PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=564694}
7,8 142 tys. ocen
7,8 10 1 141899
8,0 71 krytyków
Róża
powrót do forum filmu Róża

Jestem świeżo po seansie i za to, co tutaj napiszę zostanę pewnie zrugany (co już raz się
stało, ale o tym potem).

Akcja filmu "Róża" rozgrywa się na Mazurach w latach czterdziestych. Bohaterem jest były
akowiec - Tadeusz - który stara się zamieszkać na gospodarstwie z Różą, żoną zmarłego
niemieckiego żołnierza.

Mazury lat czterdziestych to ponure miejsce. Róża ma co prawda pole z ziemniakami, ale jest
zaminowane. Wszędzie kręcą się czerwonoarmiści, którzy gnębią okoliczną ludność. Kradną,
co tylko wpadnie im w łapska, jeśli ochota ich najdzie to gwałcą kobiety, palą domy, zabijają.
Do tego Mazurów spotyka pogarda ze strony Rosjan i Polaków, którzy błędnie identyfikują
ich jako ludność niemiecką, ze względu na intensywną germanizację tych ziem w latach
ubiegłych.

Tak na pewno było i co do tego nie mam wątpliwości. Film oceniam jednak nisko. Dlaczego?
Na pewno nie ze względu na aktorstwo czy zdjęcia, gdyż film pod tymi względami zdaje
egzamin. Chodzi o sposób prezentacji, przez który "Róża" to po prostu kolejny, niezapisujący
się niczym szczególnym w polskim kinie obrazek.

Da się zrobić dobry film, który dzieje się w złych czasach, w złym miejscu. Da się przedstawić
okrutną rzeczywistość i ludzi, którzy mimo wszystko próbują w niej żyć, da się opowiedzieć w
takim towarzystwie interesującą historię. Na gorąco mogę przytoczyć film "Winter's Bone",
biorąc poprawkę na to, że rzeczywistość "Róży" jest nieporównanie bardziej przygnębiająca.
Jednak "Róża" tak nie robi.

Głównym bohaterem "Róży" jest bowiem właśnie ta parszywa i czarna rzeczywistość. To film,
gdzie od początkowych minut do napisów końcowych bohaterom dzieje się krzywda.
Bohaterowie cierpią. W krótkich przerwach pomiędzy kolejnymi gwałtami dokonywanymi na
tytułowej Róży nasi męczennicy mają chwilę, żeby zagryźć swoje łzy ziemniakiem z ogniska,
ewentualnie zmęczyć flaszkę wódki. Świat nie lubi bohaterów "Róży" i nie daje im czasu na
bardziej rozbudowany wątek - bo jak tu nazwać wątkiem czy fabułą kolejne udręki, które ich
spotykają? Nawet wspomnienia, do których wraca postać Kuleszy to wspomnienia zbiorowych
gwałtów Rosjan na kobietach, przedstawionych w realistyczny, nieestetyczny i dosłowny
sposób przez ukazanie rzędu nagich męskich pośladków wytrwale wykonujących ruchy w
przód i w tył.

W dosłowności tkwi zazwyczaj potężna siła, ale należy z niej korzystać odpowiedzialnie.
Pokazywanie scen przemocy, gwałtów, krwi itp. w takim filmie z początku szokuje, dodaje
wyrazu, pokazuje, że to nie są normalne, ludzkie czasy. Ale jeżeli w filmie scena gwałtu ma
miejsce co kwadrans, to mimo iż rzeczywistość zapewne tak wyglądała, to film po prostu
epatuje przemocą. Kolejny radziecki żołnierz ściągający portki i próbujący wleźć na kobietę
nie robi już takiego samego wrażenia.

Przy okazji film jest istną martyrologiczną laurką. Mniej więcej w połowie filmu zacząłem
podejrzewać, że "Róża" zaczyna zmierzać w rejony, gdzie niezłomna, szlachetna i wytrwała
postawa bohaterów staje się nieznośnie nienaturalna i niestety z tych torów już nie zawróciła.
Mamy więc sceny, gdzie znajomy Tadeusza, "przystosowany" do panującej rzeczywistości
proponuje mu zakończenie jego cierpień. Heroiczny Tadeusz oczywiście odmawia, określa
znajomego jako ludzkie ścierwo i cierpi dalej. Po raz kolejny oklaski otrzymuje postępowanie
wbrew instynktowi samozachowawczemu - a w tym kraju na tej nucie bardzo łatwo grać i
bardzo trudno ją krytykować. Wystarczy spojrzeć na nagrody, które "Róża" już zebrała.

Na koniec filmu widz zastanawia się: czy ofiara Tadeusza na coś się komuś zdała? Czy całe
to cierpienie miało jakikolwiek sens? Ale to nie reżyser zadaje te pytania - on już postanowił,
że nie można spróbować przenieść się z tych przeklętych Mazur i zacząć życie gdzie indziej,
choćby tam, gdzie Tadeusza na pewno nikt by nie rozpoznał, a Różę gwałcono by trochę
rzadziej.

Wracając do dosłowności - przypomniał mi się "Katyń" Wajdy, który jest dla mnie tandetną
patriotyczną laurką, ale ma jedną, ogromną przewagę - Wajda nie potrzebował pokazywać
non-stop jacy to ci Ruscy straszni, wódę chleją, mordują, palą, gwałcą. Wystarczyła jedna,
ostatnia scena, na myśl o której nadal przechodzą mnie dreszcze. Do tego niemal
kostiumowego przedsięwzięcia wystarczyło dodać jedną autentyczną scenę, aby prawie
uratować film. Czy "Róża" nie miałaby większej wartości, gdyby budową przypominała chociaż
trochę "Katyń"? Gdyby ta czarna rzeczywistość nie atakowała bohaterów bez przerwy i chwili
wytchnienia, tylko zaatakowała pod koniec, przypominając im o obowiązujących zasadach
gry?

