różą. Wybiorę się albo może skoro Acta odroczone ściągnę aby te męskie tyłki nie były w rozmiarze XXL;)

ocenił(a) film na 9
Pasieka17

Unikać Róży jak ognia???A nie uważasz, ze właśnie powinno sie iść na ten film żeby sobie własne zdanie wyrobić??Ty już jesteś taką wyrocznią prawdy, że wystarczy przeczytać Twoją recenzję i sotosować się do Twojego "unikać jak ognia"??Daj ludziom samodzielnie pomyśleć i przemyśleć...

ocenił(a) film na 8
Boomslang76

W pełni popieram zdanie Pasieki jak również w pełni zgadzam się z tym, że należy "Różę" obejrzeć, choćby po to aby wyrobić sobie w pełni wiarygodne zdanie.

Smarzowski ma duży problem, jego wizja kina siedzi głęboko gdzieś w połowie 70-tych lat ubiegłego wieku. Jego filozofia jest nader prosta, chce szokować. Gdyby robił to w czasach minionych, jego filmy idealnie wpasowałyby się w ówczesny mainstrem, kiedy ogólne rozluźnienie norm obyczajowych pozawalło aby kino wreszcie stało się realistyczne choćby poprzez pokazywanie przemocy, brudu, potu i gó...a. Ów weryzm był jawnym wybijaniem się na powierzchnię po "ugrzecznionych" wcześniejszych latach w których bohaterowie co najwyżej wykazywali chęć do buntu, wciąż jednak poruszając się w cukierowej przestrzeni - takie były lata 60-te, z kolei lata jeszcze wcześniejsze skupiały się niemal wyłącznie na wodewilowych obrazkach, wyjątek stanowił włoski Neorealizm, tyle, że tam to była wartość bardziej symboliczna niż "otwieranie sobie żył" na oczach widza. To przyszło jakieś niespełna 30 lat później. Smarzowski chce imponować reżyserską dyscypliną i obrazową ekspresją, ale zapomina, że to wszystko już było a nawet jeżeli nie wszystko to i tak jawi się on jako marny naśladowca realizmu na srebrnym ekranie.

Problemem filmów Smarzowskiego jest to, że tak cholernie łatwo je dookreślić. Obejrzyjcie "Intymność" Chéreau albo "Dancer in The Dark" Von Triera. W obu tych filmach również było pod psem i apelowano o wartości, ale istniał też świat dookoła i to świat w którym nie było czarno-białych podziałów. U Von Triera, czymś wspaniałym były sielskie obrazy z marzeń Selmy, które świetnie równowarzyły resztę opowieści, nadając jej przez to właśnie głęboko ludzki wymiar nie zaś zepsół projektowania własnego narcystycznego ego - "Patrzcie aż się porzygacie" - zdaje się wołać Smarzowski a część krytykow mu wtóruje sypiac frazesami typu "Ten film was rozwali". Róznica polega na tym, że efekt może być jak najbardziej dosłowny tzn "rozwali nie na zasadzie, "zachwyci" ale, że zwyczajnie zrobi się komuś niedobrze. Czy naprawdę warto dla takiego stanu wybrać się do kina?

Ktoś inny w którejś z prasowych recenzji napisał, że gdyby "Smarzowski tworzył bardziej uniwersalne filmy byłby świetnym towarek eksporotwym". Czyżby?
Ale jaki uniwersalizm? Po co? Nigdy nie pobijemy Amerykanów pod względem tworzenia uniwersalnych filmowych opowieści. Warto też wspomnieć dla licznych ślepców, że zdecydowana większość wszystkich, dotychczasowych, polskich, filmowych oscarowych nominacj to były produkce specyficznie polskie: "Noce i Dnie" Antczaka, "Potop" Hofmana, "Panny z Wilka" Wajdy, "Nóż w wodzie" Polańskiego. Filmy które toczyły się w jako określonych, specyficznie polskich realiach a jednak spodobały się, bo były po prostu dobre. Tymczasem niejedne stado głupców myśli, a raczej udaje, że myśli, że im będzie bardziej amerykański, czytaj zbliżony do tamtejszych obyczajowych realiów, tym lepiej. Nie! Tym gorzej, bo tamte filmy już są na tamtejszym rynku i w starciu z nimi po prostu nie ma szans. Chodzi o film, którego TAM nikt wcześniej nie widzial. No ale żeby to pojąć to rzeba być chyba inteligentnym.

