Takiego słowa użyłbym w odniesieniu do tego bądź co bądź nituzinkowego filmu. Tutaj wariuje dosłownie wszystko. "Requiem dla snu" wymyka się wszelkim konwencjom, jest bardzo ciężkie w odbiorze ale warto (!) się poświęcić, podobnie jak przy "Pi" (notabene nieco lepszym). Dramaturgia i wymowa końcówki rekompensują ten cały ciężar. Aronofsky jest reżyserem nad wyraz utalentowanym, widać, że postrzega kino diametralnie odmiennie od szarej masy innych reżyserów-powielaczy. "Requiem.." było doznaniem przedziwnym do tego stopnia, że zmusi mnie do powtórnego obejrzenia by wydać osąd szerszy i konkretniejszy ponad to co tu naskrobałem. Bo w zasadzie to nic nie naskrobałem ;-) Nie uważam się za przeciętnego zjadacza popcornu a taki to odpuści sobie po 20 min. projekcji "Requiem..." Słowo jeszcze o Mansellu - genialny kompozytor!!
To wszystko prawda. Powiem do tego, że film wywołuje głeboki szok psychiczny. Za pierwszym razem ciekawi, a po kolejnych obejrzeniach przeraża. Ja go obejrzałem całego 3 razy i nie jestem w stanie obejrzeć więcej. Film oddziaływuje na wmocje. odbiera się go raczej w sposób instnktowny niż racjonalny. Zastosowane środki wyrazu czyli przede wszystkim muzyka i ujęcia dzałają na podświadomość i nasze pierwotne lęki.