Film miał szanse poruszyć wiele wątków - wspomnianą Mazurską tożsamość etniczną, życie
po tragedii, jaką jest wojna - ale wszystko to zasłaniają nagie zady radzieckich żołnierzy.
Zasłaniają na tyle skutecznie, że za 2 lata o tym filmie nie będzie nikt pamiętał.

A teraz anegdota.

Po seansie z okazji WFF w czasie napisów zacząłem żartować razem ze swoją towarzyszką z
absurdu, do którego zostało doprowadzone cierpienie bohaterów w tym filmie. Nie umknęło
to niestety uwadze pewnej młodej pani, która zza grubych oprawek swych zapewne
markowych okularów zaczęła mnie strofować, że cham ze mnie i bydlak i śmieję się, że
kobiety gwałcą i że trochę wrażliwości historycznej. Do chórku dołączył się jej znajomy i parę
innych osób, które proponowały mi obejrzenie "Weekendu" oraz (pewnie po "Weekendzie")
kilku odcinków "Klanu". Próbowałem (choć nie tak napastliwie) odeprzeć atak, mówiąc, że
świadomość historyczna świadomością historyczną, ale w ten sposób polskie kino nie wyjdzie
poza martyrologiczne i patriotyczne bagno. No, chyba że ktoś jest zdania, że ambitne polskie
kino musi wyglądać tak, jak "Róża".

Dziękuję, dobranoc.

ocenił(a) film na 9
McMillan

Bycie Niemcem i bycie uznanym za Niemca to dwie różne rzeczy. Przekonali się o tym w latach wojennych i powojennych m.in. Mazurzy i Ślązacy. W filmie mąż Róży nie występuje, więc nie wiemy jak było z jego niemieckością. Z tego, że jego córka stwierdza, iż mówi po niemiecku bo jej ojciec był Niemcem, można wywnioskować albo, że mówi prawdę, albo że chce zrobic Tadeuszowi na złość. W końcu jest jedym z Polaków (a Ci patrzą na Mazurów z pogardą - patrz scena gdy proszą o jedzenie przedstawicieli nowej - polskiej władzy), a na dodatek próbuje jej rozkazywać niczym ojciec.
Co do Tadeusza, to mógł wyjść z Warszawy spokojnie jako cywil (o przynależności do AK świadczyła jedynie opaska). Doczekać wkroczenia Armii Czerwoenej mógł choćby we wspomnianym przez Ciebie Pruszkowie (lub jakimkolwiek innym miejscu jeśli wolisz). A poznać męża Róży (niekoniecznie zaprzyjaźnić się z nim na śmierć i życie) mógł podczas walk w Warszawie, albo np. w owym obozie w Pruszkowie (znalazł się tam zapewne niejeden powstaniec, a załogę stanowili m.in. żołnierze Wehrmachtu).
Autochtoni wcale nie są w przedstawionym filmie krystaliczni. Przecież nawet sama Róża jest przez część tej społeczności odrzucona, bo "zadawała się z Ruskimi" (jest scena gdy Tadeusz błaga o pomoc dla Róży, a jedna z miejscowych kobiet zamyka mu drzwi przed nosem). Fakt, że są postrzegani jako zdrajcy/Niemcy i pomiata nimi zarówno nowa włądza jak i Sowieci (co jest zgodne z realiami historycznymi) nijak się ma do Twojego stwierdzenia o ich 'krystaliczności'. Nie bardzo też rozumiem skąd wywnioskowałeś, że w duchu tęsknią za Hitlerem.
Jeśli chodzi o samych głównych bohaterów to nie rozumiem też zarzutu o ich jednowymiarowości. Skąd to porównanie do filmu propagandowego? Czy oni tutaj walczą o jakąś wyższą ideę czy zwyczajnie chcą przeżyć w trudnych czasach? Czy fakt, że stają się ofiarami zawieruchy historycznej czyni z nich jakieś nierealne postacie?

ocenił(a) film na 5
83marcin

Możemy snuć różne przypuszczenia na temat spotkania Tadeusza i męża Róży. Szkoda, że reżyser nie wyjaśnił tego wątku. Obcinka sceny przy montażu?
Wniosek o tęsknocie za Niemcami i Hitlerem wyciągnąłem na podstawie tego, że w trakcie filmu przy różnych okazjach (kwestie UB-owca przy wódce, którą pije z Tadeuszem, wypowiedzi pastora w trakcie rozmów z Tadeuszem, wspomnienia z przeszłości Róży) ten temat jest poruszany. W pewnym momencie nawet słowa samego Tadeusza świadczą o tym, iż on też wie, że miejscowi nie chcą Polski, a już zwłaszcza takiej Polski jaka do nich zawitała. Mówi o potrzebie ich przekonywania, zjednywania itd.
Jednowymiarowość głównych bohaterów była już opisywana w tym wątku przez inne osoby. Ja podzielam te opinie i nie chcę ich powtarzać. "Róża" była z założenia kinem politycznie zaangażowanym a poprzez popenione błędy i uproszczenia dla mnie stała się kinem propagandowym.

ocenił(a) film na 9
McMillan

Może i szkoda, że nie wyjaśnił, co nie zmienia faktu, że nie była to sytuacja nieprawdopodobna, a zdaje się to właśnie sugerowałeś.
Nie da się ukryć, że Mazurom lepiej żyło się w państwie niemieckim, niż na łasce czerwonoarmistów i komunistycznych władz polskich, więc ich tęsknota za nim jest zrozumiała. Zupełnie nieuprawnione jest za to utożsamianie jej z tęsknotą za Hitlerem.
To może wytłumacz w takim razie cel owej propagandy? Cóż za idee chce nam przekazać reżyser za pomocą swoich sprytnych manipulacji?