Inteligentnym reżyserem jest za to twórca "Intymności" Patrick Chéreau, inteligentny jest autor "Tańcząc w ciemnościach" Lars Von Trier. Jaki jest Wojciech Smarzowski? U Chéreau i Von Triera nie raz i nie dwa oglądaliśmy na ekranie po prostu... życie. Właśnie dlatego, że nie było jako określone przez dobór ściśle takich a nie innych scen. To prawda, padał deszcz ale też wstawało słońce i dlatego chciało się to oglądać, dlatego te filmy waliły pięścią w twarz i wyrywały bebechy na zasadzie synonimu wyrazu "Zachwyt".
U Smarzowskiego są kobiece łzy i rząd sowkieckich, gołych, gwałcących dup. Nie ma tutaj miejsca na katharsis, jest jedynie jakiś erzac oczyszczenia. Kariera Wojciecha Smarzowskiego jest nie tylko przykładem na to jak łatwo a przede wszystkim jak szybko można popaść w twórczą manierę, ile klasycznym obrazem lokalnej reżyserskiej gwiazdy, który odnosi sukcesy wyłącznie dlatego ponieważ nie ma żadnej konkurencji w imię starego porzekadła "na bezrybiu i rak... itd". Za granicą nikt Smarzowskiego nie chce oglądać ani tym bardziej dawać mu zasłużonych poważnych laurów. I słusznie.

ocenił(a) film na 8
Nick_filmweb

W pełni popieram zdanie Pasieki jak również w pełni zgadzam się z tym, że należy "Różę" obejrzeć, choćby po to aby wyrobić sobie w pełni wiarygodne zdanie.

Smarzowski ma duży problem, jego wizja kina siedzi głęboko gdzieś w połowie 70-tych lat ubiegłego wieku. Jego filozofia jest nader prosta, chce szokować. Gdyby robił to w czasach minionych, jego filmy idealnie wpasowałyby się w ówczesny mainstrem, kiedy ogólne rozluźnienie norm obyczajowych pozawalło aby kino wreszcie stało się realistyczne choćby poprzez pokazywanie przemocy, brudu, potu i gó...a. Ów weryzm był jawnym wybijaniem się na powierzchnię po "ugrzecznionych" wcześniejszych latach w których bohaterowie co najwyżej wykazywali chęć do buntu, wciąż jednak poruszając się w cukierowej przestrzeni - takie były lata 60-te, z kolei lata jeszcze wcześniejsze skupiały się niemal wyłącznie na wodewilowych obrazkach, wyjątek stanowił włoski Neorealizm, tyle, że tam to była wartość bardziej symboliczna niż "otwieranie sobie żył" na oczach widza. To przyszło jakieś niespełna 30 lat później. Smarzowski chce imponować reżyserską dyscypliną i obrazową ekspresją, ale zapomina, że to wszystko już było a nawet jeżeli nie wszystko to i tak jawi się on jako marny naśladowca realizmu na srebrnym ekranie.

Problemem filmów Smarzowskiego jest to, że tak cholernie łatwo je dookreślić. Obejrzyjcie "Intymność" Chéreau albo "Dancer in The Dark" Von Triera. W obu tych filmach również było pod psem i apelowano o wartości, ale istniał też świat dookoła i to świat w którym nie było czarno-białych podziałów. U Von Triera, czymś wspaniałym były sielskie obrazy z marzeń Selmy, które świetnie równowarzyły resztę opowieści, nadając jej przez to właśnie głęboko ludzki wymiar nie zaś zepsół projektowania własnego narcystycznego ego - "Patrzcie aż się porzygacie" - zdaje się wołać Smarzowski a część krytykow mu wtóruje sypiac frazesami typu "Ten film was rozwali". Róznica polega na tym, że efekt może być jak najbardziej dosłowny tzn "rozwali nie na zasadzie, "zachwyci" ale, że zwyczajnie zrobi się komuś niedobrze. Czy naprawdę warto dla takiego stanu wybrać się do kina?

