PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=128710}

Ruchomy zamek Hauru

Hauru no ugoku shiro
2004
8,0 119 tys. ocen
8,0 10 1 118969
7,4 35 krytyków
Ruchomy zamek Hauru
powrót do forum filmu Ruchomy zamek Hauru

Genialny

ocenił(a) film na 10

Przed obejrzeniem filmu przeczytałem sobie książkę -nic rewelacyjnego, ale czyta się świetnie. Po włożeniu DVD z filmem pierwsze pozytywne wrażenie - muzyczka przygrywająca w menu po prostu mnie zauroczyła. Po następnych 10 minutach byłem już kompletnie pogrążony w seansie.

Fabuła filmu znacząco różni się od książki, co widać już po otoczeniu - zamiast - jak wynikało z powieści - klimatów bliższych średniowieczu lub wczesnej nowożytności mamy pojazdy parowe a nawet elektryczność (lub coś w tym guście - kontakt jest :)). Tu pozwolę sobie obalić jeden z ważniejszych zarzutów wysuwanych wobec filmu - że odszedł za daleko od książki. Z ręką na sercu - jak sobie wyobrażacie przeniesienie na taśmę książki, w której niebagatelną rolę odgrywają długie opisy zdarzeń czy przeżyć bohaterki? Wówczas film rozciągnąłby się do co najmniej 3 godzin i byłby raczej średnio ciekawy. Z całym szacunkiem dla Diany Wynne Jones - książka jest świetnie napisana, ale fabularnie wypada troszkę gorzej. Miyazaki znacząco zmienił historię, ale najwięcej z filmu wyciągną ci, którzy czytali powieść.

Jak na razie o samej historii niewiele wspomniałem, ale myślę, że ogólny zarys fabularny jest znany, a spoilerować nie chcę, postaram się więc pisać ogólnikami. Jak większość filmów Miyazaki'ego, film jest przesiąknięty typową dla reżysera magią - tak w znaczeniu dosłownym (Kalcifer, Ruchomy zamek i czarnoksiężnicy) jak i przenośnym - nie mam zielonego pojęcia, jak on to robi. Czy to zasługa szczegółowości świata czy odpowiedniego montażu - nie wiem, ale na pewno nie braku schematów, te bowiem występują. Choćby scena z początku filmu - lot Sophie i Hauru nad miastem. Zazwyczaj taka scena występuje w końcówce filmy(Niekończąca się opowieść czy Spirited Away), a na mnie już one nie działają aż tak. Tymczasem mógłbym bez końca oglądać ten spacer w powietrzu - jest w nim coś majestatycznego i naprawdę czuć magię. A jednocześnie nie staje się ta scena jakąś niewiarygodnie ważną, nie zyskuje ogromnego znaczenia, pomimo całej tej niezwykłości wydaje się... normalna. Wiem jak to brzmi, ale inaczej opisać nie potrafię - zazwyczaj w takich momentach przedstawia się jakieś ważne dla fabuły zdarzenia (Spirited Away) lub ewentualnie zmierza się prosto do pozytywnego zakończenia (Niekończąca się opowieść). Tu natomiast praktycznie nic poza tym lotem się nie dzieje, nawet po nim nie dzieje się praktycznie nic ważnego. Mówiąc w skrócie - ten spacer jest ważny sam w sobie i w tym tkwi jakieś jego piękno.

Wspomniałem już, że w filmie są schematy - parę razy wywołały u mnie reakcję obronną. Wada? Nie całkiem - to nie wina filmu tylko moja. Bo jestem przesiąknięty zachodnim klimatem i jak widzę "szczęśliwą miłość" czy "wrodzoną dobroć wszystkich ludzi i nie tylko" to zaraz mam skojarzenia z Bobem budowniczym (argh!) czy nowszymi przeróbkami postaci Disneya czy nawet oryginalnych, ale jednak przedstawionych z przymrużeniem oka. I to te skojarzenia wywołują u mnie negatywne emocje - ale "Ruchomy zamek" usuwa je natychmiast. To, co w większości produkcji - i do niedawna w ogóle - nazwałbym jedną z największych wad fabuły, tutaj przyczyniało się do budowania klimatu, nadawało całemu filmowi tak charakterystycznego dla produkcji Miyazakiego ciepła i pozwalało autentycznie się wzruszać przy niektórych scenach. Nie brakuje tu motywów znanych, ale tak "wmontowanych", że autentycznie mogą zaskoczyć - i nie chodzi wcale o odwrócenie schematów jak to ma miejsce chociażby w Shrekach czy "Księżniczce i żabie" (wiem, jacy tu są "ludzie" więc lepiej napiszę - Shreka uwielbiam, na Księżniczkę miałem zamiar się wybrać z ciekawości). Przy czym UWAGA, LEKKI SPOILER!!! - ten ostatni tytuł wybrałem nieprzypadkowo - KONIEC SPOILERA!! - sami zresztą zobaczycie ;)

