Zauważyłem, że obrońcy Rysia dzielą się generalnie na 2 gatunki:
1. Wyrozumiali, którzy mówią:
- film może nie jest rewelacyjny, ALE na tle innych polskich filmów i tak jest niezły.
2. Wielbiciele, którzy mówią:
- film jest świetny, ma śmieszne dowcipy, nie ma dłużyzn, gra aktorów jest dobra? a jak kogoś nie bawi, to znaczy, że NIE ROZUMIE tak inteligentnych dowcipów?
Do tych drugich ciężko mi się jakoś racjonalnie odnosić. Trudno bowiem dyskutować z absurdem. Nie rozumieć można czegoś, co zawiera jakieś drugie dno, co jest inteligentną aluzją, itp. A żarty w Rysiu to prostackie kawałki, z których polewkę mają głównie podchmieleni gimnazjaliści (na seansie, na którym byłem, słychać było chichot tylko tej grupy wiekowej). Żartom w Rysiu brakuje właśnie tej najważniejszej cechy, która tak wyróżniała Misia i jemu podobne produkcje ? aluzyjności, wielowarstwowości. Dla mnie żart jest śmieszny, jeśli jest zaskakujący, jeśli mówi i pokazuje coś odkrywczego. A Ryś jest przewidywalny, idzie na łatwiznę, opowiada o czymś, co i tak wszyscy wiedzą i co już widzieliśmy gdzie indziej. Film jest słaby i nieśmieszny, bo przede wszystkim jest wtórny. Ale jeśli kogoś jednak bawi, to cóż? nic na to nie poradzę;). Ale nie poradzę też na to, że mnie nie śmieszy.
To tyle do wielbicieli. Do ?wyrozumiałych? chciałbym powiedzieć, że takie stawianie sprawy strasznie mnie wnerwia, bo świadczy o jakimś okropnym minimalizmie i kompleksie typu ?popierajmy to, co polskie?, ?nie wymagajmy za dużo, bo i tak jak na nasze warunki jest nieźle?. Nie zgadzam się. Popierajmy to, co dobre, a nie szukajmy na siłę zalet czegoś, co ich nie ma, tylko po to, żeby móc powiedzieć, że jest jakiś w miarę dobry POLSKI film.
Niektórzy piszą, że przynajmniej film jest lepszy niż produkcje typu ?Francuski numer?. No i co z tego?? Jeśli małe gówienko śmierdzi mniej niż duże gówienko to nie zmienia to faktu, że nadal jest GÓWIENKIEM.
Niektórzy piszą, że krytycy filmu są zawiedzeni, bo oczekiwali drugiego Misia, a to za wysokie progi. I że oni nastawiali się na zwykły film, a nie arcydzieło, i dlatego są zadowoleni. To fajnie. Ale w ten sposób od lat już uczymy twórców naszego kina MINIMALIZMU. I im tylko w to graj, wciąż mogą tworzyć słabe filmy, wiedząc, że ludzie i tak na to pójdą, bo przecież to polskie i znani aktorzy grają.
A poza tym, Tym sam CELOWO nawiązał do Misia ? ci sami bohaterowie, wielu tych samych aktorów, itd. Celowo jechał na renomie Misia, wiedząc, że dobrze na tym zarobi, bo ludzie i tak tłumnie pójdą, bo taki film to wielkie wydarzenie i każdy musi zobaczyć. Dlatego każdy miał prawo oczekiwać czegoś, co choćby w stylu i poziomie intelektualnym będzie porównywalne do pierwowzoru. Ja jako widz czuję się zrobiony w konia i wkurza mnie to.
Piszecie, że dawno w żadnym filmie nie było tak dużo dobrych aktorów. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego uznaje się to za atut filmu. Dobry aktor jest atutem, jeśli jego obecność jest połączona z dobrze napisaną rolą. Ale jeżeli dobry i znany aktor gra w słabej i sztucznej roli, to mamy wielki kontrast i potęguje to jeszcze odczucie beznadziei. Obecność dobrych aktorów jeszcze bardziej podnosi poprzeczkę dla scenarzysty i reżysera. I w Rysiu klęska Tyma jest jeszcze większa właśnie przez wszechobecność znanych twarzy w filmie.
Wracając do wielbicieli ? czytając (na szczęście nieliczne) posty admiratorów, w których czytam, że film był bardzo śmieszny (choć dla mnie nie był), że miał ciekawą fabułę i nie miał dłużyzn (a miał ich od cholery), to daje mi to do myślenia. Ciekawe, jak bardzo ludzie mogą różnić się w postrzeganiu świata i całkowicie różnie oceniać to, co widzą.
Podsumowując moją ocenę, chciałbym pokusić się na zdiagnozowanie PRZYCZYNY klęski (bo w moim przekonaniu jest to wielka klęska).
Tym po prostu ZA BARDZO UWIERZYŁ W SIEBIE.
Miał wielką szansę ? dostał pieniądze, znanych aktorów, zaufanie widzów związane z renomą Misia. Miał okazję zrobić bardzo dobry film pod każdym względem. Dlaczego aż tak bardzo ją zmarnował?
Zauważcie, że dotychczasowe perły naszej kinematografii (Miś, Rejs) zawsze były tworzone przez pewną grupę, zawsze kilka osób współtworzyło te filmy. Tym uczestniczył w tych produkcjach i trzeba mu to oddać. Ale zawsze miał kogoś jeszcze, Bareję, Piwowskiego, Głowackiego, itd. I dzięki temu każdy pomysł jednego był weryfikowany przez innych, dzięki czemu na samym początku głupie pomysły ? a każdy takie czasem ma ? były eliminowane.
