Obejrzałam ten film po wysłuchaniu wielu pochlebnych opinii na jego temat, ale niestety nie mogę się do nich przyłączyć. Film na pewno nie był zły, ale nie wstrząsnął mną jakoś zbytnio. Niektóre momenty były wręcz obrzydliwe - rana na ręce Jareda Leto, a poza tym zabrakło mi w tym filmie jakiegoś mocniejszego zakończenia. Wszyscy zeszli na samo dno... i co z tego?
Ale muzyka absolutnie fantastyczna! Aktorstwo też bardzo dobre.
Może film nie wywarł na mnie takiego wielkiego wrażenia, bo zbyt wiele się po nim spodziewałam, choć na pewno teraz nie mam chęci brać prochów.
A jakie mocniejsze zakończenie masz na myśli jeśli można wiedzieć? ;] Wydaje mi sie, że akurat w tym filmie upadek na dno był idealny. W sumie prochy,ogólnie uzależnienia, zazwyczaj właśnie do tego prowadzą.
W tym filmie chyba nie było miejsca na happy end ;) A śmierć? To by chyba było zbyt proste..
Zgadzam się, w takim przypadku perspektywa dalszego życia jest dopiero czymś trudnym...
Dokładnie. Śmierć zakładałaby prosty i jednoznaczny schemat. Tymczasem mamy nie śmierć, a upadek, nie koniec, a początek. Wydarzenia przedstawione w "Requiem dla snu" to preludium dla moralnego, fizycznego i duchowego upadku bohaterów oraz cierpień czy upokorzeń, jakie są dopiero przed nimi.
też słyszałam dobre opinie o tym filmie, a potem oglądając miałam ochotę go wyłączyć, bo mnie rozczarował... zmieniłam zdanie po jakiś 40 minutach i w tym momencie nie żałuję ani jednej minuty poświęconej na obejrzenie go.
Cały film jest nadbudową do bardzo mocnego zakończenia, więc nie rozumiem zawodu pod tym względem..?
To, że "ręka była obrzydliwa" chyba nie czyni filmu gorszym, prawda? Rozwiej moje wątpliwości.
Oj, chodzi mi o to, że zakończenie było jak dla mnie troszkę banalne. Ćpuny, które się stoczyły, no i co z tego? Wyraźniejszym zakończeniem byłaby chyba śmierć (jak dla mnie), albo zerwanie z nałogiem.
A to z tą ręką oczywiście nie czyni filmu gorszym, ale też nie czyni go lepszym