Tak to można podsumować. Kosmiczna wioska kosmicznych amiszy, którzy do uprawy zbóz niby nie używają niczego co daje technologia ale mając coś na wzór koni transportują zbiory nowoczesnymi platformami. Miszkają i uprawiają na niewielkim kawałku ziemii a stają się nagle podstawą do zaoptrzenia statku imperialnego, którego obsługa pewnie by oj...ła te zbiory w ciagu doby. I dalej jest tylko więcej i wiecej takich bzdur, które scenarzysta pisał chyba po kilku srogich głębszych a reżyser nie zaauważył, że to bełkot alkoholika i uznał, że to jest zajeb...te. Masakra. No i postać Artemis...Trudno chyba znaleźć aktorkę która bardziej nie potrafi grać, szczególnie scen bólu (fizycznego i duchowego) bo ta wybrana jest w tej kwestii w topie beznadziejności. Ogólnie film jest jak to często u Zacka, mocno napompowany sztucznymi uniesieniami, które ostatecznie nie mają wielkiego znaczenia. Sam scenariusz...Troche jak wrzucić najciekawsze sci-fi ostatnich dekad do miksera i zobaczyć co wyjdzie. Chyba robili to zap omocą AI, która nie rozróżnia wagi przyprawy z Diuny od zwykłego ziarna, rebeliantów od policji, która przybywa na akcje gdy w zasadzie jest juz po wszystkim i zawiłości fabuł i intryg od komiksowego uproszczenia do tych złych i dobrych...I oni chcą to kontynuować? Po co?