ocenił(a) film na 5
83marcin

Odpowiedź dot. aspektów propagandowych znajdziesz we wcześniejszych postach, zarówno moich jak i innych osób. Co chciał przez to osiągnąć, a co rzeczywiście osiągnął, to pytanie nie do mnie, lecz reżysera. Może to zresztą nie jego wina, ale scenariusza, bo o Szczerbicu niewiele da się dobrego powiedzieć (vide Wiedźmin). Pisałem o płyciznach i uproszczeniach, a nie o sprytnych manipulacjach. To ostatnie to Twoje stwierdzenie.

ocenił(a) film na 9
McMillan

Jeśli zakładasz, że miało to być dzieło propagandowe to jasne jest, że jego autor musiał się dopuścić manipulacji. No chyba, że uważasz, iż można uprawiać propagandę przez przypadek...

ocenił(a) film na 5
83marcin

To jest kwestia określenia jak rozumiemy to określenie.
Wg Wikipedii: "Propaganda (od łac. propagare – rozszerzać, rozciągać, krzewić) – celowe działanie zmierzające do ukształtowania określonych poglądów i zachowań zbiorowości lub jednostki, polegające na perswazji intelektualnej i emocjonalnej (czasem z użyciem jednostronnych, etycznie niewłaściwych lub nawet całkowicie fałszywych argumentów). Gdy propaganda zmierza do upowszechnienia trwałych postaw społecznych, poprzez narzucenie lub zmuszenie odbiorców do przyjęcia określonych treści, wtedy stanowi jeden z elementów indoktrynacji."
Przeczytaj proszę ponownie moje posty jeśli masz wątpliwości. To co napisałem w mojej ocenie uprawniało mnie do użycia takiego określenia, jakiego użylem i nazwania filmu propagandowym.

ocenił(a) film na 9
McMillan

Dlatego chciałem się dowiedzieć co takiego reżyser filmu chce widzowi wg Ciebie wyperswadować, jakie poglądy chce u niego ukształtować itp. Jeśli to film propagandowy to z łatwością możesz na te pytania odpowiedzieć.

ocenił(a) film na 5
83marcin

w mojej ocenie to o czym pisał Pasieka i do czego m.in. odnosiłem się wcześniej. Przytoczę cytat z Pasieki: "Przy okazji film jest istną martyrologiczną laurką. Mniej więcej w połowie filmu zacząłem podejrzewać, że "Róża" zaczyna zmierzać w rejony, gdzie niezłomna, szlachetna i wytrwała postawa bohaterów staje się nieznośnie nienaturalna i niestety z tych torów już nie zawróciła.
Mamy więc sceny, gdzie znajomy Tadeusza, "przystosowany" do panującej rzeczywistości
proponuje mu zakończenie jego cierpień. Heroiczny Tadeusz oczywiście odmawia, określa
znajomego jako ludzkie ścierwo i cierpi dalej. Po raz kolejny oklaski otrzymuje postępowanie
wbrew instynktowi samozachowawczemu - a w tym kraju na tej nucie bardzo łatwo grać i
bardzo trudno ją krytykować. Wystarczy spojrzeć na nagrody, które "Róża" już zebrała".
Radzę przeczytać "Wielką trwogę" Marcina Zaremby,w której zawarto wierny obraz wydarzeń, które miały miejsce na terenie odbudowującego się państwa polskiego, postaw ludności, trudów życia codziennego.
Obejrzałem właśnie "Miasto 44", które choć nie jest filmem doskonałym przynajmniej stara się być filmem obiektywnym. Granie kliszami bohaterów, z którym mamy do czynienia w "Róży" jest zastąpione próbą przedstawienia psychologicznie wiarygodnych bohaterów, ich motywacji i uczuć.

ocenił(a) film na 9
McMillan

"autochtoni są krystaliczni (choć w duchu tęsknią za Niemcami i Hitlerem) nie budzi moich zastrzeżeń. To wszystko razi dopiero w kompozycji z jednowymiarowymi głównymi bohaterami: Tadeuszem i Różą psując efekt całości."

Autochtoni, właśnie nie są krystaliczni. Na domiar tego że zło jest na zewnątrz, zrodziło się też wewnątrz społeczności (Róża jest "opluwana" przez mieszkanców za zadawanie się z Sowietami, a jej pojawienie się w kościele budzi ferment). Krystalicznie, jest tylko w ramach gospodarstwa Róży i działa to jak soczewka skupiająca całe to zło, ale to wlasnie dzieki temu mamy tak ostry obraz.

ocenił(a) film na 5
McMillan

Ja też uważam ten film Smarzowskiego za najsłabszy - Wesele daje po głowie ale nie tylko, Dom zły uderza bardziej ale nie tylko, a Róża tylko wali po głowie sekwencjami gwałtów i przemocy - owszem, może tak było (Armia Czerwona, tereny poniemieckie) - ale wyszłam z kina ciesząc się, że te sceny już się skończyły i "dostałam" powierzchownie ...na pewno nie dano mi szansy na "wczucie się" w bohaterów, przesłoniętych przez te brutalne sceny, np. córka Róży - zupełnie przezroczysta, główny bohater - zapamiętam jego śmiech razem z katem pod koniec - ale został właściwie sprowadzony do bohatera, właśnie, który wedle oczekiwań i standardów moralnych reaguje na kolejne sekwencje "zła"... uczucie pomiędzy nim a Różą - również mnie nie przekonuje (kiedy się np. zaczyna?..), a ponoć jest to film o miłości. Smarzowski jest reżyserem bardzo przewidywalnym - od początku widz, który zna jego filmy spodziewa się najgorszego, zwłaszcza sceny sielanki zapowiadają rychłą katastrofę. Reżysr owszem umie ją pokazać - pokazać zło, jego różnorakie przejawy, mutacje, pokazać je naturalistycznie. Problem w tym, że na tym się skupia. A widz odbierając przekaz automatycznie uruchamia funkcje obronne - na zasadzie: pokazują mi kolejne sceny przemocy, niech to się skończy, nie wciągam się w historię, co jeszcze może spotkać tych ludzi?... Bo odbiorca takiego przekazu broni się przed nadmiarem zła. Myślę, że ludzie podczas wojny też włączali takie mechanizmy poznawczego filtra, żeby przetrwać. To jest automat.
Nie jestem ekspertem od tamtych czasów na Mazurach, na szczęście w ogóle nie mam pojęcia o faktycznych przeżyciach ludzi podczas i tuż po wojnie, tak jak i Wy, drodzy spierający się tu ( nie, nie chodzi mi o znajomość historii - ale o oglądanie w realu gwałtów i mordów najbliższych osób, głodowanie i strach). Pewnie tak było - natomiast za taką historię wziął się reżyser, który nawet wesele poprowadzi w stronę makabry.
I również zastanawia mnie - dlaczego AKowiec przekazuje osobistą wiadomość od żołnierza Wehrmachtu ??????????

