Jaki ten film jest szkodliwy!!!! Netflix serio?!?!
Na wstępnie – nie widziałam poprzednich wersji, nie czytałam książki. Oceniam wyłącznie to, co ukało mi to konretne dzieło. Nie jest po filmoznastwie, ani szkole filmowej, to moja prywatna opinia i będę wdzięczna za – jeśli się pojawią – kulturalne odpowiedzi. Dziękuję.
Po 1. Romantyzowanie morderstwa.
Była żona głównego bohatera – Rebecca – jak wynika – WYŁĄCZNIE z jego opowieści, mimmo iż uwielbiana przez wszystkich, wg niego była okrutna. Zradzała go i z wyrachowaniem unieszczęśliwiała. Biorąc pod uwagę jak wyglądał dom w którym mieszkała (wszędzie przedmioty z jej inicjałami oraz wygląd jej pokoju, to jak wspominają ją ludzie ) miała narcystyczne zaburzenie osobości albo coś podobnego. Tylko, że HALO!!! to, ktoś 1. Cię unieszczęśliwia 2. myślisz że Cię zdradza 3. boisz się reakcji społeczeństwa 4. ten ktoś Cię prowokuje – w żaden sposó nie rozgrzesza morderstwa tego człowieka !!! Tak wiem co to zbrodnia w afekcie, ale romantyzowanie tego i robienie z Maxa ofiary Rebecii to jakaś psychoza.
Po 2. Max.
Sorry, ale typ zaplanował morderstwo i zatuszowanie go. Czuje się z tego powodu winny więc z na każdym możliwym polu rani kobietę z kórą się związał – wrzeszczy na nią, oskarża o zdradę, ośmiesza na balu, ignoruje, traktuje protekcjonalnie, olewa – mimo iż dziewczyna w oczywisty i widoczny sposó cierpi – co na koniec jest komentowane "ojej bo myślałem, że cię stracę".. tak, romzantyzujmy przemocowe związki.
Po 3. Pani de Winter aka. Lily James (czy bohaterka miala jakies imię?)
Na początku, niczym kopciuszek jest ofiarą złej macochy/damy której towarzyszy. Później wjeżdza książe, ratuje ją i czyni z niej księżniczkę. Pózniej -ignoruje, tudziez poniza ją na kazdym kroku – bo "jego ból jest wazniejszy niz jej (xdxd). Mimo to, do samego konca, kocha go, walczy o niego, wybacza morderstwo, broni w sądzie, wyrusza na kradziez dokumentów by go obronic.... Tak... romantyzujmy rolę psychicznej ofiary. Bardzo współczuje głównej bohaterce takiego zakonczenia jej histori....
Po 4. Pani Danvers
Akurat jedyna spójna postać w całym filmie. Przerysowana – ale przynajmniej spójna psychologicznie.
Podsumowując: biorąc pod uwagę, że film jest oznaczony plus 13 lat.... wstydź się Netflix.
Proponuję przeczytać książkę, obejrzeć Hitchcocka i argentyński serial "Manuela", wybacz ale czasem w takich wypowiedziach wychodzi wiek widza. Nic złego nie mam na myśli, po prostu niektóre osoby nie czują pewnych historii. Dla mnie Rebeka/Isabel to dzieciństwo nasączone grozą. Pozdrawiam!