Ktoś inny w którejś z prasowych recenzji napisał, że gdyby "Smarzowski tworzył bardziej uniwersalne filmy byłby świetnym towarem eksporotwym". Czyżby?
Ale jaki uniwersalizm? Po co? Nigdy nie pobijemy Amerykanów pod względem tworzenia uniwersalnych filmowych opowieści. Warto też wspomnieć dla licznych ślepców, że zdecydowana większość wszystkich, dotychczasowych, polskich, filmowych oscarowych nominacj to były produkce specyficznie polskie: "Noce i Dnie" Antczaka, "Potop" Hofmana, "Panny z Wilka" Wajdy, "Nóż w wodzie" Polańskiego. Filmy które toczyły się w jako określonych, specyficznie polskich realiach a jednak spodobały się, bo były po prostu dobre. Tymczasem niejedne stado głupców myśli, a raczej udaje, że myśli, że im film będzie bardziej amerykański, czytaj bardziej zbliżony do tamtejszych obyczajowych realiów, tym lepiej. Nie! Tym gorzej, bo tamte filmy już są na tamtejszym rynku i w starciu z nimi po prostu nie ma szans. Chodzi o obraz, którego TAM nikt wcześniej nie widzial. No ale żeby to pojąć to rzeba być chyba inteligentnym.

Inteligentnym reżyserem jest za to twórca "Intymności" Patrick Chéreau, inteligentny jest autor "Tańcząc w ciemnościach" Lars Von Trier. Jaki jest Wojciech Smarzowski? U Chéreau i Von Triera nie raz i nie dwa oglądaliśmy na ekranie po prostu... życie. Właśnie dlatego, że nie było jasno określone przez dobór ściśle takich a nie innych scen. To prawda, padał deszcz ale też wstawało słońce i dlatego chciało się to oglądać, dlatego te filmy waliły pięścią w twarz i wyrywały bebechy na zasadzie synonimu wyrazu "Zachwyt".
U Smarzowskiego są kobiece łzy i rząd sowkieckich, gołych, gwałcących dup i tak "w koło Wojtek". Nie ma tutaj miejsca na katharsis, jest jedynie ledwie erzac oczyszczenia. Kariera Wojciecha Smarzowskiego jest nie tylko przykładem na to jak łatwo a przede wszystkim jak szybko można popaść w twórczą manierę, ile klasycznym obrazem lokalnej reżyserskiej gwiazdy, który odnosi sukcesy wyłącznie dlatego ponieważ nie ma żadnej konkurencji w imię starego porzekadła "na bezrybiu i rak... itd". Za granicą nikt Smarzowskiego nie chce oglądać ani tym bardziej dawać mu zasłużonych poważnych laurów. I słusznie.

Boomslang76

Fakt, niefortunnie zatytułowałem wątek. Mam nadzieję, że wystarczającym tłumaczeniem będzie to, że temat został założony świeżo po seansie na WFF, a jako człowiekowi młodemu zdarza mi się działać impulsywnie, tym bardziej po tym, co miało miejsce na sali kinowej.

Warto mieć zdanie na temat tego filmu, a moje zdanie jest takie, że tego filmu nie warto oglądać, bo artystycznie, scenariuszowo, a nawet aktorsko nie ma nic szczególnego do zaoferowania. Nie jestem jeszcze w stanie udzielić odpowiedzi podobnej jakości co Nick_filmweb, gdyż moja wiedza o filmie jako takim jest na zbyt niskim poziomie, ale jak już pisałem wcześniej - taka dosłowność, jak w "Róży" nie wymaga żadnego kunsztu, ani nawet odwagi, bo w kinie niewiele barier pozostało do przekroczenia.