Widać to także w humorze - jest on wyraźnie widoczny, ale nienachalny. Nie wywołuje głupawki czy napadów śmiechu, ale pozwala zaśmiać się w duchu, "rozgrzewa" atmosferę. Przy czym zarówno on, jak i ogólne przedstawienie świata jest dalekie od tego, co niestety widzimy w sporej ilości produkcji z ostatnich lat, gdzie wiele zdarzeń, żartów czy schematów jest wklejona na siłę lub ma poziom taki, by każdy idiota go zrozumiał (puszczanie bąków czy tłumaczenie wszystkiego czarno na białym). Miyazaki po raz kolejny pokazał, że można stworzyć film prawdziwie "familijny" - taki, który obejrzy z przyjemnością zarówno dziecko, jak i rodzic.

Jeśli chodzi o techniczną stronę filmu - bez zarzutu. Graficy studia Ghibli po raz kolejny pokazali, że klasyczna animacja ma się dobrze i raczej nie prędko odejdzie do lamusa. Krajobrazy są szczegółowe i cieszą oko, a transformacje postaci i miejsc zachwycają. O bogactwie świata mówić nie muszę - wyobraźnia Miyazakiego jak zawsze zachwyca, niezależnie czy mówimy o postaciach czy też miejscach - rodzinne strony Hauru czy stolica królestwa sprawiają niesamowite wrażenie. A przedstawienie zamku doskonale odpowiada temu, co opisano w książce. Jak to w dziełach Miyazakiego bywa, nie mogło rzecz jasna zabraknąć pojazdów latających - także tutaj wyobraźnia mistrza pokazała klasę.

O muzyce słyszałem różne opinie - także nieprzychylne. Ze wstępu już wiecie, że przynajmniej jeden utwór mnie zachwycił. I słowo daję, nie wiem, jak można ocenić muzykę i dźwięki na zaledwie 3/10 (Tanuki Anime) - fakt, że część ścieżki dźwiękowej oparta jest na tym samym motywie, ale mnie to ani trochę nie przeszkadza - wandering Sophie i muzyka grana podczas napisów końcowych różnią się dość znacząco nastrojem. Muzyka ma duży wpływ na budowanie nastroju filmu - choćby we wspomnianej scenie nad miastem. Fakt, że nie mógłbym chyba ocenić Dźwięku na 10/10 (choć musiałbym do tego obejrzeć cały film jeszcze raz - co pewnie niedługo zrobię), ale solidne 8/10 dam bez wahania.

ps. piszę te cholerną recenzje drugi raz (dzięki mojemu komunistycznemu komputerowi), więc pewnie jakieś nieścisłości się znalazły.

ocenił(a) film na 10
One_and_Damned

Zapomniałem skopiować w Wordzie końcówki xD Dopisuję ;)


W skrócie: Film obejrzałem rozradowany niczym dziecko, co mi się raczej nie zdarza. Miyazaki po raz kolejny pokazał, jak powinno wyglądać kino familijne, które obejrzą z przyjemnością ludzie w każdym wieku.


Ocena: 9+/10. Polecam każdemu.

ocenił(a) film na 9
One_and_Damned

Dobrze powiedziane. Od siebie dodam jedną wadę, która wkurwia mnie na maxa. Hauru, a dokładniej jego wygląd. To samo tyczy się Haku ze Spirited Away. Wyglądają jak jakieś dwa pazie, z dworu jakiegoś gej-lorda. Ale dla mnie to jedyna wada, więc jakoś zaciskam zęby i ciesze się resztą filmu :)

ocenił(a) film na 10
cokane87

Mi się ich paziowate fryzurki podobają. Gdybym miał gwarancję, ze będę w niej tak dobrze wyglądał, sam bym sobie taką sprawił. Ale niestety nie umiem chodzić w powietrzu i moje ruchy nie są tak zwiewne, jakbym poruszał się w wodzie, grawitacja zadziałała by zupełnie inaczej. :P