ocenił(a) film na 10
Pasieka17

Nie zajmuje mnie przerzucanie się argumentami przez internet, bo tak jak ktoś wcześniej słusznie zauważył: trzeba było swą ekstrawagancką opinię przedstawić na premierze, a nie teraz próbujesz brylować przez kabel. Chcialem tylko nadmienić, że twoja analogia z cieniutkim "Katyniem" jest totalnie fałszywa. Poza tym, chyba niewiele z filmu zrozumiałeś, skoro nazywasz tego partyzanta z GL w okularach "znajomym" głównego bohatera. Jeżeli wszystkim, co wyniosłeś z tego filmu, są pośladki krasnoarmiejca, to jest to tylko i wyłącznie twój problem - nie nasz. Bardzo starasz się zachować chłodny dystans, ale na pierwrszy rzut oka widać, iż post pisany był "w afekcie". Następnym razem radzę odczekać, aż emocje opadną.

Nie sil się na odpisywanie, bo jak już wspominałem: nie mam ani ochoty, ani czasu bawić się w erystykę przez internet. Chciałem jedynie zasygnalizować postronnym użytkownikom tego portalu, iż twój quasi-merytoryczny post jest stekiem bzdur. Z chwilą, gdy obejrzą rzeczony film, na pewno się o tym sami przekonają. Dziękuję wszystkim za uwagę, którą poświęcili na przeczytanie mojego wpisu, i gorąco polecam wycieczkę do kina na omawiane dzieło. Warto.

PS A pseudo-recenzentów unikać jak gonia.

Pasieka17

Pasieko17,
Kilka ważnych kwestii, o których ewidentnie zapomniałeś uparcie broniąc swojego zdania.

1. Scenariuszowe wydarzenia i bohaterowie (przy okazji: scenariusza nie napisał Smarzowski) są pewnego rodzaju kliszą, metaforą, zbiorem różnych cech w jednej - literackiej postaci. Jeśli obejrzysz film pt. "Lotna" - to napiszesz elaborat stwierdzający bezcelowe użycie jazdy przeciw czołgom?
2. W filmach Smarzowskiego - nie ma czegoś takiego jak dosłowność fabularna. "Wesele" nigdy nie miało miejsca, historia z "Domu złego" - też nikomu się nie przytrafiła. Takie nagromadzenie ZŁA służy w tych filmach próbie (artystycznej) analizy i interpretacji tego "zjawiska". Przesyt, który zauważyłeś (gwałty co kwadrans, które nie sprawiają tego samego wrażenia) - jest świadomym rozwiązaniem scenariuszowym - który podlega interpretacji. Idąc na Smarzowskiego - trzeba oczekiwać błota, krwi i brudu bo to elementy jego poetyki. To nie jest prostolinijne Winter's Bone, ale MIĘSO, które może się ocierać o absurd, (przez Ciebie najwidoczniej mylony z groteską).
3. Zdystansowane upraszczanie fabuły takich filmów jak "Róża" zawsze mija się z wydźwiękiem całości utworu i twórczości reżysera. Tym samym tworzy bezkontekstową, bezcelową, a często bezsensowną wypowiedź.
4. Wziąłeś na warsztat polityczno-historyczny aspekt kreacji bohaterów, a nie zastanowiłeś się, ani razu, że to właśnie Twoje myślenie jest "typowo polskim", mesjanistycznym robieniem z igły wideł... Gdy film opowiada o zdystansowaniu się od nacjonalizmu (patrz: problem nieokreślonych tożsamościowo Mazurów, "polskich" przesiedleńców ze wschodu, uciekinierów z AK, nuworyszy z Armii Ludowej, band rosyjskich - którzy nagle muszą żyć - jak gdyby nigdy nic! - w czymś co się nazywa "Polska") Ty widzisz tam przedstawienie najpłytszej z możliwych interpretacji politycznych.
5. Żeby umiejętnie posługiwać się ironią, trzeba umieć ją odczytywać.