W Rysiu zaś Tym był sam i nie miał nikogo, kto weryfikowałby jego pomysły. Co więcej, powszechnie zaufano jego rzekomemu geniuszowi, a i on w ten geniusz uwierzył. I to stało się przyczyną jego porażki. Bo sami zwykle nie umiemy obiektywnie ocenić naszych pomysłów, potrzebujemy spojrzenia kogoś z zewnątrz. Tu takiego weryfikatora zabrakło i Tym od razu poddał się weryfikacji ogółu widzów. Niech więc nie ma pretensji, że ten ogół teraz wyraża swoje zdanie.
Bardzo podobała mi się Twoja recenzja :) Dodałabym jeszcze tylko pewną sentencję z "Misia" - "najlepiej zarabia się na słomianych inwestycjach" (czy jakoś tak). Nie mogę oprzeć się wrażeniu, żę Tym pokierował się tą właśnie maksymą. Przepraszam za określenia, ale wyobraźmy sobie, że włazi na salę kinową bydło, puszcza mu się film, praktycznie o nich samych (bo przecież rzecz dotyka polskiego społeczeństwa), a oni cieszą sią na całego i nie widzą tego, że to bardziej ich lustrzane odbicia niż ekran kinowy - w ten sposób wszyscy są zadowoleni i przeświadczenio o tym, że są mądtymi (pomijam tu oczywiście jednostki myślące i te właśnie, które takie traktowanie widza może obrażać, czy denerwować). A najbardziej zadowolony jest zapewne pan Stanisław Tym, który dużo na wzmagającej się głupocie ludzkiej zarobił. Być może jednak postanowił zadziałąć bardziej praktycznie niż teoretycznie i na przekładzie takiego zjawiska jak wystawienie społeczeństwu "nowego, polskiego wytworu artystycznego" (czyli "Rysia") wyjaskrawia człowiekowi myślącemu tę właśnie ludzką głupotę :) Poza tym, każdy nas dzisiaj robi w konia, być może producenci filmu też postanowili, na troszkę inny sposób - wywołując przy tym euforię społeczeństwa.
Oczywiście, mogłeś się zawieść na "Rysiu", ale pisanie, że absurdem jest pozytywna ocena tego filmu, samo w sobie jest absurdem. Tłumaczyć, że każdy ma prawo do oceny jakiegoś dzieła, tak jak mu się podoba jest już tak częste i banalne, iż można załamywać ręce nad tym, jak mimo to wielu ludzi uważa,że to jest dobre co im się tylko podoba, lub przystaje do pewnych norm czy standardów. "Ryś" nie jest filmem przełomowym czy kultowym i takim pewnie nie miał być. Jest to po prostu komedia, całkiem śmieszna, nieco za długa, o słabej treści, ale ze sporą ilością naprawdę śmiesznych momentów, przynajmniej dla mnie i większości ludzi których znam. Pisanie,że to humor "wysokich lotów", też jest oczywiście przesadą, bo to na pewno nie jest "Zelig" (zresztą co to znaczy,że dany humor jest prosty, a inny inteligentny? ). Niemniej mieszanie Tyma i jego filmu z błotem z dna jest przesadą. "Miś", gdy się pojawił był uznawany za słaby i faktycznie, obiektywnie patrząc, taki jest, bo gra aktorów jest nierówna, podobnie jak akcja filmu, ale z czasem urósł do miana "kultowej polskiej komedii" nie za sprawą majstersztyku reżyserii Bareji, ale raczej dzięki takim, a nie innym realiom naszej rzeczywistości.
Podsumowując, trochę więcej tolerancji i szacunku dla zdania innych. Pozdarawiam.
Z tym absurdem to może nie do końca jasno się wyraziłem. Nie jest absurdem stwierdzenie, że Ryś jest śmieszny, bo jak napisałem, rozumiem, że może niektórych śmieszyć.
Absurdem jest twierdzenie - formułowane tu przez wielu zwolenników Rysia - że krytykujemy ten film, bo NIE ROZUMIEMY tego rodzaju humoru. To podejście krytykowałem i nazwałem absurdalnym. Bo ja bardzo dobrze rozumiem te żarty. I mimo to mnie nie śmieszą. Myślę, że większość ludzi ma podobnie. Więc chyba jednak problem tkwi nie w naszym niezrozumieniu, ale w słabości tych żartów...
Krytykować, warto a nawet trzeba! Z tym filmem jest naprawdę dziwna sytuacja,bo dawno już chyba nie było tylu odmiennych zdań. Nie uważam się za kogoś kto lubi "niski poziom rozrywki" (no ale pewnie się mylę), śmieszą mnie filmy Allena, braci Cohen, Monty Python, i film Tyma też mnie rozbawił dosyć solidnie, no ale może ja byłem na innym filmie, tudież coś było w tym soku, który przemyciłem do sali kinowej? "Ryś" to rozrywka dość prosta ale nie prostacka. Pozdrawiam.
Ty tam aluzyjności nie widzisz nigdzie? Wielowarstwowości też nie widzisz? Ja widzę. Widzę też w jednym z komentarzy chłopaka który napisał, że chciał wyjść z kina ale nie mógł - wychowawczyni była obok. Po przeczytaniu czegoś takiego trudno się dziwić, że ktoś argumentuje swoje odmienne zdanie mówiąc , że zrozumiał film. A Tym to chyba nie jest człowiek, który na stare lata zrobiłby film tylko dla kasy - po to się występuje w reklamie. Ja myślę że on coś do powiedzenia nam miał, tak jak Bareja. Myślę też, że gdybyśmy mieli w kraju oficjalną cenzurę - to przynajmniej o połowę krótszy by ten film był. Takie jest moje prywatne, subiektywne zdanie.