Film fajny, ale historia Eltona po prostu nudna. Sztampowa do bólu. Dokładnie tak wyobrażałbym sobie biografię jakiegoś rockmana czy innego ekstrawaganckiego gwiazdora-geja. Nie wiem czy to dlatego, że chcieli zawrzeć jak najwięcej wątków, czy po prostu nie było ciekawego materiału źródłowego. Można obejrzeć, ale nie porywa jak Bohemian Rhapsody i nie jest tak interesujący jak większość innych filmów biograficznych muzyków.
Materiał na film był, powiedziałabym nawet, że zdecydowanie za dużo jak na jeden film. Wszystkiego nie da się przedstawić w obrazie, który jest ograniczony czasowo, z czegoś trzeba zrezygnować. Jego historia na pewno nie jest nudna, a powiedziałabym wręcz niesamowita i zaskakująca (choć mam świadomość jak wiele jeszcze nie zdążyłam się dowiedzieć). Braki filmowe uzupełnia poniekąd autobiografia "Me: Elton John". Polecam przeczytać lub posłuchać audiobooka. Pomyśleć ile z tego co faktycznie działo się w jego życiu Elton w ogóle nie pamięta.... Film sam w sobie mi się podoba, urzekł mnie po pierwszym seansie i zdania nie zmienię. Jednak przyznam, że im bardziej zaczęłam "poznawać" Eltona i "wchodzić" w jego świat "Rocketman" nieco stracił w moich oczach. To samo tyczy się piosenek. Najpierw "tłukłam" soundtrack" niemalże bez przerwy bo byłam nim urzeczona, początkowe zderzenie z oryginalnymi wersjami i ogólnie chyba z większością piosenek nie było najlepsze, teraz większość z nich uwielbiam, nawet te po 1975 roku ;) Chyba trzeba się ich nasłuchać, żeby je docenić. Np. "Tonight" z "Blue Moves" jest jedną z tych piosenek, która mnie szczególnie porusza ilekroć jej słucham. Nadal jednak twierdzę, że "pierwsze" albumy są dużo, dużo lepsze od tych bardziej współczesnych, to tak na marginesie. Oczywiście nie kwestionuję Twojej opinii na temat filmu. Każdy ma prawo do swojego zdania ;)
Jeśli nie da się przedstawić wszystkich wątków, to wybiera się te najlepsze, bo później właśnie wychodzi taki nijaki film, choć ciekawie zrealizowany. Za przykład podam dwa skrajne obrazy - Bohemian Rhapsody, w którym skupiono się na Live Aid i historia dążyła do tego wydarzenia oraz Straight Outta Compton, w którym mamy wielu bohaterów, ale każdy z nich ma ciekawą historię i film trwa odpowiednio długo, aby ją przedstawić. Nie da się zrobić krótkiego filmu, w którym będzie chciało się zawrzeć wiele wątków. Trzeba się na coś zdecydować.
Co do soundtracku... Akurat wybrali wszystkie jego najlepsze piosenki (według mnie), więc też jakoś mnie nie ciągnęło do odsłuchania ich jeszcze raz, bo jakieś mega wybitne nie są, po prostu dobre. Elton jest przereklamowany muzycznie i miał nudne (jak na postać swego kalibru) życie. Takie jest moje zdanie po obejrzeniu Rocketmana ;)
Akurat "Bohemian Rapsody" jest tak bardzo sztampową biografią, jak tylko się da.
"Rocketman" to NIE JEST biografia Eltona Johna, to musical oparty dosyć luźno na jego życiu i karierze. Na plakacie pisze: "True Fantasy", film ma wiele przeinaczeń i przekłamań biograficznych, robionych czysto pod konwencję i wizję artystyczną, brakuje części postaci, inne mają zmieniony charakter, itp. więc nie można traktować tego filmu jako biografii Reginalda Dwinga. Myślę, że teraz mogliby zrobić prawdziwą biografię z Taronem, może w formie mini serialu?