Ja na takie nagromadzenie przemocy/nieszczęść w jednym filmie reaguję tak jak na kino gore, czyli ciężko mi zachować powagę.

siLk_2 pisze: "piszesz o biednych bohaterach dokonujących cierpiętniczych wyborów zapominając że pokolenie ludzi z AK to ideały takie jak honor, odwaga..zresztą czy ci bohaterowie w tych czasach gdziekolwiek indziej mieliby lepiej??"

Uważam, że w filmie nie mamy przedstawionych dostatecznych dowodów na to, że gdzie indziej nie miałoby być lepiej, a ciężko uznać, że bohaterowie dokonują tych cierpiętniczych wyborów (bo jak inaczej określić wybór o pozostaniu w miejscu, gdzie trzeba okopać dom minami, żeby ograniczyć gwałty na rezydentce, a i to nie wystarczy?) ze względu na pole ziemniaków. Więc może ze względu na ideały pokolenia, które wspominasz? I tutaj znowu wracam do mojego przekonania, że postaci w filmach, powinny być wyjęte z realnego świata. A w realnym świecie ludzie nie są nieskazitelnymi odzwierciedleniami ideałów typu "odwaga" i "honor". I choćby 1000 ludzi zwyzywało mnie od lewaków, postępaków, czy używając innych ignoranckich i krótkowzrocznych słówek (które mają tą jedną zaletę, że pomagają prostym ludziom poruszać się po świecie), to nie zmieni to faktu, że świat nie wyglądał tak, że po jednej stronie był Tadeusz, któremu można było ołówki w uszy wciskać a on się śmiał służbiście w twarz, a po drugiej Rusek, co ci wódę wychla, w ryj strzeli, babę zgwałci, dom spali i jeszcze rower za****e. To są niekiedy ocierające się o parodię próby wycierania jakichkolwiek szarości, które byłyby źródłem jakiejkolwiek wiarygodności opowiedzianej historii.

Teraz, kiedy widzę na różnych portalach internetowych stwierdzenia pokroju "ten film cię wgniecie w fotel i nie pozwoli zasnąć", nie mogę wyjść ze zdumienia. Ale cóż, czas pokaże, czy jest to aż taki świetny film. Ja idę w zakład, że za parę lat nikt go nie będzie wspominał.

ocenił(a) film na 9
Pasieka17

W sumie racja, ze ten Tadusz to taki kolejny Skrzetuski, postać ku pokrzepieniu serc...śmiem wątpić, czy w realnym życiu ktokolwiek zachowywałby się tak jak on...chya, ze ktoś nie ma żadnego instynktu samozachowawczego...a tak w ogóle to ciekaw jestem jak sam twórca filmów odniósłby się do zarzutów stawianych mu (i filmowi) na tym forum.

ocenił(a) film na 10
Boomslang76

Wiesz, w latach 40. jakoś sporo było takich, którzy nie mieli "żadnego instynktu samozachowawczego", jak Jan Kryst, rotmistrz Witold Pilecki, Florian Marciniak, Henryk Dobrzański "Hubal", Kazimierz Kardaś, Tadeusz Zawadzki, Marian Bernaciak "Orlik", Zygmunt Szendzielarz "Łupaszko", Władysław Łukasiuk "Młot", Kazimierz Kamieński "Huzar", Zygmunt Błażejewicz, Zdzisław Badocha "Żelazny", Olgierd Christa "Leszek", Henryk Wieliczko "Lufa", Leon Taraszkiewicz "Jastrząb", Edward Taraszkiewicz "Żelazny", Hieronim Dekutowski "Zapora", Stanisław Sojczyński "Warszyc", Mieczysław Wądolny "Mściciel", Jerzy Jaskulski "Zagończyk", Jan Tabortowski "Bruzda", Jerzy Gadzinowski "Szary", Jan Kempiński "Błysk", Franciszek Olszówka "Otto", Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój" i wielu innych.

ocenił(a) film na 10
Pasieka17

"k", i co dalej?

Trojden

Nic. Róża to nadal słaby film.

ocenił(a) film na 10
Pasieka17

Powiedziałbym, że "Róża" to mocny film, a mocny to przeciwieństwo słabego. :) Twoje zastrzeżenia w sumie odnosiły się do tego, że "Róża" jest ZBYT mocna, bo zbytnio epatuje przemocą, okrucieństwem, atmosferą beznadziejności i że przytłacza widza scenami gwałtów. Gdyby "Róża" była słabym filmem, nie przytłaczałaby widza, tylko przeciwnie - pozostawiała go obojętnym i szybko by o niej zapominano.

