Requiem dla snu w skrócie, coby się nie rozpisywać: świetne kadry, świetny montaż, który nadaje niesamowity klimat serwowanemu obrazowi. Gra aktorska całkiem zjadliwa, na pewno nie pozostawiająca wiele do życzenia.
Co do opowieści mam kilka zastrzeżeń. Większość ludzi, po obejrzeniu filmu potrafi automatycznie ustosunkować się, co do kwestii uzależnienia, narkotyków. Chyba to jest ta płytka strona filmu. Reżyser przerysował, pokazał najgorszy scenariusz brania jakichkolwiek używek, zahaczając często o absurd (dawanie w kanał w zaropiałą ranę) próbując trochę na siłę wywołać u widza różne odczucia emocjonalne. Większość dała się trochę wpuścić w maliny i (często przez nieznajomość tematu uzależnienia) dostaje banalny schemat narkomana-debila, który mnie osobiście razi i totalnie nie przekonuje.
Film ratuje porównanie degradującej się matki do uzależnienia syna od heroiny. Powolny, zauważalny rozkład przez chore ego, który możemy porównać do naszych czasów (telewizja, chorobliwy obraz swojej osoby, zdeformowanego systemu wartości przez dziwne środowisko)
Jednak fakt faktem, każdy scenarzysta wie, że moralizatorstwo w filmie jest niedopuszczalne, co poza marną otoczką niby realistycznego dramatu* właśnie ten film nam serwuje.
* dramat, w którym tematem jest jakieś inne środowisko (w tym przypadku bardzo bez tabu, mogące wywoływać u osób niedoinformowanych tzw. szok kulturowy) w zestawieniu z przerysowanymi scenami raczej mnie nie przekonuje.
Pozdrowienia