"Requiem dla snu" należy do grupy filmów, które wypada lubić. 95% młodych kinomanów uważa go za film niezwykle głęboki, realistyczny z genialną muzyką. Zgodzić się mogę jedynie co do ostatniej cechy, choć świetny kawałek Clinta Mansella i kwartetu smyczkowego Kronos Quartet stał się przekleństwem każdego rodzaju filmków jakie znaleźć można w internecie. Przeglądając YouTube nawet największy fan wymienionego wyżej zacznie rzygać...
Film ten nie jest realistyczny, nie ukazuje nieuchronnego końca narkotykowego nałogu. Pokazuje jeden z tysięcy scenariuszy, wcale nie najprawdopodobniejszy, jest opowieścią o zbiegu fatalnych okoliczności i pechu, jaki może - ale nie musi, spotkać każdego ćpuna.
Już od początku wiadomo, jaki będzie koniec i ostateczny wydźwięk całego filmu, ograny do bólu podział filmu na dwie części - wznoszenie i upadek po raz setny znalazł wierne grono wielbicieli.
A wystarczyłoby, żeby Harry zmieniał żyły (ma ich w końcu dziesiątki idealnie do tego celu się nadających), a jego czarny kolega poczekał na niego w samochodzie razem z towarem. I skąd twórcy filmu wpadli na pomysł, że szeroki strumień heroiny zalewający amerykańskie aglomeracje nagle się kończy i po kolejną działkę trzeba jechać na drugi koniec USA?
Jedyny fragment, który można by nazwać realistycznym jest sytuacja Marion - bo bardzo wiele dziewczyn uzależnionych od heroiny kończy w taki sposób. Warto jednak zaznaczyć, że dziewczyn samotnych.
Matka Harrego też wpadła w dziwaczny, niesamowity sposób - bo przecież w każdym szpitalu pierwszą rzeczą jaką przepisuje lekarz na problemy z nadwagą, jest amfetamina. Warto też dodać, że psychoza amfetaminowa może być jednym ze skutków, albo może wcale nie wystąpić. Biedna starsza Pani widać także nie miała szczęścia.
Na 4 osoby mamy 4 ekstremalnych pechowców. Założę się, że 5 osoba - nałogowy gracz w Tibię pewnie też przez swój nałóg w najlepszym wypadku skończyłby w więzieniu.
Nadmierne umoralnianie i ukazywanie na siłę zgubnych skutków narkotyków sprawia, że nie mogę traktować "Requiem dla snu" jako kino wybitne. Nie ma w nim niczego genialnego, oprócz wspomnianej wyżej muzyki. Poziom aktorstwa jest sztucznie zawyżony przez Ellen Burstyn, a obraz w swojej mroczności i tragizmie popada w śmieszność.
Absolutnie nie zasługuje na najwyższą ocenę. Nie czułem po nim refleksji, poza tą w rodzaju "jak można potraktować to poważnie?". Jako film o narkotykach jest szablonowy do bólu, nie dorastając do pięt wielu innym obrazom o tej tematyce. Jako dramat zasługuje na mocne 8 - jest naładowany emocjami, które zostały ukazane w sposób interesujący i wciągający. Nie jest nudny, a świetny montaż również zasługuje na pochwałę.
Nie ma w nim jednak głębi, jest prosty i łatwy w odbiorze dla każdego średnio rozgarniętego widza. Można usiąść, wyłączyć myślenie i poczuć trochę negatywnej energii. Nie ma w tym oczywiście nic złego, bo takie kino także jest potrzebne.
Pokazywanie takiego kina młodzieży nie da jednak żadnych efektów. Nie można bronić nikogo przed narkotykami mówiąc mu jakie są złe, bo nikogo to nie obchodzi. Każdy ćpun od dziecka tak jak my słyszał to wszystko. Trzeba wytłumaczyć ludziom jakie są naprawdę, jakie są ich wszystkie skutki, co nam grozi, a co jest zwykłym, populistycznym kłamstwem.
Zgadzam się z tym że mało realistyczny. Gdybym miała ćpać to i tak bym ćpała. Bohaterowie rzeczywiscie mieli pecha. Co mi się podobało to to, że z początku było tak sielankowo (jak przy braniu narkotyków) a dopiero potem nastąpiły poważne konsewkencje, co daje efekt końcowego wbicia w fotel. Myślę, że muzyka ma też w tym duży udział, tzn film by tak nie poruszał gdyby nie ona. Film ma swoje niedosciągnięcia, jednak myślę, że mimo wszystko zasługuje na dobrą ocenę.
Mhmmm. I rozumiem, że to wszystko o czym piszesz, czyli brak logiki, muzyka, która jest genialna, ale zajechana do bólu i brak głębi, składają się na ocenę 9 na 10? Chyba, że filmweb mi źle podaje, ale z tego co widzę, tak właśnie oceniłeś film... I tutaj pojawia się pytanie: dlaczego, skoro w tym, co można przeczytać w poście,nie widzę prawie nic pozytywnego. Oceniasz Requiem jako gniota, przy którym można całkowicie wyłączyć myślenie.