Cóż, w 1945 roku na Mazurach niestety tak to właśnie wyglądało.

Trojden

Zostaję przy swoim zdaniu sprzed 3 lat. Dla mnie kręcenie "mocnego" filmu to pójście na łatwiznę i u "Wojtka" Smarzowskiego przybiera to formę wręcz karykaturalną.

Pozdrawiam i zazdroszczę tego, że Ci się "Róża" podobała, też lubię oglądać filmy którym mogę dać 10 na filmwebie.

ocenił(a) film na 10
Pasieka17

Z tym że Smarzowski nie jest scenarzystą tego filmu, a tylko reżyserem, więc nie jest to "w pełni" jego film, jak Wesele i Dom Zły. A w "Róży" to raczej naturalizm, a nie karykatura.

Trojden

Reżyser to twórca filmu i ze scenariuszem robi to, co mu się podoba. No ale tak to jest, że jeśli film jest zły to wina scenarzysty, a jeśli dobry to wszyscy hołubią reżysera.

Polecam książkę Williama Goldinga "Adventures in the Screen Trade: A Personal View of Hollywood and Screenwriting" ew. "Niedoskonałe odbicie" Macieja Karpińskiego (w zasadzie to jedna i ta sama książka, ale Karpiński ma lepsze przełożenie na nasze kino), które dobrze tłumaczą rolę scenarzysty w powstawaniu filmu.

Tak czy owak, nawet jeśli to paskudny scenarzysta sprawił, że "Róży" nie uważam za dobry film to nadal podtrzymuję zdanie co do wszystkiego co napisałem w poprzednich postach w tym wątku (pomijając dyskusje o mojej pseudointeligencji i lewactwie).

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 10
Pasieka17

Jeśli mocną stroną filmu jest fabuła, to chwali się scenarzystę, i tak też powinno być. W ogóle to najlepiej, gdy ten sam człowiek jest reżyserem, scenarzystą i producentem filmów - wtedy sprawuje nad filmem pełną kontrolę. Takimi twórcami byli/są np. Woody Allen, Mel Brooks, Quentin Tarantino, Robert Rodriguez, Stanley Kubrick, Ingmar Bergman, Paul Thomas Anderson, Wes Anderson, John Waters, bracia Coen, David Zucker, Jerry Zucker, Jim Abrahams.

Scenariusz to dialogi i przebieg akcji, więc ma bardzo duże znaczenie.

ocenił(a) film na 9
Pasieka17

oj pasieka, pasieka pooglądaj lepiej szkła kontaktowego oszczędzisz kasę na prenumeratę GóWna i innych szmatławców

ocenił(a) film na 5
Pasieka17

Świetna recenzja Pasieka17, brawo.
Ze wszystkich filmów Smarzowskiego ten uważam za najsłabszy. Nie wystarczy podjąć się trudnego, mało znanego tematu, sfilmować kilka naturalistycznych scen, by twierdzić, że mamy udany film. Historia kilku pierwszych lat po wojnie jest niesamowicie powikłana i brutalna. To w zasadzie okres wojny domowej pomiędzy podziemiem niepodległościowym, władzami komunistycznymi, ukraińską partyzantką, zwykłymi bandami, Wehrwolfem itd. Zbrodni, mordów, tortur dopuszczały się wszystkie strony. Oczywiście, w zależności od poglądów można jednych gloryfikować, innych potępiąć.
Smarzowski przedstawił swój punkt widzenia, OK. Twierdzę jednak, że jest on uproszczony i płytki. Przez to bohaterowie jego filmu jednowymiarowi i nudni: dobry Polak z AK, zły Polak z GL, źli en masse Rosjanie , jeden dobry Rosjanin (lekarz). Ileż takich filmów można zobaczyć?:)
Na koniec chciałem poprosić o wyjaśnienie, co żołnierz AK miał do żony żołnierza Wehrmachtu? Kiedy i gdzie się zaprzyjaźnili i dlaczego Niemiec własnie Polaka poprosił, by ten odwiedził jego żonę na terenach należących od wieków do Niemiec?
Moja ocena filmu 6/10