PS. Swoją drogą... ciekawe jakby wyglądała "Róża" stworzona po Twojej myśli. Dwie opcje.
1. Dorociński znajduje jakieś spokojne miejsce (takie bez min), osiedla się i zapominając o przedwojennych ideałach (a fe!) walczy o Nową Polskę.
Albo nie.. to przecież polityczne - po prostu mieszka obok repatriantów i wesoło wykłócają się o miedzę zaoraną o trzy palce za daleko.
2. Dorociński strzela sobie w łeb po pierwszej scenie.

ocenił(a) film na 7
Pasieka17

Pasieka17 Zgadzam się z tobą.

widz00

A ja uważam, że próbujesz na siłę sprawiać wrażenie liberała, przeciwstawiającego się temu "ciemnemu", średniowiecznie patrzącemu społeczeństwu- za które nas uważasz. Z tego, co zauważyłam- sądzisz, że wszystko, co polskie jest złe, a ostatnio stanowi to kompleks wielu Polaków, którzy nie rozumieją, czemu nasz kraj nie wygląda, jak państwa Zachodnie, czemu nie zarabiamy tyle, co obywatele tychże krajów. I właśnie, takie filmy jak Katyń, czy Róża (choć jej nie oglądałam jeszcze, to takie wnioski wyciągam, po przeczytaniu komentarzy i recenzji) próbują pokazać, czemu tak jest, czemu nasze życie nie wygląda, jak to na Zachodzie. Ukazują naszą historię i szczerze, mnie jako Polki nie obchodzi, czy Ci durni Amerykanie zrozumieją film, opowiadający o realiach, w których żyli moi przodkowie, o wyborach, przed którymi stawali i o cierpieniu, jakie ich dotykało. To prawda, że podchodzimy bardzo stereotypowo do wypowiedzi takich jak Twoja, ale my- Polacy mamy to zapisane w genach. Bóg, Honor, Ojczyzna- wartości bardzo nieaktualne i niezrozumiałe w dzisiejszych czasach, ale zastanówmy się, czy bardziej cenimy ludzi wyznających te ideał, czy tych, którzy uciekają z sali kinowej, zamiast bronić swoich racji^^
Poza tym, np. Anglicy robią także filmy w swoim, bardzo często niezrozumiałym stylu, władając humorem całkowicie nieśmieszącym przeciętnego Amerykanina, ale nigdy nie słyszałam, żeby ktoś stwierdził, że przez to są gorszymi twórcami filmów. Jestem przeciwna robieniu wszystkich polskich filmów o tematyce narodowej tragedii ostatniego wieku, ale myślę, że takie filmy są potrzebne właśnie nam Polakom, by Ci, którzy to pamiętają mogli w pewien sposób triumfować- przekazując młodemu pokoleniu, dzięki cudowi techniki, wartości i ideały, za które walczyli, a także byśmy mogli usprawiedliwić siebie, a także na pewnej płaszczyźnie zdeklasować dawnych wrogów, którzy nadal traktują nas, jak byśmy byli gorszym gatunkiem- pisząc o "polskich obozach", czy przypisując sobie nasze odkrycia (film: Enigma). To wszystko to nasze wielkie , narodowe kompleksy i właśnie dlatego powstają takie, a nie inne filmy i właśnie dlatego zdobywają one nagrody, i to właśnie sprawia, że nasze kino jest ograniczone, bo wielcy twórcy robią monotematyczne filmy o naszej historii albo mniej ambitni reżyserzy- komedie romantyczne dla zarobienia kasy. I tutaj się z Tobą zgadzam, powinniśmy zacząć się rozwijać, ale nie uważam, żeby te wszystkie sprawy sprawiały, że filmy typu: Katyń czy Róża, powinny być przez to gorzej oceniane.
Pozdrawiam^^

ocenił(a) film na 9
kerdehous

A możeby tak wypowiadać się w imieniu swoim, a nie wszystkich Polaków...

ocenił(a) film na 7
kerdehous

Co Ty bredzisz człowieku. Skąd ty to sobie wyjąłeś O_O Zresztą napisałem swoją wypowiedź o filmie osobno.

ocenił(a) film na 5
Pasieka17

Aż założyłem sobie konto na FW, bo po seansie czułem się trochę osamotniony w opinii nt. tego filmu, a tu widzę, że jednak nie tylko ja.. Nie jest moją intencją szkalowanie nikogo, zobrzydzanie mu historii Polski, plucie na bohaterskich AKowców itd. Zwyczajnie film mnie nie porwał, nie czułem empatii do Tadeusza, nie było mi też (o zgrozo) żal gwałconej Róży.. po dziesięciu minutach deprawacji sensorycznej oglądałem to jak przez folię. Piękne zdjęcia, kolory, surowość obrazu, zaczynało się obiecująco. Ale Tadeusz był tak abstrakcyją postacią, nierealną i dla mnie bardzo "współczesną" w sposobie wysławiania nawet, że nie pozwalał mi odbierać filmu stricte realistycznie. Kulesza natomiast miała swój wyraz, była "z tamtych czasów" chłodna, surowa, ale gdzieś czekało się, aż się przed nami otworzy - intrygowała. Totalnie nie kupowałem Bobrowskiego, surrealizm - te okularki, kufaja - nie budził ani grozy, ani nie skrzył jakąś mroczną inteligencją - moim zdaniem pudło reżysera. Drugie pudło, które skutecznie wybijało mnie z oglądania to Eryk Lubos niestety. Groteskowe to było poprostu (scena zazdrości, jak towarzysze gwałcą Różę, a on robi scenę zazdrości - makabra). Gdzieś ten film niechcący czasami gubi konwencję i ciężko jest tu znaleźć jakiś klucz, co za tym idzie doszukiwać się celowego zabiegu. Zdecydowanie za mało się dla mnie dzieje między Tadeuszem a Różą, żebym zdążył ich polubić, rozpoczyna się korowód gwałtów i brutalności. Fabuła filmu zmieściła by się w 30str. noweli, mało się dowiedziałem stricte z filmu o tamtych czasach tak napradę. Większość wiedzy historycznej uzyskałem z recenzji tego filmu niż z niego samego.
Ciężko jest komuś robi zarzut, że źle oceniając ten film nie szanuje polskiej historii. To raczej twórcy biorąc się za taki temat, z mieszanym skutkiem, powinni się "wyspowiadać". Róża jest dla mnie jak już ktoś tu pisał trochę archaiczna w konstrukcji bohaterów, Tadeusz jest bez skazy - nawet przyznając się do minionych skaz (zabijałem..) staje się jeszcze bardziej krystaliczny. Myślę, że jak już się wnikliwy człowiek bierze w filmie za taką postać, to ciekawie by było pokazać może np:. że taka nieprzejednana postawa moralna sporo kosztuje - nie tylko jego, ale też jego otoczenie, byłby jakiś konflikt w tej relacji czy coś. Może każdy jest człowiekiem, czasem musi się ugiąć walcząc o godność właśnie, coś głębszego trochę niż Super gość w naszym imieniu rzuca złym typom w twarz, że są świnie. A tak oni tylko na siebie patrzą, kiwają głowami, i "robią swoje". Tego mi w filmie brakowało, prawdziwych, skomplikowanych międzyludzkich relacji, które ewoluują, obserwuję to, rozumiem co z czego wynika, gdzieś coś mnie zaskakuje, jest jakiś tragiczny konflikt, który trzyma w napięciu, na coś się czeka. Końcówka filmu - ten teledysk z przesłuchania, po co tak długo, ja się dzięki Smarzowskiemu uodporniłem na ekranie już chyba na wszystko i nic nie było w stanie już zrobić na mnie wrażenia, oprócz tego że film mnie "przeczołgał" i wpadłem w jakąś apatię. Na koniec jeszcze wisieńka (to mi zapadło najmocniej w pamięć) Lubaszenko łowiący ryby streszcza Tadeuszowi życie Róży łamaną niemiecczyzną - serio, myślałem, że spalę się ze wstydu, bo na sali taka powaga, ale mi się chciało śmiać. To był zabieg narracyjnie (i realizacyjnie) zaczerpnięty z mainstreamu amerykańskiego kina akcji z lat 80tych. No i pomysł, że ludzie ze wschodu muszą "zaciaaagać". Czemu w takim razie u Tadeusza nie słychać, że jest z Warszawy - przedwojenne Ł itd. Wszyscy mówią współcześnie (najbardziej Dorociński i Bobrowski),a Polacy z kresów inaczej. Szkoda jeszcze, że Marian Dziędziel nie mówił po śląsku - gdzieś by się to zaczęło "etnicznie" układać wtedy.
pzodrawiam i nie chciałem swym postem absolutnie obrażać pamięci bojowników o Polską niepodległość tamtych dni, Chciałem w tym filmie zobaczyć ludzi, a nie postaci.