Nie dostrzegam w tym filmie żadnego "romantyzowania morderstwa". Scenariusz nie miał na celu schlebiania ponowoczesnym gustom ani poprawno-politycznej wrażliwości współczesnych widzów. Jest natomiast ciekawym, nawet jeśli celowo przerysowanym, portretem skomplikowanych relacji mogących zrodzić się między ludźmi desperacko pragnącymi uciec od świata. I nie chodzi tutaj wyłącznie o przewodnią parę kochanków/małżonków, ale o całe społeczne i klasowe środowisko, w jakim tych dwoje próbowało - bez powodzenia - odnaleźć azyl dla własnej intymności i uczucia. Wbrew naiwnym oczekiwaniom głównej bohaterki, to środowisko wyższych sfer jest dalekie od prywatnego raju - jest bezduszne, dławione etykietą, wypełnione pustką emocjonalną ludzkich marionetek wielkiego arystokratycznego domu. Tak przynajmniej wygląda obraz tego świata. Ale jego gospodarzem nie jest bynajmniej Max de Winter, ale pani Danvers - kobieta zimna, przepełniona goryczą i skrytą mizandryczną nienawiścią, która w pełni odsłania się dopiero w następstwie odkrytej zbrodni. To ona zarządza domem w imieniu tragicznie zmarłej pani. Zatem tytułowa Rebecca to ktoś więcej, niż była małżonka Maxa. Jej toksyczny i mściwy duch zatruwa atmosferę domu przede wszystkim za sprawą pani Danvers będącej jakoby wykonawczynią jej pośmiertnej woli. Ale tak naprawdę nigdy nie dowiadujemy się kim była Rebecca i w jakim stopniu istniała, a w jakim była wytworem wyobraźni jej otoczenia, nostalgicznym pretekstem dla sadystycznej tyranii zimna, pustki i strachu zarządzanej przez szefową personelu. Ciekawe, że nawet wielbiciele Rebekki widzieli w niej przede wszystkim przemoc, agresję i odwagę - cechy wybitnie męskie, a wręcz despotyczne. Nie było w niej ani odrobiny ciepła, oddania, miłości i troski właściwych prawdziwej kobiecie - nowej pani de Winter. Ostatecznie, w oczach pani Danvers, Rebecca walczyła ze światem mężczyzn, którymi bawiła się jak zabawkami pozbawiając ich wolnej woli. Zabijała ich emocjonalnie, jak symbolicznego "ogiera" przywołanego w tonie triumfu nad rozbrojonym patriarchatem. To z tego powodu Max reaguje agresywnie na widok nowej żony w szacie i obliczu Rebekki - symbolu terroru, niewoli i wiecznej "wojny domowej". Wszak dopiero po odejściu "ducha" Rebekki i zagładzie całego domu, bohaterowie odnajdują wolność i szczęście. Nie chodzi tu o żadną apologię zbrodni, ani "przemocowych związków", ale raczej o wydobycie się z kleszczy tyranii i przemocy uosobionych w postaci Rebekki, pani Danvers i całego arystokratycznego domu. Bohaterowie odnaleźli pokój bardzo daleko od niego. Ale czy na długo? Wszak nowa pani de Winter wyzbyła się już swej dawnej niewinności. Czy wcieli się w nową Rebekkę? A może już nią jest?
Polecam zapoznać się z książka ;) dużo wyjaśnia, wiele innych wątków porusza. Max nie wydziera się na żonę, a całość pięknie zobrazowana. Film nie oddaje w połowie całości obrazu. ;)
Acha. Ostatnie 20 minut filmu dzieje się w 1/3 ksiazki ;) nie jest chaotyczne tylko trzyma w napięciu;)
Film jest osobnym dziełem, jego zadaniem jest obronić się w 100% samemu, bez konieczności znajomości książki, poprzednich ekranizacji, biografii postaci czy dotychczasowego dorobku reżysera... ma się bronić jako osobne, niezależne dzieło. Ten się nie broni i to nie jest wina samej historii. Ja naprawdę wierzę, że książka jest bardzo dobra, po prostu Netflix zarżnął ją, robiąc z historii o przemocy psychicznej, zaburzeniach i morderstwie - cukierkową historię miłosną z pięknymi ludźmi, pięknymi strojami i pięknymi widoczkami.... i wyszło na to, że ja się jest ładnym, bogatym, "bardzo się kocha" i żyje się "w jakiejś tam epoce w której było inaczej", to historia o tym, że pan zabił panią, zamienia się w historię "biedny pan zabił bo musiał, bo pani była zła, ale na płaczcie, bo mamy dla was śliczny happy end"... i to jest bardzo przykre.
Ad. 1 W książce kuzyn Rebeki mówi, że mieli romans.
Ad. 2 W książce Rebeka celowo doprowadza do zbrodni w afekcie. Mąż nie miał żadnego planu. Owszem, zrobił wszystko, by ukryć zbrodnię, ale nie nie miał czasu na przemyślenie wszystkiego i łódź zatonęła zbyt blisko brzegu. Tak więc, nie była to zaplanowana zbrodnia.
Ad. 3 W książce pani de Winter nie ma imienia. Max nie upokarza jej w ogóle. Raz tylko na nią krzyknął, każąc jej się przebrać, bo ubrała się na bal przebierańców w strój, w którym Rebeka wystąpiła na ostatnim balu. Przyznasz, że to była uzasadniona reakcja. Druga pani de Winter jest niezdarna i robi dziwne rzeczy, które ją upokarzają, wg niej. Max w książce zawsze jej broni, nigdy nic złego jej nie mówi ani nie robi, nie ignoruje jej, po prostu jest zajęty. Druga pani de Winter ma wybujałą wyobraźnię i przypisuje innym swoje własne myśli i uczucia.
W każdym razie to po prostu powieść gotycka, dlatego jest tak, a nie inaczej. Nie mogła się skończyć tak do końca szczęśliwie. Jakiś mrok pozostał.