ocenił(a) film na 9
McMillan

Co do tego to również się zastanawiam : "Na koniec chciałem poprosić o wyjaśnienie, co żołnierz AK miał do żony żołnierza Wehrmachtu? Kiedy i gdzie się zaprzyjaźnili i dlaczego Niemiec własnie Polaka poprosił, by ten odwiedził jego żonę na terenach należących od wieków do Niemiec? "

ocenił(a) film na 9
McMillan

Mam wrażenie, że gdyby chcieć zmieścić w tym filmie jeszcze złego Polaka z AK, dobrego Polaka z GL, paru dobrych Rosjan (a może raczej Sowietów) - bo przecież jeden to jakoś mało, może jeszcze paru neutralnych Polaków z AK i GL (tak na wszelki wypadek), to film musiałby mieć jeszcze pare dodatkowych wątków i trwać ze 3-4 h.
Fakt, że ktoś służył w Wehrmachcie nie oznacza, że był Niemcem. W filmie nie wyjaśniono gdzie i jak się spotkali (musieli się od razu zaprzyjaźniać?), ale jeśli miał żonę, która była propolską Mazurką (Kwiatkowska zdaje się na nazwisko miała), to chyba nic dziwnego, że mógł szukać kontaktu z Polakami. Nie widzę nic szczególnie nieprawdopodobnego w przedstawionej w filmie sytuacji.

ocenił(a) film na 5
83marcin

Nie zgadzam się. To, że służył w Wehrmachcie oznacza, że był Niemcem, albo był uznawany za Niemca. O Róży w filmie mówi się jako o polonofilce, ale nie jako o Polce. Jej córka wprost mówi, że ojciec był Niemcem i dlatego mówi po niemiecku. Jest taka scena, gdy Tadeusz prosi ją, by mówiła po polsku, a ona nie chce i wspomina ojca.
Poza tym zwróć uwagę na chronologię. Sierpień 1944 Tadeusz jest cięzko ranny. Rozumiem, że w jakiś sposób przeżywa Powstanie. No i co dalej? Zgodnie z historią powienien trafić do niewoli. Jako AK-owiec trafiłby do stalagu, gdzie przebywałby do czasu wyzwolenia i mógłby pozostać na Zachodzie, albo wrócić do Polski. Inny mozliwy scenariusz to to, że z niedobitkami Powstańców przebija się przez Wisłę i tam powoli dochodzi do zdrowia. Teoretycznie mógł też próbować jako cywil wyjść z mieszkańcami Warszawy, przejść przez Pruszków lub inny obóz i zostać wywieziony dalej. W żadnej z tych wersji nie miałby jednak możliwości walczyć, poznać męża Róży i zaprzyjaźnić się z nim. Ta scena kojarzy się przecież jednoznacznie. Wraca towarzysz broni zmarłego, którego ten przed śmiercią poprosił o poinformowanie żony co się z nim stało. Kiedy, gdzie i jak ?:)
Nie zgadzam się również z Tobą, że wprowadzenie bardziej skomplikowanych postaci/bohaterów wymagałoby przedłużenia fabuły do 3-4 godzin. To, że Rosjanie gwałcą i rabują, komuniści wprowadzają na swój sposób nowy ustrój, a autochtoni są krystaliczni (choć w duchu tęsknią za Niemcami i Hitlerem) nie budzi moich zastrzeżeń. To wszystko razi dopiero w kompozycji z jednowymiarowymi głównymi bohaterami: Tadeuszem i Różą psując efekt całości. Taki sposób kreacji bohaterów byłby do wytrzymania w filmie propagandowym, ale "Róża" aspiruje do bycia czymś więcej. Kiedyś też kręcili takie filmy tylko wtedy, to komuniści byli krystaliczni. Jak oceniamy teraz tamte filmy? To samo będzie z "Różą".