ocenił(a) film na 7
juzniewiem_cowpisac

Zgodzę się z twierdzeniami, że ten ogólnie dobry film ma kilka niedociągnięć. Mnie również, jak wielu komentujących, zastanawia epatowanie przemocą. Nie jestem, przekonany, czy było to konieczne, tym bardziej, że jednocześnie brakuje wiarygodnego przedstawienia psychologii bohaterów.
Nie zgodzę, się jednak, że postaci są jakoś szczególnie nierealistyczne. Tadeusz, ponoć przedstawiony jako ideał, wyleguje się w łódce, podczas, gdy gdy Róża - o zgrozo! - musi ją napędzać.
A tak na poważnie, Tadeusz - o czym nikt nie wspomniał - w pierwszej scenie filmu zachowuje się jak najbardziej racjonalnie (choć zupełnie nie bohatersko), gdy nie próbuje pomóc swojej gwałconej żonie. Być może chęć ochrony Róży za wszelką cenę wynika z potrzeby rozliczenia się z przeszłością, zadośćuczynienia za śmierć żony, której nie mógł zapobiec.
Poza tym interesująca jest kwestia, gdzie bohater spotkał męża Róży. Oczywiście reżyser tego nie mówi, ale skoro walczyli po przeciwnych stronach barykady, to wydaje mi się najbardziej prawdopodobne, że Niemiec został postrzelony przez żołnierzy AK, być może przez samego Tadeusza podczas powstania, po czym ten zgodził się wykonać ostatnią wolę umierającego.
Na koniec kilka słów do jużniewiem_cowpisać: Skąd pomysł, że ludzie ze wschodu nie mają "zaciągać"? Przecież oni właśnie tak mówią. Dlaczego twierdzisz, że Tadeusz jest z Warszawy? I dlaczego, gdyby był Warsiawiakiem, miałby używać scenicznego "ł"?
Postać grana przez Mariana Dzięgla jak najbardziej "mazurzy", np. gdy zabiera głos w świątyni.

ocenił(a) film na 5
Qaq

No ale mi właśnie chodzi o to, że albo się chce nam pokazać jak ludzie wtedy mówili, zgłębia się temat trochę i ma to jakąś wartość historyczną (ł nie było wtedy takie tylko sceniczne, podobnie trochę inaczej się wymawiało niektóre samogłoski, trochę inaczej budowało się zdania, było dużo regionalizmów także w gwarze warszawskiej (czemu warsiawskiej?) - polecam poczytać trochę pamiętników zwykłych ludzi, posłuchać audycji radiowych z tych czasów) albo jest to zabieg czysto serialowy, żeby widz skumał, że oto przyjechała postać z prowincji (a skąd dokładnie?), więc zaciąga. Zresztą tym bardziej Kinga Preis powinna z tym uważać, gdyż ciągnie się za nią jedna zaciągana rola sandomierska. Tam to zdaje egzamin - w takim filmie hisotorycznym jest płytkie. Inaczej "zaciagaja" ludzie z wileńszczyzny, inaczej Lwowiacy (gdzie y zamiast i?). Więc w takim wypadku ja na przykład oczekiwałbym od reżysera po pierwszej próbie takiego zabiegu refleksji: OK Kinga, to było ciekawe, a spróbuj to teraz normalnie mówić..
W pierwszej scenie filmu znów jest sytuacja trochę czarno biała. Ciężko mu obiektywnie zarzucić, że stchórzył - był ranny, żołnierze wkoło. Gdyby najzwyczajniej w świecie chował się za rogiem i patrzył na śmierć żony sparaliżowany strachem - wtedy sytuacja jest mniej jednoznaczna, pozostawia jakieś pole manewru w ocenie (Wymyk?). Wtedy była by czytelniejsza ta siła napędowa, która zrobiła z niego tak nieustępliwą postać, miałby swój ciężki bagaż - a tak znowu jest przyciężkawo (tylko dosłownie) według mnie. Czemu nie miałby drugi raz upaść pod naporem tak strasznych przeciwności losu, czy mielibyśmy mu za złe - myślę, że właśnie jego słabość prawdziwa, egoistyczna, zrobiłaby go bardziej ludzkim, może wtedy było by mi go bardziej żal. Nie oglądał bym tego jak National Geografic.
Postać Dziędziela mazurzy, ale zawsze tak, żebyśmy go zrozumieli, i nagle przechodzi na płynną, sceniczną polszczyznę..
I na koniec jeszce: Dlaczego Tadeusz po przesłuchaniach poddał się operacji plastycznej?

