Dla mnie najsmutniejsze jest to, że olbrzymia większość świetnych aktorów, którzy zaczynali od
filmów akcji, które, jestem przekonany, uważali za preludium prawdziwego aktorstwa, potem
starali się dotykać prawdziwej sztuki z większymi lub mniejszymi efektami, kończą jednak tam
gdzie zaczęli. Przygnębieni, pokonani, na chwilę przed odejściem (czasem już nawet po...). Co ich
tu sprowadza? Czy naprawdę nie ma "tam" nic więcej? Czasem brak pieniędzy, czasem brak
fleszów, ale czy aby czasem nie niedostatek wrażliwości u większości ludzi, który pozwoliłby
rozwinąć się jakimś wyższym tematom?
Czy ja wiem? W tym konkretnym przypadku, tj. Bruca Willisa, można powiedzieć że w sumie w kilku na prawdę b. dobrych filmów nie-akcji wystąpił. Choćby Szóstym Zmyśle, 12 małp i Pulp Fiction. Zresztą patrząc na jego życie prywatne nie widać jakichś specjalnych oznak problemów. Sam postrzegam RED czy Expendables jako bardzo udaną zabawę konwencją, dalekie od "skoku na kasę".