Ja tutaj podzielę się swoją teorią, że film jest na tyle głęboki, ile głębi w nim odnajdziesz. Jeśli po obejrzeniu tego filmu mam mętlik w głowie, to nie dlatego, że reżyser wlazł mi z butami do mózgu, tylko dlatego, że znalazłam w filmie coś, co mnie osobiście poruszyło. Wydaje mi się, że dla każdego jest to inna rzecz, ale czytając opinie filmwebowiczów wynika, że jeśli znalazłam w Reqiuem dla snu coś głębokiego, to tylko dlatego, że jestem głupią małolatą, która leci na gnioty zamiast oglądać coś ambitnego. Jak zwykle razi mnie i po prostu wkurza monopol na rację wszystkich, którzy się wypowiadają.
Gdzie przeczytałaś, że oceniam Reguiem dla snu jako gniot? Wcale tak nie uważam. Owszem, nie uważam tego filmu za zbyt głębokie dzieło, raczej jako przeciętny film. Nie pamiętam jak dawno już go oceniałem, stąd nie pamiętam, czemu w moim profilu ma tak wysoką ocenę, kiedy zasługuje na max 7, może 8. Zresztą, sporo filmów mam dziwnie ocenionych. Tylko od kiedy cyfra w profilu ma być istotniejsza niż czyjaś opinia?
Po obejrzeniu byłaś poruszona, bo główni bohaterowie źle skończyli - każdego poruszy utrata ręki, upadek Marion czy fatalny koniec matki Harry'ego. Tak samo poruszeni wychodzili ludzie z kina po obejrzeniu 3 części Gwiezdnych Wojen, gdy zobaczyli jak skończył Anakin.
Mętlik w głowie? Jesteś narkomanką, która dopiero po obejrzeniu Requiem zaczęła zastanawiać się nad swoim uzależnieniem od heroiny?
Film opowiada o zgubnych skutkach uzależnienia. Ten niebywale oklepany temat byłby traktowany tak samo jak monolog Bodka puszczana na religii w podstawówce gdyby nie ciekawy montaż i muzyka. Nie szukajmy głębi i drugiego dna tam gdzie jej nie ma, bo czy to, że kogoś może poruszyć muszla klozetowa, a kogoś innego Dostojewski sprawia, że nie mamy o tym dyskutować?
A co do monopolu na rację - to chyba oczywiste, że każdy z nas uważa, że ma rację wypowiadając się na dany temat. W przeciwnym wypadku nikt by swojego zdania na wyrażał. Skoro do tego służy forum dyskusyjne to naprawdę nie mam pojęcia o co Ci chodzi. Mam każde zdanie zaczynać od "wydaje mi się", "mogę się mylić, ale"? Chcesz podyskutować to możemy, ale jak masz się wkurzać na to, że druga osoba uważa, że ma rację to jakakolwiek dyskusja jest chyba trochę bezsensowna?
Po pierwsze - nigdzie nie napisałam, że TEN film wywołał mętlik w mojej głowie. Nie twierdzę, że tak nie było, jednak w poprzednim poście nie ma ani zdania, które dotyczyłoby konkretnie tego filmu. Mimo to uważam, że nie muszę być narkomanką, żeby po filmie zastanowić się nieco nad swoim życiem. Albo po prostu, uznać film za godny tego, by chwilę pomyśleć nad tym co i jak zostało w nim przedstawione. Dla mnie częścią składową filmu jest tak fabuła, jak i muzyka i montaż - wszystko na równi. Poza tym nie wydaje mi się, żeby fabuła Reqiuem dla snu była denna - ale to jedynie moje zdanie. Ty masz prawo do swojego i przez tę różnicę w opinii nie mam zamiaru uznawać Cię za kogoś głupszego czy mniej znającego się na filmach, niż ja. I tu właśnie dochodzimy do kwestii, która była ośrodkiem mojego niezadowolenia w poprzednim poście.
Nie, nie masz monopolu na rację. Masz jedynie swoją opinię. I każdy, kto ją ma, powinien ją wyrażać w taki sposób, by ktoś, kto myśli inaczej, nie czuł, że mówią o nim jak o idiocie. A skoro porównujesz znajdowanie głębi w filmie, i to nie w "Ludzkiej Stonodze" czy "Teksańskiej Masakrze", ale w czymś "nieco" bardziej ambitnym, do szukania głębi w muszli klozetowej, to się nie dziw, że odnoszę wrażenie, że każdego, kto myśli inaczej od Ciebie, uważasz za zwykłego debila.
Nie, nie nazwałeś (chyba) tego filmu gniotem. Nie musiałeś - to, co o nim napisałeś mniej-więcej na to wskazuje. I liczba nie jest ważniejsza. Po prostu ciekawi mnie dlaczego ktoś wystawia dziewięć z serduszkiem, po czym wystawia recenzje, w której nie ma praktycznie żadnych pozytywów. Chyba jest to dość dziwne... Swoją drogą, raz wystawiona ocena podlega zmianie. Stąd, jeśli wydaje Ci się dziwna, możesz ją równie dobrze zmienić. Ale to tylko taka moja mała sugestia.