ocenił(a) film na 7
juzniewiem_cowpisac

Zgodzę się, że zróżnicowanie języka postaci prawdopodobnie nie jest wystarczające. Mnie to specjalnie nie raziło, ale rozumiem, że dla ludzi znających się na rzeczy mogło być pewnego rodzaju zgrzytem. Gdyby postać grana przez Mariana Dzięgla mówiła cały czas gwarą mazurską, to te wypowiedzi pewnie musiałyby być tłumaczone. Poza tym znajomość gwary nie wyklucza znajomości literackiej odmiany języka, którą osoba na co dzień używająca gwary posługuje się w kontaktach z obcymi. Niemniej, nie zamierzam się sprzeczać w temacie gwar, bo nie mam na ten temat wystarczającej wiedzy, a poza tym akurat Marian Dzięgiel ma bardzo charakterystyczny głos i sposób wypowiadania słów , co mi trochę przeszkadza, bo w każdej roli kojarzy mi się głównie z Marianem Dzięglem.
Odnośnie Tadeusza, to chodziło mi o to, że niekoniecznie był z Warszawy, a wręcz przeciwnie - raczej nie był, bo mówi do dawnego kolegi z AK, że przebił się do Warszawy podczas powstania.
Nie pisze wcale, że Tadeusz stchórzył, gdy gwałcono mu żonę. Jednak obiektywna ocena niewiele ma w takich sytuacjach wspólnego z samopoczuciem człowieka. Po prostu jako człowiek odważny i honorowy mógł się czuć podle po tym jak bezsilnie obserwował śmierć żony i starał się w przyszłości nie dopuścić do sytuacji, w której znów będzie bezsilny.
Poza tym, pomimo, że nie reagował, jego żona zginęła, co nie jest dobrą zachętą do bierności. Po przybyciu na Mazury też nie starał się narażać władzy. Chciał po prostu spokojnie żyć i grzecznie chodził z podaniami (oraz łapówką) do lokalnego komisarza. Tak naprawdę nie dostał żadnej możliwości wyboru, oprócz propozycji wstąpienia w szeregi bezpieki, co nie było by zwykłym konformizmem, tylko kompletną zdradą ideałów i środowiska z którego się wywodził.
A że mimo wszystko postać wygląda trochę papierowo? Być może nie została wystarczająco dobrze zagrana przez Marcina Dorocińskiego?

Pasieka17

Jestem pod wrażeniem wypowiedzi pana Pasieka17 - chodzi o film, nie o anegdotę. Wypowiedź bardzo rzeczowa, z którą w zupełności się zgadzam. Reżyser zrobił dwa ciekawe poprzednie filmy, "Róża" jest zejściem z tej ścieżki' niestety na manowce.

ocenił(a) film na 10
Pasieka17

Rozumiem zarzuty o epatowaniu przemocą, brutalności i doświadczeniach przez los (sowietów?) bohaterów. Rozumiem, że film może zmęczyć. Rozumiem te zarzuty ale się z nimi nie zgadzam. Jakby nie było jest to film o bardzo ponurych czasach i pokazuje on jakiś fragment rzeczywistości. Na ile autentyczny nie wiem, bo ani nie żyłem w tamtych czasach, ani nie jestem historykiem, ale z tego co wiem to zbyt wiele przekłamań się do "Róży" nie wkradło. Film jest też skonstruowany dosyć zmyślnie. Sceny bardzo intensywne, realistyczne przeplata scenami pokazującymi, że jednak było jakieś życie, nawet radości. Sceny "łowienia ryb" na granat, spotkań z sąsiadami czy powrotu z knajpy pokazują, że było jeszcze życie. To że brutalnie przerywane są te sielskie momenty moim zdaniem jest świetnym zabiegiem, dynamizującym całość. Poza tym wśród postaci scenariusza są osoby pozytywne, negatywne i niejednoznaczne, co łagodzi obraz i urealnia całą historię...
Jeśli chodzi o mnie to też trochę tęsknię za filmem opowiadającym historię wielką i traumatyczną bez zadęcia, ale nie dyskredytowałbym tego obrazu. Jest moim zdaniem najlepszy obraz wśród wielu "rozrachunków z historią", jakie się pojawiły ostatnio w kinie polskim. Znacznie pełniejszy i mniej pomnikowy od dajmy na to "Generała Nila"...
Anyway, dla mnie bardzo udana produkcja.

