"Ruchomy zamek Hauru" jest drugim filmem Hayao Miyazakiego po "Spirited away" (9/10), który zdecydowałem się obejrzeć. Byłem zachwycony "W krainie bogów", więc bez żadnych wątpliwości czy oporu sięgnąłem po kolejny film tego niesamowitego reżysera.
Jak zwykle Hayao przedstawił nam bajkowy, magiczny świat w którym pełno jest czarownic, demonów, czarnoksiężników, dziwnych stworów. Naszymi bohaterami są czarownica, strach na wróble, płomień, zaklęta w babcię dziewczyna i Hauru. Wszystkie postaci narysowane piękną kreską poruszają się płynnie, jednocześnie, jakby byłe żywe. A w tle słyszymy fantastyczną muzykę Joe Hisaishiego.
"Ruchomy zamek Hauru" jest takim filmem, który oglądam jak dziecko - z szeroko otwartymi oczami - próbując wychwycić każdy szczegół, próbując nacieszyć się całą opowiadaną historią. Jest filmem w którym nie przeszkadzają mi nielogiczności fabuły (jak np scena z rozsypującym się zamkniem), zbyt długie i cukierkowe zakończenie, filmem którego może w niektórych miejscach do końca nie rozumiem, ale mimo to chłonę obrazy z ekranu telewizora jak gąbka. Jest filmem, który opowiada magiczną historię, baśn, jest jakby przyjemnym snem, który wprowadza nas w dobry nastrój i nie pozwala nam z niego wyjść na długo po seansie. Dodatkowo o wiele bardziej niż "Spirited Away" śmieszy - szczególnie na początku. Bawi mały płomyk, strach na wróble czy młoda dziewczyna zaklęta w babcię. Całość na długo pozostaje w pamięci.
8/10