Ot naciągana historyjka o tym, że nie ma dróg na skróty, trzeba dbać o więzi rodzinne i, że ćpanie jest złe. Czyli "nic co już nie było powiedziane przedtem w lepszym stylu".
Do tego męcząca narracja plus do bólu naturalistyczne i obrzydliwe sceny.
Film jest strasznie ciężkostrawny, podczas oglądania cały czas sprawdzałem kiedy się wreszcie skończy.
Porównując "Requiem dla snu" z polskim "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" ten pierwszy wypada bardzo słabo. Koterski przedstawia uzależnienie za pomocą gorzkiej ironii i groteski, Aranofsky zapomniał o jakichkolwiek środkach artystycznych i wyłożył wszystko na tacę.
Dobry film to taki, który bawi lub zmusza do refleksji, doskonały to taki, w którym autor potrafił to połączyć, niestety w tym przypadku mamy do czynienia z kompletną klapą.