ocenił(a) film na 10
phill

Właśnie przeczytałem, co napisałem powyżej i powiem tylko: przepraszam za składnie. Chyba powinienem się przespać :P

ocenił(a) film na 10
Pasieka17

Nie zgadzam się z Twoją opinią odnośnie heroicznej/pomnikowej postawy Tadeusza i braku instynktu samozachowawczego, a teraz postaram się wyjaśnić dlaczego. Otóż film rozpoczyna się od sceny kiedy to nasz bohater - kierując się chęcią przeżycia - obserwuje gwałt dokonany na jego żonie, a następnie jej śmierć i z tego co mamy okazję obejrzeć dalej taka jego postawa też niewiele mu się przysłużyła. Natomiast gdyby był tak pomnikowy jak piszesz zapewne próbowałby powstrzymać oprawców ponosząc niechybnie śmierć. W kolejnej scenie dość tchórzliwie zza krzewów ogląda egzekucję na jeńcach niemieckich również nie reagując, a jeszcze dalej również mało bohatersko negocjuje ze złodziejami krowy, a nie umiera próbując ją odbić. Także według mnie Twoja ocena co do jego heroizmu i pomnikowości jest chyba na wyrost i raczej dojrzał w trakcie tych wszystkich wydarzeń do takiej postawy niż był człowiekiem bez skazy i być może dlatego, że stracił już praktycznie wszystko, a obojętne jakie były jego wybory to los jego i jemu bliskich niewiele się zmieniał.

Pasieka17

Szkoda, że nikt nie mógł doradzić Hitlerowi, Stalinowi... że takich wojen się nie prowadzi, i że w ten sposób na pewno nie wzbija się na wyżyny..

Pasieka17

Dzięki! Co prawda zachęciłeś mnie do obejrzenia tego filmu, ale mimo wszystko to Twojej recenzji szukałem przed upewnieniem się co do niego. A Twoja krytyka poparta lawiną słów jest w tym serwisie na wagę złota. I żeby było jasne, nie oczekuję po filmie wiele, ale ostatnio trafiam na tak wielkie G, jeśli chodzi o polskie produkcje, że już tylko nadzieja, przekonuje mnie do dalszych prób ;)

użytkownik usunięty
Pasieka17

- "polskie kino nie wyjdzie poza martyrologiczne i patriotyczne bagno" - zaciekawiło mnie, ile masz lat; mam wrażenie, że to by mogło wyjaśnić, czemu ten film do Ciebie nie przemawia. Jakiś czas temu czytałam artykuł, o tym, że nauczyciele zauważają znaczącą zmianę w mentalności uczniów: "dzisiejsza młodzież" ma na tyle inne podejście do lektur, że pojawia się trudność w "wykładaniu" ich po staremu, ze względu na kompletne odrzucanie kategorii typu "moralne zwycięstwo", zamiast tego ma o wiele bardziej pragmatyczne podejście, np. po co się w to angażować, jeżeli możliwość osiągnięcia celu jest niewielka.
- "czy ofiara Tadeusza na coś się komuś zdała? Czy całe to cierpienie miało jakikolwiek sens?" - to trochę przykład do tego, co powyżej, ale też wydaje mi się, że autor filmu stawia to pytanie, przynajmniej ja na koniec filmu zadałam sobie to pytanie, podczas gorzkiej sceny z sąsiadami, dla których wcześniej ryzykował - z automatu zakładając, że to swoi - przez co zobaczyliśmy na ekranie kolejny gwałt na zmasakrowanej już Róży; także nie odebrałam tego jak epatowania brutalnością - w odróżnieniu od "Domu złego", w którym Smarzowski w moim odczuciu zastosował konwencję wyolbrzymienia, tam scen z siekierą nie odbieram realistycznie - te sceny mają dla mnie uzasadnienie.
W książce "Kobieta w Berlinie" Niemki po wkroczeniu Ruskich są gwałcone dzień w dzień, bodajże jedną ukrywają, jedna oddaje się najważniejszemu, nieco bardziej cywilizowanemu dowódcy, żeby chronił je przed już takim typowym bydłem, a u Smarzowskiego oprócz tej potworności jest dużo... ciepła (dla mnie to najbardziej pogodny z jego filmów), nie będę przytaczać scen, ale są przecież też takie, w których można się uśmiechnąć.
Pisałeś o przystosowanym "znajomym" Tadeusza... Postać grana przez Bobrowskiego stanęła "po stronie Zomo"... Podobny wybór pokazał przecież Wajda we wspomnianym "Katyniu" - i "Chyra" nie radzi sobie z tym, kończy samobójstwem. Dziwi Cię, że facet walczący w powstaniu nie chce zostać aparatczykiem i przyłączyć się do władz, które wyłapują takich jak on po lasach i mordują? W sumie o tym "instynkcie samozachowaczym" jest cały film... Postać Dorocińskiego jest akurat z tych, dla których życie po sk**wieniu się już nie jest życiem.




ocenił(a) film na 7
Pasieka17

Bardzo emocjonalnie odebrałam film, ale aby tak sie stało musiałam przestać zauważać gwałt za gwałtem i wrzask za wrzaskiem. Bo gwałty i porody, choroby to przecież nie jedyna krzywda tamtego czasu. W pewnym momencie szkoda mi sie zrobiło Kuleszy, która bardzo lubię, bo jej rola została zamknięta w gwałcie i wrzasku, i odnoszę wrażenie ze większość scen z Kulesza to sceny gdzie miała rozłożone nogi i krzyczała.

Pasieka17

Zgadzam się z Twoim punktem widzenia, mimo iż mam swój, ale obawiam się, że w tej dyskusji nie będą użyte argumenty Kazika, ale po prostu Wasyla...:) pozdrawiam

ocenił(a) film na 8
Pasieka17

"Nawet wspomnienia, do których wraca postać Kuleszy to wspomnienia zbiorowych
gwałtów Rosjan na kobietach, przedstawionych w realistyczny, nieestetyczny i dosłowny
sposób przez ukazanie rzędu nagich męskich pośladków wytrwale wykonujących ruchy w
przód i w tył."

z Twojej wypowiedzi wynika, że można przedstawić gwałt estetycznie. serio? jasne, można to zrobić mniej realistycznie i dosłownie, ale bardziej estetycznie? chyba nie.