O tym filmie wszystko można powiedzieć, z wyjątkiem tego że jest nudny i przeciętny. Niech Bóg broni.
No dobra. Włączam telewizor. Film poprzedza mroczna zapowiedź nie mniej mrocznego głosu ("uhuhuhu...po tym filmie nie będziesz już tą samą osobą"). Przyznaje- wpadłam razem z moją słodką współobserwatorką (Natalią) w popłoch. Ale postanowiłyśmy kontynułować seans. Mimo wszystko.
Na początku świetnie się bawiłyśmy. Kwiożercza lodówka, itepede. Potem zaczełyśmy liczyć wcinającą się migawkę (Tabletka, pudełko, skrawek papieru, proszek) nazwaną przez nas w skrócie łyp-łyp (od dźwięków przez nią się przewijających).
Przyznam szczerze, że trochę dalej niż w połowie filmu dałyśmy sobie spokój.Miałyśmy serdecznie dość jęczącego kwartetu, strzykawek, Leto z uperniczoną ręką.
Teraz tak- nie sądze z pewnością, że film jest słaby. Wręcz przeciwnie. Obawiam się jednak że da go się obejrzeć tylko w dwóch ratach.
Jest wyjątkowo trudny w odbiorze, a nade wszystko- straszliwie przykry. Tu płacze, tam płacze, tu siedzi z zapuchniętymi oczami, tu wbija widelec w ręke.."Przykry" to oświadczenie jak najbardziej trafne. Moim zdaniem. Wolałabym go obejrzeć jeszcze raz, będąc na takie coś przygotowana. Może wtedy wyniosłabym z tego filmu więcej.
Nie sądze, żebym na podstawie połowy "Requiem" mogła coś więcej powiedzieć. Acha- jeszcze jedno. Inną osobą się nie stałam.
Pozdrawiam:*